Sokół tygodnia

Jeszcze nigdy w historii ludzkości tak wielkie rzesze ludzi nie pogrążyły się w smutku i żalu, bo nie zdarzyło się, by odszedł człowiek jednoczący tak wiele dusz. Właśnie wielkość Jana Pawła II mierzona może być tylko jedną miarą – milionami serc związanych z Jego Osobą. Teraz, gdy już go nie zobaczymy fizycznie, będziemy Go mieć w sobie, patrząc oczami duszy i to jest Jego największe zwycięstwo – polski papież światowego formatu zostaje z nami w naszych sercach

Nie tylko pamięć...

Duma i przerażenie
Na wieść o wybraniu papieżem Polaka cała moja rodzina wpadła w euforię. Czuliśmy się dumni, dowartościowani jako obywatele naszego sponiewieranego komunizmem narodu. Szalone nadzieje, które przecież się ziściły, wiara w siłę charakteru, w nadzwyczajne poparcie Jana Pawła każdemu dawały moc przeciwstawiania się idiotyzmom władzy. Dla mnie nie miało to wtedy religijnego znaczenia, raczej patriotyczne. Jednak regularniej zaczęliśmy chodzić do kościoła, a i kazania w naszej parafii też zaczęły być bardziej podtrzymujące na duchu. I tak wola Ojca Świętego pomogła zmienić wszystko. Niestety, zmiany okazały się nie tak doskonałe. Straszne, że już Go nie ma. Teraz, może jeszcze gdyby chociaż 10 lat czuwał nad światem, i dawał przykład własnym życiem, to i w naszej ojczyźnie wymiotłoby od sterów tych farbowańców, którzy tak niedawno zaprzeczali istnieniu Boga, a teraz modlą się pod figurą. Zabrakło Go za wcześnie. Obawiam się, że zacznie się coś w rytmie „hulaj dusza – piekła nie ma”. Jestem przerażona! (bak)

Biskup na nartach
Miałam szczęście trzy razy w życiu znaleźć się w pobliżu Jana Pawła II. Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy, stał w asyście kilku narciarzy tuż za mną, w ogonku do wyciągu na Gąsienicową. Wtedy jeszcze nie był papieżem; ktoś trącił mnie w ramię i szepnął: – Co za doborowe towarzystwo dzisiaj na nartach! Przed chwilą zjechał generał Kuropieska, a teraz kardynał Wojtyła z Krakowa! Obserwowaliśmy jego jazdę do kotła po marcowym firnowym śniegu - jechał spokojnie, skutecznie, pewnie i elegancko. Silny mężczyzna o mocnych nogach. Kilka lat później upewniłam się, że to na pewno był Karol Wojtyła, kiedy pod znanym oknem na Piazza San Pietro zobaczyłam uśmiechniętą twarz naszego Jana Pawła II. Po raz trzeci widziałam go z daleka na podkrakowskich Błoniach w czasie jednej z jego wizyt w kraju. Niezwykłe w tych wydarzeniach jest to, że ja - ateistka za każdym razem odbierałam ten wzrokowy kontakt jako coś niezwykłego; spotkanie z tym człowiekiem robiło na mnie niesamowite wrażenie, jakieś zafascynowanie jego osobą, mrowienie po plecach... Trudno to określić, ale na pewno chęć nawiązania rozmowy, potrzeba bycia w pobliżu. Wyobrażam sobie co czują ci, którym dane było zbliżyć się do tej postaci... Co czują teraz, skoro mnie jest tak trudno pogodzić się z jego nieobecnością... (bak)

Spotkania z Papieżem
Pierwszy raz uczestniczyłam we mszy odprawianej przez Papieża w Płocku 7 czerwca 1991 roku podczas Jego czwartej pielgrzymki do ojczyzny. Zabrał nas tam ksiądz, który w liceum uczył religii. Traktowaliśmy ten wyjazd bardziej jako przygodę niż duchowe spotkanie z autorytetem, który wtedy mówił do nas: - Jesteście Kościołem jutra, jesteście Kościołem nadziei. Dojrzewaliśmy do bycia dorosłymi ludźmi już w wolnej Polsce, nie zdając sobie sprawy jak wiele od nas zależy, jak wiele mamy do zrobienia. On już wtedy to wiedział.
Osiem lat później – 10 czerwca 1999 roku stanęłam na siedleckim placu celebry po raz kolejny w ważnym dla siebie momencie życia. Za pięć dni miała się odbyć moja obrona pracy magisterskiej, a za dwa tygodnie - ślub. Tamto spotkanie przeżyłam bardzo głęboko i w pełni świadomie, nasłuchując każdego słowa z dziwnym przekonaniem, że czekam na jakiś znak, wskazówkę, dobrą radę. Pamiętam opowieści ciotki, która jako stewardesa obsługiwała lot z Papieżem na pokładzie. Obsługa przygotowana na wszystkie zachcianki niezwykłego pasażera, na pytanie o to, co chciałby zjeść na obiad, usłyszała: - Kartofli ze zsiadłym mlekiem. I wtedy w Siedlcach tak właśnie odbierałam Papieża – jako mentora, nauczyciela, autorytet, ale też zwykłego, bliskiego człowieka. Takie też było jego przesłanie – proste, a jakże głębokie: - Bóg jest miłością. Pochylam głowę i proszę, żeby został na zawsze. (isa)

Nadzieja
Cały dzień słucham przez radio wypowiedzi tych wszystkich osieroconych moich rodaków. Sama też się tak czuję. Tyle razy Papież poświęcał nam swoją energię, tyle razy przemawiał do naszych sumień i to prawda, że puszczaliśmy wiele mimo uszu. Ale ten ogólny żal, często rozpacz wydają się tak szczere i ogarniające cały naród. Nawet ludzie dzisiaj rozmawiają ściszonym głosem; wydaje się, że i samochody nie jeżdżą tak po wariacku. Wierzę, że z tego smutku odrodzi się tęsknota za papieskim słowem, za papieską nauką, którą nareszcie weźmiemy sobie do serca! Sama czuję, że muszę kupić sobie książki, filmy i nagrania przemówień Ojca Świętego. Będąc pedagogiem wiem, że wystarczy często słuchać czyjegoś głosu, aby po pewnym czasie przesłanie dotarło tam, gdzie powinno! Wierzę, że Jego śmierć uszlachetni nas, pomoże nam dostąpić uczuć wyższych. Wierzę, że chciwcy opamiętają się w pogoni za mamoną, że człowiek zacznie kochać bliźniego... No może nie tak od razu, ale uważnie czytajmy i słuchajmy tego co nam zostawił Jan Paweł II - to musi zadziałać! (bak)

Na zawsze
- Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi. Tej ziemi – te słowa zna każdy Polak. Ojciec Święty odnowił oblicze każdego z nas – budził nadzieję, szerzył wiarę, poił miłością... Każda Jego pielgrzymka do ojczyzny gromadziła tłumy wiernych. Niestety, mi nie dane było zobaczyć Ojca Świętego na żywo. Teraz ogromnie tego żałuję, mam nawet wyrzuty sumienia – jestem w końcu katoliczką i... zawsze kochałam Papieża. Babcia, ciocie, mama – to dzięki nim Go poznałam, przesiąknęłam Jego osobą, słowami. Każdą wizytę śledziłam w mediach, słuchałam z rozrzewnieniem, płakałam i czułam, że naprawdę podnosi mnie na duchu, że otwiera moje serce... Tyle słów chce się teraz napisać, ale niewiadomo od czego zacząć, jak zacząć... Czuję, że straciłam część siebie, gdzieś tam w głębi zrobiło się pusto. Łzy same napływają, ale przecież On nie odszedł – jest we mnie, w każdym z nas. Wiem na pewno jedno - że tak jak czuwa nade mną mój dziadek, tak i Ojciec Święty będzie czuwał nad nami wszystkimi. Już zawsze. (syl)

Lekcje serca
Przez cały okres swego pontyfikatu odwoływał się do naszego sumienia. Nie pouczał, nie moralizował, a uczył. Mam wrażenie, że słuchaliśmy, ale nie słyszeliśmy Jego słów. Nawet jeśli przyjechał do Polski, popatrzyliśmy na „piękne widowisko” i nic więcej. Bo czy byliśmy dla siebie lepsi? Wydaje mi się, że dopiero teraz dociera do nas, jakim był Wielkim Człowiekiem. Tak już jest, że Polacy często nie doceniali wspaniałych ludzi za życia, chociażby C.K. Norwida czy A. Mickiewicza. Również, kiedy umiera nam ktoś bliski, wtedy najczęściej nadchodzi refleksja, że za mało okazywaliśmy swoje uczucia, nie dostrzegaliśmy tego, co robił, często byliśmy obojętni lub nawet niesprawiedliwi. Niechaj śmierć Jana Pawła II będzie dla nas zadumą, może nawet lekcją pokory i miłości do bliźnich, w czynach, a nie tylko podczas godzinnej mszy… I znów nasuwają się słowa ks. Jana Twardowskiego: „Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…” Wierzę, że nauki naszego Papieża i wszystko, co uczynił dla świata i każdego z nas, nie pójdą na marne, że zaczniemy odbierać je sercem, na zawsze. (dag)

Papieska ulica
Ledwie godzina minęła od ogłoszenia komunikatu o śmierci Ojca Świętego, a ulica mińska zmieniła oblicze. Niektóre lokale rozrywkowe zakończyły działalność. Przed Alternatywą spotkałem ludzi, którzy opuścili lokal, a jego barman ze smutkiem pokazał na drzwi dając do zrozumienia, że nie chciałby zamykania pubu z takiego właśnie powodu. W kilkanaście minut później w La Belli nie było ani jednego gościa. Z innych lokali ludzie wychodzili zasmuceni, wyciszeni i pełni zadumy. Nieliczne były zachowania nie licujące z powagą chwili. Za to kościoły wypełniły się wiernymi pogrążonymi w modlitwie. Niedzielna, pełna słońca mińska ulica opustoszała. Domownicy przed telewizorami i odbiornikami radiowymi wysłuchiwali komunikatów z całego świata, który zjednoczył się w smutku. W lokalach było cicho i spokojnie. Większość moich rozmówców przyjęła odejście Jana Pawła II jako normalną kolej rzeczy, choć fakt ten nikogo nie cieszył. Nawet niewierzący o Jego osobie wyrażali się z wielkim szacunkiem. Spotkałem się z opiniami dotyczącymi następców na papieskim tronie. Przeważało przekonanie, że czeka ich niełatwe zadanie, jakim będzie otwarcie Kościoła na świat, który oczekuje reform niemożliwych do spełnienia w czasie ostatniego pontyfikatu.
Telefony od czytelników i nasze obserwacje dotyczą jeszcze jednego problemu – nie wszyscy jednakowo przeżywają odejście Karola Wojtyły. Razi szczególnie brak żałoby na gmachach niektórych instytucji. A przecież On i Polska – to w tej chwili powinna być jedność myśli. Tak, bo Jego myśli nie umarły, a nasze będą do Niego powracać często. Czekamy teraz na orędzie burmistrza miasta, którego Jan Paweł II jest Honorowym Obywatelem. I na jeszcze jeden dowód szacunku dla Niego, jakim winno być miejskie nabożeństwo żałobne. (jot)

Barwy życia
Umarł człowiek… To prawda, że nietuzinkowy i wiele znaczący w społeczności międzynarodowej. Tę śmierć jak i inne rozpatruję w kategoriach ludzkich. Zimnych i rzeczowych. 2 kwietnia o godz. 21.37 zmarło na świecie tysiące ludzi. Setki zagłodzonych dzieci codziennie zbiera żniwo śmierci. Odchodzą w ciszy i pokorze wobec nieznanego. Bez przepychu, histerii i zbędnych misteriów. Jakże ludzki wymiar miała śmierć i pochówek Jezusa Chrystusa. Jak cudownie i ujmująco do dziś przemawia Pasja. Cóż! Namiestnicy nie poszli śladami Mistrza. Z wieku na wiek obrastali w pióra, stając się potęgą finansową świata, zupełnie niepotrzebnie swoją pychą i bogactwem kłując w oczy wiernych i tych niewierzących. Twardo oddzielam Boga od religii. Ten pierwszy chodząc w łachmanach nauczał miłości… Z namiestnikami bywało różnie. Wystarczy zajrzeć do historii. Umarł człowiek… Rozumiem ból, żal i rozpacz. Byłem świadkiem wielu śmierci i pogrzebów. Smutek i samotność tych co zostają zawsze jest taka sama. Jan Paweł II wszedł po raz ostatni na swój szczyt, gdzie zmroził go chłód śmierci. Cześć wielkiemu Polakowi, który dla mnie był i pozostanie tylko człowiekiem. A może aż…? (kso)

Dar miłości
Za kilka dni będziemy obchodzić 25. rocznicę ślubu. Nasze radości i smutki, czas dorastania naszych dzieci, to także czas pontyfikatu Ojca Świętego. Tak niedawno słuchaliśmy z wypiekami Jego pierwszych homilii. By spotkać się z Papieżem, biegliśmy ze skrzydłami u ramion przez Błonia przy Stadionie Dziesięciolecia, wędrowaliśmy w pielgrzymce. Z czasem nasze buty się zakurzyły, miłość zszarzała, a serca uwięzły w chaosie codziennego życia. Dzisiaj raz jeszcze, w chwili swojej śmierci, uzdrowił nas i dał naszemu życiu sens. Mamy nadzieję, że ten dar będzie owocował w nas bardzo długo. (ret)

Numer: 2005 15





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *