W ostatnim tygodniu skoki temperatur, chwilami do kilkunastu stopni powyżej zera, przyśpieszyły proces topnienia śniegu zgromadzonego na ulicach i posesjach. Rowy melioracyjne, strumyki i rzeczki wezbrały, sadzawki, stawy i jeziorka wypełniły się i nie mając ujścia, wystąpiły z brzegów

Poszła woda

Do strażaków i sztabów kryzysowych napływały meldunki o zalanych posesjach i budynkach. Mieszkańcy ratowali się pompując wodę z piwnic i garaży. Byli i tacy, którzy taczkami wodę wywozili na ulice, gdzie była czynna instalacja deszczowa. Inni przekopywali się do studzienek kanalizacyjnych, a ci, którym indolencja władz miejskich dokuczyła, próbowali interwencji w redakcji.

Nasz zwiad na ulicach ks. Brzóski i Zygmuntowskiej potwierdził słuszność pretensji. Woda napływająca z wyżej położonych terenów szerokim strumieniem płynęła przez posesje Tadeusza Kossakowskiego i Stanisława Wojdyny. Mieszkańcy mają żal do władz, że nie pozwolono im ułożyć instalacji burzowej, choć materiały na ten cel PWiK zgromadził. Podobno nie wolno nikomu ich użyć, poza firmą specjalistyczną – za 100 tys. zł (!?). Aż się wierzyć nie chce, że władze nie skorzystały ze społecznej inwencji mieszkańców i nie skierowały do wykonania niewielkiej inwestycji jednego (dosłownie) inspektora nadzoru, który dopilnowałby prawidłowości wykonanych robót. Kosztowałby to nieporównanie mniej, niż prywatna firma, a gwarancję jakości robót zapewniliby sami wykonawcy – przecież robiliby dla siebie. A może to również byłoby wbrew przepisom?
Do popołudnia w piątek 18 marca mińscy strażacy mieli 14 interwencji podtopieniowych. Największym zagrożeniem była rzeka Czarna, która rankiem wystąpiła z brzegów. W górnym biegu w Olesinie woda przedarła się przez szosę utrudniając ruch kołowy na trasie Dębe Wielkie – Pustelnik. Ekipy sztabu kryzysowego i straży cały dzień patrolowały bieg Czarnej przez gminę Halinów.
Do zakończenia akcji powodziowej w sobotę 19 marca strażacy otrzymali 58 zgłoszeń. Największe zagrożenie stwarzała rzeka Długa na odcinku od Olesina przez Halinów do Okuniewa. Świder wylał w Chyżynach podtapiając most pod Dębem Małym. Rzeka Piaseczna wystąpiła z brzegów w Ptakach i Świderszczyźnie, gdzie ewakuowano konie i bydło z budynków inwentarskich. Mienia pokazała swoją siłę w Mariance, Tartaku, Zamieniu i Podrudziu, a Srebrna niebezpiecznie wylała na Wiejskiej i w Kędzieraku. W stan alarmowy postawiono wszystkie jednostki straży zawodowej i ochotniczej. Do akcji bezpośredniej skierowano 30 strażaków z PSP i 70 jednostek OSP (20 czuwało w rezerwie). Ich poczynania wsparło 30 policjantów z oddziałów prewencyjnych i 30 żołnierzy z 23 Bazy Lotniczej oraz 22 harcerzy. Rozdysponowano 7 tys. worków z piaskiem.
W wielu miejscach interweniujący strażacy spotykali się z biernością mieszkańców, którzy mogąc sami przeciwdziałać zagrożeniom, czekali na pomoc. Np. do usunięcia przeszkody w rowie melioracyjnym sprowadzono koparkę, choć podobny sprzęt garażował na zalewanej posesji, ale właściciel nie miał zamiaru go użyć. W innym miejscu właściciel posesji miał pretensje, że strażacy porozrzucali worki z piaskiem i potem ich nie uprzątnęli. Jak on, biedak, teraz wjedzie na swoje podwórko? Chyba będzie musiał poczekać na tornado, które worki przerzuci do sąsiada. Gdzieniegdzie miejscowa ludność pomagała strażakom, w większości przypadków stanowiła tłum gapiów oglądający, jak w telewizji, darmowe przedstawienie. Z analizy przebiegu akcji wypływa kilka refleksji. Nikt się nie spodziewał powodzi na naszym terenie, ale na przyszłość trzeba być przygotowanym na podtopienia większe, niż to ostatnie. Reakcja służb działających w PCRK była adekwatna do rozwoju sytuacji. Ujawniły się też panikarskie działania. Np. z urzędu gminy w Halinowie poszły wezwania do KG PSP o skierowanie tam łodzi ratowniczej, przez co mińscy strażacy zostali przez przełożonych posądzeni o brak reakcji na powstałą sytuację. Z terenowych doniesień wynika, że różnymi łodziami dysponują mieszkańcy gminy, ale z pewnością nie dorównują pontonowi z Komendy Głównej.
Były też momenty humorystyczne. Niepewnie idąca nad Srebrną opatulona osoba zsunęła się do wody, która z trudem wciskała się pod most. Ktoś krzyknął: - Facet wpadł do wody! Tłumek ciekawskich natychmiast zebrał się na moście. Jakie było zdumienie gapiów, gdy z fal po drugiej stronie mostu wyłoniła się topielica i stanąwszy na brzegu, wyjęła telefon komórkowy wołając: - Sama zadzwonię po pomoc!
Wszystkie działania odniosłyby ograniczony skutek, gdyby nie mrozek, który zatrzymał topnienie śniegów i umożliwił odpłynięcie wzbierającej fali w naszych na co dzień niegroźnych rzeczkach.

Numer: 2005 13





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *