Czym Mińsk Mazowiecki różni się od swojej oplatającej go sąsiadki? Wizualnie prawie niczym, szczególnie w osadach graniczących z miastem, gdzie dodatkowym atutem jest spokój i niższe ceny działek budowlanych. Odstraszają jednak dziury energetyczne, drogi oraz brak gazu i... kanalizacji

Walka o rury

Jeszcze przed ostatnimi wyborami samorządowymi burmistrz Grzesiak tłumaczył, dlaczego tak droga jest w Mińsku Mazowieckim woda i ścieki. Wszystko przez brak optymalnego wykorzystania sieci wodno-kanalizacyjnych, które nie przekraczało 60%. Słowem, gdyby było więcej odbiorców wody i dostarczycieli ścieków, koszty jednostkowe radykalnie by się zmniejszyły. Miasto ma ograniczone tempo rozwoju, chociażby przez szczupłość terenów, więc naturalnymi partnerami są sąsiedzi z mińskiej gminy. Mimo starań, a nawet deklaracji koncepcja współpracy miasta z gminą jest wciąż stricte teoretyczna.

W podjętej na początku roku strategii rozwoju gminy do 2020 roku problem kanalizacji załatwiono kilkoma zdaniami. Jest tam stwierdzenie, że gminny system kanalizacji to rury odprowadzające ścieki do... zbiorników bezodpływowych, które opróżniane są okresowo. Ot, jak fachowcy ładnie nazwali zwykłe szamba, ale to jeszcze nie koniec. Otóż, aby zmienić ten niekorzystny stan rzeczy, w 2000 roku opracowano koncepcję sanitacji całej gminy. Właśnie mija 5 lat od tego wiekopomnego czynu podmińskich radnych, a kanalizacja nadal tkwi w sferze koncepcji. No, może nie do końca, bo przecież oddano oczyszczalnię w Janowie (dla szkoły i bloków po byłym PGR), zbudowano oczyszczalnię dla zespołu szkół w Niedziałce i skanalizowano część Karoliny między ulicami Żwirową i Huberta. W sumie więc kanalizacja w mińskiej gminie istnieje, ale cóż znaczy 2,4 km sieci dla 52 gospodarstw domowych, gdy wszystkie okoliczne miejscowości czekają na rury jak kanie dżdżu. Szczególnie Stojadła, mając zebrane pół miliona od mieszkańców. Gdy już wszyscy myśleli, że kanalizację mają z głowy przez najbliższe 5-10 lat (wójt rozpoczął budowę trzech szkół), z nieoczekiwaną pomocą przyszło miasto, znosząc wszelkie ograniczenia i wręcz namawiając do ściekowej wspólnoty.
- Był projekt trzech oczyszczalni, ale w obecnej sytuacji chcemy wszyscy podłączyć się ze ściekami do sieci miejskiej. Niech to będzie jedyna obowiązująca w gminie koncepcja sanitacji – domagał się zmiany uchwały Mieczysław Kosiński. Radny tłumaczył, że takiej okazji nie można zmarnować, gdy miasto pokrywa wszystkie koszty budowy w swoich granicach, a szybkie wejście z inwestycją umożliwi gminie pozyskanie funduszy strukturalnych, z których do tej pory wójt nie wziął ani złotówki. Wójt Dąbrowski oskarżany przez opozycję o torpedowanie kanalizacji (bo w głowie ma tylko szkoły i wodociągowanie) zarzuty Kosińskiego nazwał kłamstwami.
- Mamy bardzo dobrą koncepcję sanitacji gminy stworzoną przez firmę Banaszków. Wystarczy zamiast oczyszczalni nanieść na mapę kolektory i zmienić niektóre trasy rur, by dopasować ją do sieci miejskiej – upierał się wójt, pokazując przy pomocy zastępcy oznaczone na mapie wcięcia w miasto. Ale i to nie zadowoliło Kosińskiego, który dopatrzył się rozwiązań tylko dla najbliższych sąsiadów Mińska, a nie wszystkich, ponad 40 wsi. Z zarzutami wystąpiła też Barbara Szopa, opowiadając o wizycie w mińskim PWiK. Pytała dyrektora Samulika, skąd się wzięło opóźnienie, że gmina nie może się przyłączyć do sieci.
- Usłyszałam, że prezes wydał już dwukrotnie warunki techniczne, ale bez odpowiedzi ze strony gminy – oskarżała radna, tłumacząc jednocześnie, że PWiK musi otrzymać dane o ilości ścieków i miejscu podłączenia rur.
- PWiK otrzymało koncepcję sanitacji ze szczegółami. Pierwsze pismo poszło w sprawie Stojadeł, drugie konkretyzowało Osiny – odpierali ataki wójtowie, tłumacząc radnym, że w obecnej sytuacji budżetu i gminnych inwestycji (szkoły, wodociągi) kanalizacja musi zaczekać. Nawet w Stojadłach, bo w wieloletnim planie inwestycyjnym zaplanowano jej finisz na 2008 rok. Chyba, że rzeczywiście stanie się cud i gmina pozyska co najmniej 20 mln zł z funduszy unijnych. Wtedy nawet najodleglejsze przysiółki nie będą miały kłopotu z przepełniającymi się szambami, które jakoś trzeba opróżniać, by nie dać zbyt dużo zarobić którejś z 13 firm asenizacyjnych działających w mińskiej gminie za zgodą wójta.
Za wszystko trzeba płacić, o czym doskonale wiedzą mieszkańcy wsi. Już narzekają na drogą wodę, a co będzie, jeśli dojdą wcale nie tańsze, bo po mińskich cenach, ścieki? Może więc siłą rzeczy trzeba kanalizować (i gazyfikować) tylko najbliższe miastu zaplecze inwestycyjne. Po co więc ta zapalczywa walka o rury? Każdy chce jakoś zaistnieć, a w głośnych bitwach wykluwają się nowe nadzieje. Nawet takie o nieuchronnym wchłonięciu gminy przez miasto. Wtedy rzeczywiście nie byłoby z kim i o czym dyskutować, a rury położyłyby się same.

Numer: 2005 14





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *