Drodzy czytelnicy

Przynajmniej w czasie świąt powinniśmy być mądrzejsi i bogatsi. A jak nie, to przynajmniej zdrowsi. Nie ma tak lekko, bo przedłużająca się zima rozsiała w powietrzu tyle wirusów, że mniej odporni skazani będą na wielkanocne rezurekcje w Radiu Maryja lub telewizji „Trwam”. A jak będą mieli za mało szczęścia, to obejrzą wszystkie telewizyjne seriale, łącznie z powtórkami

Polisa na szczęście

Smakosze orzekli, że przewaga Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem jest nie do podważenia. Aż strach wszczynać dyskusję, bo jeszcze dowiedzą się o niej posłowie, zawsze gotowi powołać kolejną komisję śledczą. A jak nie posłowie, to nasi lokalni kunktatorzy widzący wszystko oprócz własnej „zwierzęcej nienawiści” do wszystkiego co się rusza i ma inne poglądy. Przeciwko jednemu z nich już powstało stowarzyszenie pokrzywdzonych. Na razie w Wesołej i Sulejówku, gdzie nawet kamienie jęczą od ciągłego opluwania.

Po każdym nieszczęściu pytamy, czy nie można było mu zapobiec. Przed pięciu laty płakał Cegłów, teraz przyszła kolej na Władzin. A to tylko krople w morzu łez spowodowanych przez ludzkie gapiostwo lub brak rozsądku (vide: Gdzie po Władzinie, s. 23). Gdy jeździ się kilka lat tą samą drogą i widzi jedynie wlokące się składy towarowe, to pociąg widmo zawsze jest niebezpieczny i zbyt szybki dla każdego kierowcy. I nie pomogą tu krzyże św. Andrzeja, a krzyże na mogiłach zabitych dzieci. Ale też nie na długo, bo ludzie znowu zaczną jeździć na pamięć. Tuż przed przyjściem wiosny nie zdarzały się jednak same nieszczęścia. W ubiegłą sobotę szczęśliwie zakończyliśmy cykl turniejów piłkarskich o puchar naszego tygodnika. Ponad 600 uczestników od 10 do prawie 40 lat świadczy o potrzebie organizowania rozgrywek halowych w gościnnej sali wojskowej. Za jej udostępnienie dziękuję zarówno płk. Zygmuntowi Mochockiemu, u którego rozpoczynaliśmy turniej, jak i płk. Zbigniewowi Powęsce, który nam rozgrywki pozwolił zakończyć. Nie było już czasu na walkę o udostępnienie hali przy Siennickiej, ale nie wyobrażam sobie, by do przyszłorocznego turnieju dyrektor Samociuk nie kupił odpowiednich zabezpieczeń. A poszło o boczne siatki za ok. 20 tysięcy, bez których sali groziły wszystkie nieszczęścia – włącznie z wybiciem dziury w ścianie, nie licząc połamanych drabinek. Piszę o tym, by wszyscy się dowiedzieli, jak należy szanować dobro publiczne zbudowane za pieniądze podatników, którzy – jak już dali – mogą sobie halę ewentualnie obejrzeć. Czy z basenem przy Wyszyńskiego będzie podobnie?
O naszym sukcesie w konkursie ekologicznym dla prasy lokalnej piszę obszernie na str. 7. Ale jest coś, o czym koniecznie trzeba wspomnieć w kontekście wydawania naszego Co słychać? Co jakiś czas ktoś nas pyta, ile to do tygodnika dokłada a to starosta, a to burmistrz. Trudno po 15 latach wolnego rynku i dekadzie funkcjonowania „Cs” zrozumieć skąd się biorą takie pytania, ale odpowiedzieć trzeba. Nasz tygodnik utrzymuje się na rynku bez żadnych dotacji samorządowych, bo gdybyśmy wzięli choć jedną darmową złotówkę, stracilibyśmy niezależność. A że nami nikt z góry nie steruje, to widać na szpaltach.
Takie nagrody, jak tytuł ekomistrza Mazowsza, świadczą także o poziomie pisma, który co jakiś czas weryfikują konkursy a co tydzień – czytelnicy. Podobnych do „Cs” czasopism (prywatnych i niezależnych) jest w Polsce ponad 300 (mniej więcej jedno na powiat), ale żadne z nich nie jest drukowane w pełnym kolorze i na kredowym papierze. Przeważają gazetówki, gdzie jakość zdjęć i reklam zawsze musi być niskiej jakości. Bo jakość kosztuje, a autorytet trzeba zdobywać latami. Ostatnie badania dowodzą, że to właśnie gazety lokalne są ostoją polskiego kapitału, a ich wiarygodność sięga 60%. Są więc bardziej obiektywne od telewizji, prasy ogólnopolskiej, a wyprzedzają je tylko stacje radiowe. Podczas omawiania wyników konkursu jurorki przykleiły nam na serca jeszcze jeden plaster miodu, namawiając warszawskich dziennikarzy, by brali przykład z prasy lokalnej. I to nie tylko wtedy, gdy piszą o ochronie środowiska.
Obiecujemy, że nie obniżymy poziomu, ale nie możemy dać naszym czytelnikom polisy na szczęście. Każdy musi je sobie wykuć sam, ale jeśli będzie potrzebował pomocy – służymy dobrą radą i piórami. One też potrafią wiele zdziałać.

Numer: 2005 13   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *