Sokół tygodnia

Mając nadmiar pieniędzy, a raczej kiedy nam się tak wydaje, rzucamy się do urzeczywistniania niespełnionych jeszcze marzeń. Szybko się okazuje, że przekraczają one granicę osiągniętego statusu finansowego i... zadowalamy się tanimi namiastkami naszych marzeń. Kiedy popłacimy wszystkie rachunki, z resztką pieniędzy na zakupy idziemy do marketu, bo tam puszka szprotek kosztuje 30% taniej, niż w zwykłym spożywczaku. Dlaczego tak się dzieje? Kusi piramidka malejących cen na plakatach reklamowych, wabią kolorowe opakowania, cieszy oko modny krój ciuszka opinającego supermodelkę... I to wydaje się być w zasięgu możliwości naszych kieszeni, bo na każdym zakupie oszczędzamy. Ale czy naprawdę?

Czary promocji

Byle nie dokładać
Kiedy otwierałam sklep, wiedziałam, że do handlu potrzebny jest talent. Teraz wiem, że i przebiegłość. Najważniejsze, żeby do interesu nigdy nie dokładać. Zdaję sobie sprawę z tego, że to się dzieje kosztem klienta, ale tyle razy byłam oszukiwana, że teraz oszukuję bez specjalnych wyrzutów sumienia. Niech każdy sam odpowiada za swoją naiwność. Wielu sposobów nauczyłam się od tych wielkich marketów. Zobaczyłam np. zwyczajne, nie najlepiej uszyte kufajki leżące na stosie, a nad nimi napis PROMOCJA! Cena 37 zł. Kurtka obszerna, a cena mała... tak by się wydawało. Po dokładnym obejrzeniu stwierdziłam, że ta kurtka powinna kosztować nie więcej niż 20 zł. A i tak jako-tako będzie wyglądała tylko do pierwszego prania. Miałam w moim sklepie torby na ramię, trochę w stylu kowbojskim, takie z frędzlami. Leżały i nikt tego nie chciał kupić. W hurtowni były akurat zamszowe, krótkie, botki też z frędzlami. Wpadłam na pomysł sprzedaży wiązanej. Botki były po około 40 zł, torby kiedyś kupiłam po 10 zł. Wywiesiłam transparent, że jest wyjątkowa promocja, bo do botków za 65 zł dodaję kowbojskie torby... za darmo! No i poszło wszystko. Bardzo często większość towaru mogę sprzedać, kiedy ogłaszam promocję, zwykle jest to nieco wyższa cena, a po kilku tygodniach resztki sprzedaję dużo taniej jako „okazję”. Ludzie reagują widać, na słowa pochodzenia obcego. „Okazja” nie jest tak skuteczna jak „promocja”. (bak)

Jaśnie wielmożny chłop
Sto lat temu cesarsko-królewska Galicja była jak kundel - wielorasowa. Wszystkie narody i wszystkie stany mieszały się tam niemal dowolnie. Podobnie działo się w kręgach zawodowych, ale w handlu prym wiedli Żydzi. Polscy kupcy i sklepikarze ledwie wychodzili na swoje, a żydowskie sklepy prosperowały nieźle i to sprzedając towary po niższej cenie! I to był pierwszy sposób na zarozumiałych Polaków-katolików. Drugim była wschodnia czołobitność wobec klienta, który w sklepie traktowany był jak panisko. Ale najbardziej przebiegłą sztuczką przy drogich zakupach była ukryta siurpryza, czyli niespodzianka. O jednej z nich traktuje autentyczna historyjka. Po sprzedaniu sztuki bydła wieśniak poszedł do sklepu kupić sobie jesionkę. Trafił na duży wybór, a Żyd zachwalał walory każdej z nich. Chłop targował się zawzięcie i wybrzydzał licząc w pamięci, ile reńskich zostanie po tak luksusowym nabytku. Na koniec zdjął z wieszaka najtańszy paltot, ale ujrzawszy w lustrze postać ubraną jak strach na wróble, szybko chciał się z niego wydostać. Widząc reakcję wieśniaka, sklepikarz uruchomił całą gamę perswazji, obniżył cenę o połowę, a na koniec zaproponował, by chłop sam poukładał sobie kieszenie – wtedy jesionka na pewno będzie pasować do figury, jak ulał. Zachęcony niską ceną, chłop poszperał po kieszeniach i w wewnętrznej namacał przedmiot, który znaleźć się tam nie powinien. Podszedł więc do okna i odwróciwszy się plecami do kupca, szybko zerknął w uchyloną kieszeń i ujrzał złoty zegarek. Zapłacił kupcowi i chwyciwszy starą kapotę, pośpiesznie opuścił sklep. Oddalając się, słyszał życzenia pomyślności dla „jaśnie wielmożnego pana”, którym się poczuł mając zegarek - symbol wyższej sfery.
Śmiechu było co niemiara, kiedy w domu wyszło na jaw, że razem z jesionką nabył tombakową zabawkę dla dzieci, jakich pełno było na odpustowych straganach. Pogodziwszy się ze sromotą, wieśniak w chłodne dni paradował w jesionce z podniesioną głową, mając w pamięci głębokie ukłony Żyda i życzenia dla jaśnie wielmożnego pana. Z głową w chmurach nie dostrzegał dziatwy naśmiewającej się po kątach z chodzącego stracha na wróble. (jot)

Złudna nadzieja
Powiadają, że reklama jest dźwignią handlu, a ja dopowiem, że jest siostrą oszustów. Już w latach czterdziestych spotkałem się na jarmarku w Latowiczu z oszustami grającymi w lusterka – malowanki. Żeby zwrócić na siebie uwagę i zwołać chętnych i gapiów do stolika, mistrz wołał na cały głos: - Taak! Jajka na dół, w górę ptak! Wnet się zbierał ludek i rozpoczynała gra, w której jeden ze wspólników przebranych za chłopca wygrywał. Decydowali się następni, ale już z gapiów, przegrywając utargowany grosz za sprzedane prosiaki czy zboże.
Przewrotna była powszechna reklama sklepowa w okresie socjalizmu w Polsce – na wystawach reklamowano dobre rzeczy, których nie było w sklepie. Gdy chciało się coś kupić, powołując się na wystawę, sprzedawcy odpowiadali, że już tego towaru nie ma albo będzie sprzedawany po zmianie wystawy.
Warto wspomnieć uzdrowicieli przechwalających się o skuteczności ich dotyku, promieniowania, a nawet obecności w ich otoczeniu. Skutecznemu leczeniu podlegają wszystkie choroby z leczeniem pozawałowym i rakiem włącznie. W tym wypadku graniczy to z czymś więcej niż z oszustwem, bo od chorego wyłudzane są grube pieniądze za złudną nadzieję wyleczenia. (fz)

Uciąć palec
Narrator w telewizji aż zachłystywał się opisując walory noży ostrzonych laserowo. Efektowne cięcie skracało gwóźdź o łebek, a nóż dalej nadawał się do użytku. Ten pokaz potencjalnych nabywców przekonywał natychmiast. Zbędne były pozostałe demonstracje innych ostrzy przeznaczonych do cięcia pomidorów, mięsiwa czy pieczywa – nóż z ostrzem wyprowadzonym laserowo stał się hitem. Oprócz telewizyjnej wysyłki takie noże można było kupić wszędzie za niecałe... ileś tam zł. Teraz w domostwach pełno tego cudu techniki... marketingowej. Kłopot z nimi jest taki, że tępią się one jak wszystkie inne noże, ale trudno je naostrzyć zwyczajnym sposobem. Kiedyś gospodyni stępiony nóż sama podostrzyła na kamiennym garnku lub osełce. Z cudownym ostrzem ten numer nie przejdzie! Bez laserowego szlifierza nie da rady, ale gdzie go szukać? Tego żadna reklama nie podpowiada, trzeba więc sobie radzić po staremu, a więc mieć chłopa w domu, który cierpliwie nóż naostrzy. (jot)

Hiperpromocja
Hasło „promocja” na wielu działa jak lep na muchy. W supermarketach biegamy pomiędzy półkami, szukając wzrokiem tego napisu, żeby zapełnić koszyk kolejnym produktem. Wychodzimy przekonani, że zrobiliśmy interes życia i jesteśmy dumni ze swojej gospodarności i oszczędności. Pewność ta rozwiewa się podczas rozpakowywania zakupów w domu, kiedy okazuje, że wszystkiego kupiliśmy za dużo. Pomysł super czy hipermarketów opiera się właśnie na przekonaniu klienta, że kupuje taniej. Ale za możliwość kupowania wszystkiego w jednym sklepie trzeba płacić - za przestronne parkingi podziemne, ekskluzywne galerie handlowe, próbki produktów rozdawane przez młode hostessy czy za świąteczne okazje. Wszystkie te atrakcje wliczone są w cenę naszych zakupów. Dodatkowo do rachunku trzeba doliczyć koszt podróży (najczęściej do stolicy lub na jej obrzeża), na który składa się nie tylko benzyna, ale też wizyta w Mc Donaldzie i okazyjne, przypadkowe zakupy po drodze. (isa)

Małym druczkiem
Przy zakupach w firmach wysyłkowych stosowane są zasady w narzuconej klientowi umowie. By nie paść ofiarą promocyjnego oszustwa, warto dokładnie przeczytać taką umowę zakupu, nawet jeśli trzeba do tego założyć okulary. Najczęściej niekorzystne dla klienta warunki zapisane są - jak mówił Osioł ze Shreka – tak małym druczkiem, że najwygodniej pominąć je wzrokiem. Ania i Maciek złożyli zamówienie na dwa bestsellery po 10 zł i dostali do tego prezent - radio z budzikiem. Transakcja nadzwyczaj zyskowna, bo książki które otrzymali, w zwykłej księgarni kosztują po 30 zł. Kiedy cieszyli się perspektywą dalszych intrat, wraz z otrzymanym katalogiem dokładnie przeczytali regulamin, który podpisali, składając zamówienie. Okazało się, że pięć razy w roku dostaną katalog, z którego będą musieli zamówić co najmniej jedną książkę. Jeśli tego nie zrobią, firma prześle im tzw. książkę miesiąca, za którą będą musieli zapłacić wraz z kosztami przesyłki. Członkostwo potrwa rok, potem będą mogli je wymówić. Przez ten rok kupią jednak pięć niekoniecznie chcianych książek.
Podany przykład nie jest może taki straszny, w końcu chodzi o książki i można się tu nawet doszukiwać elementu polityki oświatowej. W końcu Ania i Maciek kupią te pięć książek w roku, czego statystyczny Polak nie zrobi. (isa)

Gratis za 30 groszy
Sprzedawczynie jednego ze sklepów przy ul. Siennickiej często zastanawiają się, dlaczego tak mało u nich kupujących. Patrząc po ilości towarów na półkach, sklep rzeczywiście nie radzi sobie najlepiej. Mnóstwo małych sklepików wokół ma dużo więcej produktów i więcej klientów. Na tych zaś działają drobiazgi, często groszowe. Jeśli bowiem na jednym produkcie można zaoszczędzić 50 groszy, to może na innym też, a jeśli tak, to w skali miesiąca, robiąc zakupy gdzie indziej, w portfelu może pozostać nawet kilkadziesiąt złotych. W owym sklepie 2 litry Coca-Coli kosztowały 5,20 zł. Na święta producent zaoferował dodatkowe 0,5 litra gratis. W związku z tym w innych sklepach Cola 2-litrowa kosztowała tyle samo co świąteczna, 2,5-litrowa. Przeważnie 5 zł. W tym jednak sklepie za „gratis” trzeba było dopłacić jeszcze 30 groszy. Jeśli sprzedawczynie sądzą, że klienci takich rzeczy nie widzą, są w wielkim błędzie. (mp)

Czas albo pieniądz
W innym sklepie, tym razem przy ul. Piłsudskiego, na półce stoją dżemy. Stoją w dwóch rządkach. W rządku drugim słoiki są wyższe, a pod nakrętką widnieje napis „25% gratis”. Jeśli ktoś robi zakupy powoli i uważnie, to zauważy, że wystawione w tej samej cenie dżemy w pierwszym rzędzie pozbawione są tego dodatku - sięgnie w głąb. Ale jeśli ktoś się spieszy, zerknie na „gratis” i chwyci... mniejszy, nie promocyjny słoik stojący bliżej. (mp)

Zepsuty trick
Dlaczego ceny tak często mają końcówkę 99 groszy? Pierwszy powód znają pewnie wszyscy. Jeśli coś kosztuje 19,99 zł, w pierwszym odruchu wydaje nam się to znacznie tańsze, niż jeśli kosztuje 20 zł. Przede wszystkim patrzymy bowiem na pierwszą cyfrę i ich liczbę. A jedynka oznacza, że coś jest tańsze, niż gdyby w tym samym miejscu była dwójka. Ten psychologiczny trik wykorzystują oczywiście nasze sklepy. Gorzej, że nie są konsekwentne. Końcówka 99 groszy ma bowiem i inną, równie czarodziejską właściwość. W sztuczce tej chodzi także o to, żeby klient zawsze dostał resztę, bo wtedy musi przyznać, że coś mu jeszcze w portfelu zostało, a skoro tak, nie było aż tak drogo. Kiedy więc płacąc 20 zł, klient otrzyma chociaż 1 grosz reszty, jest większe prawdopodobieństwo, że wróci do tego sklepu. Najgorsze odczucie, i to mimo zapewnień, że nie robi mu to różnicy, klient będzie miał wówczas, kiedy sprzedawca powie mu, że nie ma mu wydać tego grosza albo, co gorsza, nie powie nic uznając, że 1 grosz to nie pieniądz. To najłatwiejszy sposób, by stracić klienta, którego przecież wcale nie łatwo było zdobyć. (mp)

Odtrutka z netu
Srebro i złoto – to nic, byle zdrowym być. Oddając wszystko dla ratowania zdrowia posiłkujemy się opiniami innych o skuteczności nieznanych nam metod i leków. Jakże często lansowane cudowności okazują się zwykłym szalbierstwem. Oto kilka metod naciągania naiwnych pacjentów. Na pierwszy ogień idzie aparat diagnostyczny Oberon, który niczego nie jest w stanie wykryć. Docent Olgierd Rowiński mówi o nim wprost: - To bardzo groźne dla zdrowia wprowadzanie w błąd, którym powinna się zająć prokuratura.
Tak modny ostatnio kosmodisk nie ma atestu na działanie - prof. Jerzy Kiwerski tak go ocenia: - Może zadziałać na zasadzie kąpieli, która przynosi ulgę na kilka godzin, ale nikogo nie wyleczy. Słynny pajączek okazuje się być pomocny dorosłym osobnikom dla przypominania im, żeby się nie garbić. Stosowany u dzieci może spowodować pogłębianie się wady kręgosłupa. Koci pazur (Vilcacora) nie leczy raka, Smoke Away nie jest złotym środkiem na rzucenie palenia, a EDTA nie jest w stanie rozpuścić blaszek miażdżycowych ani przeciwdziałać chorobie Alzhaimera.
Jest to już nie pierwszy sygnał o nierzetelności reklamowanych środków leczniczych. Dla własnego dobra wprowadzanie innowacji w leczeniu warto konsultować ze swoim lekarzem – korzyść będzie obopólna. (jot)

Nieobojętni
Kiedy zbliża się data przeterminowania produktu, szybko robi się jego promocję i koło fortuny toczy się dalej. Szkoda, że w tej grze nie uwzględnia się potrzeb osób biednych i potrzebujących. A wystarczy tak niewiele. Udowodnił to istniejący przy SP-2 Klub Nieobojętnych, który w tym roku zorganizował zbiórkę żywności trwałej dla uczniów znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej. Dzięki hojności dzieci, ich rodziców oraz sponsorom paczki świąteczne dostały 64 rodziny. W akcję zaangażowali się uczniowie Dąbrówki, a ich wysiłki wsparły okoliczne sklepy, hurtownie i pan ze szkolnego sklepiku. Jedynie sąsiadka szkoły nie okazała się życzliwa i nie zareagowała na pomoc. Cóż, stało się to zapewne w myśl zasady - figa z makiem z biedronki. (ret)

Numer: 2005 14





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *