Są inicjatywy godne nie tylko pochwały, ale i twórczej kontynuacji. Taką jawi się konkurs „Ocalić od zapomnienia” – wspólne dzieło mińskich bibliotekarzy, historyków, nauczycieli i ludzi kultury

Różdżka historii

Aż cztery mińskie instytucje zaproponowały dzieciom i młodzieży atrakcyjną zabawę w tworzenie historii. Najpierw trzeba było znaleźć starszą osobę z rodziny, która wiele przeszła i chciała o tym opowiedzieć. Takie wspomnienia ilustrowane zdjęciami i dokumentami gwarantowały powodzenie w konkursie. Ale można też było wykonać album pokazujący dzieje rodziny w kontekście najważniejszych wydarzeń ubiegłego wieku. Można było zrobić wszystko, byleby było widać, że młodego poszukiwacza dotknęła czarodziejska różdżka historii.

W piątek 11 marca w sali wystawowej muzeum przy ul. Orzei zabrakło powietrza. Z ciasnoty, bo salka niewielka, a gości z całego powiatu co niemiara. W sumie 82 uczniów z 19 szkół, którzy dostarczyli do oceny jury 74 prace. To właśnie one były drugim powodem braku powietrza, a szczególnie nagrodzone przez fachowców perełki.
W grupie najmłodszej była nią praca Oli Kuć ze Stanisławowa, która opisała dzieje swego dziadka – strażaka. Drugą lokatę przyznano Kacprowi Kalinowskiemu z mińskiej „Szóstki”, a trzecią – Damianowi Matwiejczukowi z SP-2 w Sulejówku.
Wśród gimnazjalistów najwyżej oceniono dzieło Marty Kłos z GM-2, która opisała tułacze losy swojej babci. Dwa drugie miejsca to zbiorowa praca Marii Biernackiej i Sylwii Książek z Dębego Wielkiego oraz Aleksandry Kulmy z GM-1 w Mińsku. Trzecie zaś przypadły Bartoszowi Saganowskiemu z Wielgolasu i Izabeli Broniarek z Kałuszyna. Natomiast Arek Ćmoch nie miał sobie równych wśród licealistów ze względu na faktograficzne bogactwo monografii protoplasty rodu. Za nim uplasował się Arek Luba z Siennicy, jego koleżanka Paulina Wójcik i Marta Gańko z „Macierzanki”. Nie poprzestając na wynikach oddających walory prac, trzeba podkreślić oprawę nagradzania laureatów, a szczególnie publiczną prezentację najlepszych prac. To dobry pomysł, ale o ile lepiej wyglądałby on na scenie, której rzecz jasna jeszcze w dworku Łubieńskich nie ma. Ciasnota uniemożliwiła również prezentacje multimedialne. Nie było więc historycznej gali, a zwykłe rozdanie nagród, po którym wszyscy jak najszybciej wynieśli się z ciasnej galerii. Szkoda, bo sprzedać imprezę też trzeba umieć, a dziś liczą się tzw. efekty specjalne, które pamiętamy najdłużej. No i one podobają się młodym, którym już nie wystarcza laurka, ciastko i uścisk dłoni komisji.

Numer: 2005 13





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *