Głosem artysty

Porozmawiajmy o sztuce. O sztuce, która jest w naszym zasięgu. Klasykę zostawmy muzeom i galeriom aukcyjnym. Czy można mieć puste ściany w domu? Można. A czy artystę można zrobić w trąbę urzędniczą? Też można. No to poczytajcie...

Rarytasy

Głosem artysty / Rarytasy

Byłem w takich mieszkaniach, gdzie siedziało się na skórzanych fotelach i gapiło w telewizor o rozmiarach dużego okna. Na ścianie wisiał poczerniały, upstrzony przez muchy obraz przedstawiający brzózki nad rzeczką malowany przez stryjka Eustachego. Na pewno ze względu na to, że był od cioci, czyli za darmo, nie wylądował w śmietniku. Na przeciwległej ścianie, podobnie wiekowa reprodukcja „Słoneczników” Van Gogha. Na pytanie, dlaczego nie ma w całym mieszkaniu choćby jednego obrazu, na którym można byłoby zawiesić wzrok, gospodarz wzruszył ramionami mówiąc:
- A po co? Otóż po to, żeby się różnić od tego betonu i wapna, które otacza nas w naszych domach, żeby choć odrobinę zbliżyć się do piękna, które też nas otacza, któremu jednak odmawiamy prawa istnienia blisko nas.
Artyści, którzy poświęcają siebie sztuce, pragną też móc żyć z tego, co robią, aby dalej tworzyć. Niestety! Poza kilkoma wylansowanymi, rzesze twórców klepią biedę. W społeczeństwie zawód glazurnika, hydraulika i inne podobne spotykają się z szacunkiem i wiadomo: przyjdzie, zrobi swoją robotę, należy się zapłata i nie ma dyskusji. Nikt nie powie stolarzowi: rozmyśliłem się, tyle tych krzeseł nie wezmę. Biorę dwa. Resztę może pan przecież komuś sprzedać! Co to by się działo, gdyby się zdarzyło! Bez pomocy lekarskiej by się nie obyło!
Oto scenki wcale niefikcyjne. Artysta malarz stoi przed Wysokim Urzędnikiem Najwyższego Urzędu w mieście.
- Kupimy! - mówi Urzędnik. - Zrobimy kalendarz na następny rok z mińskimi pejzażami, wydrukujemy także pocztówki. Artysta kupuje więc krosna malarskie (płótno naciągnięte na drewnianą ramę i zagruntowane), farby i inne media potrzebne w końcowej fazie pracy, wydaje na to około tysiąc złotych i jeszcze tylko przyzwoita rama, średnio po dwieście zł sztuka. Można to zsumować, tylko po co, skoro Wysoki Urzędnik, gdy malarz przedstawił swoje prace, prawie stracił swój początkowy entuzjazm i ocenił: - Weźmiemy ewentualnie dwa obrazy… resztę może pan… Warto wspomnieć o tempie, w jakim zapada decyzja w tej sprawie. Właśnie mija ósmy miesiąc, a Wysoki Urząd nadal podejmuje decyzję. Szaaaa! Nie wolno Urzędowi przeszkadzać w myśleniu!
Potencjalni klienci oglądają i pytają o cenę. Malarz ocenia intelektualne i materialne możliwości amatorów sztuki, i podaje połowę ceny.
- Ile? Tysiąc złotych? Chodź Jadzia! Idziem! Szwagra kumpel, rzeźnik, też maluje i u niego za dwie stówy to można kupić o taki! - rozkłada ręce, jakby pokazywał rybę życia, którą złowił we śnie. Tacy ludzie to stuprocentowi klienci kwiaciarń i księgarń, gdzie można kupić komputerowo robione reprodukcje kiepskich na ogół malarzy po 180-200 złotych za sztukę.
Byłbym niesprawiedliwy, gdybym tylko tak widział społeczeństwo. Oto pewien emeryt ubolewał, patrząc na mój obraz: - Rzuciłem palenie, nie piję, odkładam z każdej emerytury i już jeden obraz mam, chciałbym kupić jeszcze jeden, ale mi brakuje. - Ile pan uzbierał? – pytam. - Tyle - pokazuje. - Proszę. Obraz jest pana.
Inne, młode małżeństwo też chce kupić obraz do swojego mieszkania.
- Macie nowe mieszkanie? - pytam. - Jeszcze nie - mówią - ale chcemy zacząć urządzanie naszego gniazdka od kupna obrazu.
Chwalebne? Na pewno. Czego i Państwu życzę.

Numer: 2007 20   Autor: Rajmund Giersz





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *