Zaklinanie wiosny na nic się nie zda. Jeśli ma wybuchnąć, to w końcu to zrobi, czy tego będziemy chcieli, czy nie. Tak jest ze wszystkim, a z miłością przede wszystkim. Zbyt długie czekanie może jednak obrzydzić nadzieję. A jak jest z losem, szczęściem, bogactwem, miłością... zaklinać je czy czekać? Każdy z nas ma swoją receptę, ale też każdy winien wiedzieć, że najważniejsze w życiu jest poczucie swobody
Szpalty wolności
Słowo daję, mam pierwszą tremę przed napisaniem jubileuszowego felietonu. A miało być lekko, trochę patetycznie i z czułą retrospekcją. A ja pamiętam tylko strzępy rozmów sprzed 12 lat. Jak tę z Korwinem Mikke, gdy goszcząc w mińskim pałacu, otrzymał egzemplarz starego „Dzwonu”, który ukazywał się wprawdzie bez pełnego koloru, ale za to z kredową okładką i wkładką pełną reklam. Pogonił mnie wtedy Korwin, och pogonił, bym jak najszybciej wydawał własną gazetę, bo robiąc tak dobrą społecznie, mam szansę na sukces. Omal go nie przekląłem za takie dictum, ale zacząłem myśleć i coraz bardziej bać się własnych marzeń. Tym bardziej, że w drodze było czwarte nasze dziecko i nie mogłem rodziny puścić z torbami. Dziś nasza Ewa skończyła 12 lat i jest - jak Co słychać? - moim oczkiem w głowie, a być może następczynią (?!)
Ale wtedy, w 1995 roku, już nie było odwrotu, bo ziarno odwagi zaczęło pęcznieć nadzieją. Dodawała mi animuszu Bożena Abratowska, a gdy wytrzymaliśmy na rynku kilka miesięcy - Ewa Sobocińska. Obie wzbogacały Co słychać? czymś innym, ale też bez nich trudno było myśleć o rozwoju. Ileż to było dyskusji, co robić, by się lepiej sprzedawać, ale zawsze pamiętaliśmy, by nie sięgać bruku i nie dać się uzależnić od wpływów politycznych.
Wiedzieliśmy również, że nasze Co słychać? powinno wyróżniać się jakością zarówno szaty graficznej, jak i poziomem artykułów. A to wszystko oznaczało, że będziemy poczytni i - co za tym idzie - wolni.
Światło owej wymarzonej wolności nigdy nie przestało jaśnieć na szpaltach Co słychać? i mam nadzieję, że nie zagaśnie. Oby starczyło zdrowia, bo zapału, talentu, jeszcze u nas dostatek. Nawet miłości do tych kart, które z bólem rodzimy już pięćsetny raz, a to daje 16 tysięcy stron i około 30 tysięcy artykułów.
Dziękuję wszystkim za współpracę. I tym, którzy są z nami od początku, tym z kilkuletnim okresem wspólnej pracy i przelotnym prasowym czy reklamowym ptakom, które zagościły na naszych szpaltach choć jeden raz. Serdecznie dziękuję za każde dobre i sprawiedliwe słowo, każdą krytykę sprzyjającą rozwojowi czasopisma, a nawet zawistne działania, które też uczą życia. Niech zostanie bez nazwisk, choć dwa, tym razem męskie, aż cisną się na usta. To Jurek Adamczak i Józek Lipiński, których ceniłem za życia, a jeszcze bardziej po ich nieoczekiwanym odejściu. Obaj tacy wtedy różni, a dzisiaj jakże do siebie podobni.
- Ale z żywymi... - jak podpowiada poeta - trzeba iść dalej. Więc idźmy, byleby po ludzku, coraz mądrzej, ciekawiej, radośniej, bogaciej i miłośniej.
Z okazji tak miłego jubileuszu dajemy naszym Czytelnikom skromne, ale pożyteczne podarki - żeton do otwierania wszystkich wózków w sklepach (szkoda, że nie kas) i dwie specjalnie przygotowane z okazji 500. numeru pocztówki.
To nie koniec możliwości zdobycia gadżetów, bo w sobotę w mińskim pałacu (lub przed) nastąpi kulminacja obchodów z atrakcjami prezentowo-kulinarnymi. Już dziś zapraszam i proszę mi wierzyć, że warto.
A tymczasem do zobaczenia w pierwszym numerze nowego półtysięcznika. Na tysięczny trzeba poczekać tylko 10 lat.
PS. Czekamy na wiersze i opowiadania o Co słychać?. Jest jeszcze czas do soboty, 5 maja br.
Numer: 2007 18 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ