Marszałek Jurek w Mińsku

- Robimy, co możemy, by polepszyć nasz image w mediach, ale wciąż jesteśmy szkalowani - mówił do nie do końca wypełnionej sali teatralnej MDK marszałek Sejmu Marek Jurek. A dalej o długotrwałych procesach zmian, wymianie 67 procent komendantów powiatowych policji i oczywiście o ochronie życia poczętego. Zgromadzeni - głównie członkowie i sympatycy PiS-u - mieli jednak inne problemy, także podważające autorytet partii w środowisku lokalnym

SPiS kolesiów

Marszałek Jurek w Mińsku / SPiS kolesiów

Mamy republikę kolesiów, a nie IV Rzeczpospolitą - uzmysławiał marszałkowi Markowi Jurkowi Stanisław Lepiarski już prawie pod koniec sobotniego spotkania. Zanim były pracownik mińskiego PKS odsłonił działania obecnego prezesa z nadania PiS-u, ugrzeczniona rangą drugiej osoby w państwie sala pytała o sprawy doktrynalne lub dotyczące zmian ustrojowych. Pytała m.in. o stosunek marszałka do roszczeń Niemców i Żydów, a gdy ten oznajmił, że reprywatyzacja nie uwzględni wyjątków narodowościowych lub rasowych, nikt nie zaprotestował, nawet ojciec trojga dzieci. Stanisław Kirylak poprosił o mniej utrudnień dla firm i odnowienie kształcenia w starych, dobrych zawodach, a radnego powiatu Andrzeja Kojro niepokoją dziennikarze uchylający się od lustracji, wyprzedaż majątku narodowego oraz bogacenie się zagranicznych biznesmenów, jak jego pracodawca, który 120 mln zysku wywozi do Niemiec, a pracownikom daje inflacyjne podwyżki. Radny pytał również, co to znaczy być mądrą opozycją.
- Zachowanie dziennikarzy to prywata, a nie obywatelskie nieposłuszeństwo - oponował Marek Jurek, a kiedy doszedł do lokalnej władzy, nie omieszkał ocenić stereotypowo, że media lokalne sprzyjają władzy ze względu na ogłoszenia (sic!).
Kolesiowskie spojrzenie na rzeczywistość ustąpiło na razie miejsca trosce o ataki „na tych spod znaku krzyża”, walce o życie (chwała marszałkowi, że walczy) i agresji dzieci, które żyją w wirtualnym świecie zapomniane przez rodziców i Boga. Marszałek nie przewiduje powrotu Grodna do Macierzy, o co upomniała się Gertruda Błaszczak, ale o konstytucję będzie walczył.
- Mamy litość dla morderców, a kto ulituje się nad niewinnymi, których matki skazują na rzeź skalpelem? - pytał retorycznie Marek Jurek. PiS przygotowuje także ustawy o ograniczeniu przemocy w mediach elektronicznych. Wspomniał, że zahamowali swego czasu napór kanałów pornograficznych, a ideą jego partii jest zasada, że kultura masowa musi co najmniej tolerować kulturę narodową. A jeśli masówka propaguje nierząd, nienawiść i pogardę, trzeba ją tępić... ustawowo.
Spraw mających lokalne reperkusje było dwie. Wójt Dąbrowski i szef powiatowych struktur PiS ubolewał z powodu cen i długotrwałych procedur przekwalifikowania gruntów. Jeszcze dalej idącą propozycją jest zastosowanie systemu niemieckiego w zarządzaniu oświatą, która powinna mieć jednego pana, czyli gminę. A książki z socjału powinny być własnością nie biednych dzieci, a szkoły. Ciekawą propozycję ma wójt odnośnie śmieci, których usuwanie winno należeć do zadań własnych gminy. Wtedy nikt nie będzie miał problemów z segregacją.
Imiennik marszałka, Leon Jurek, postulował zaś, by zmienić prawo dotyczące wzrostu opłat lokalnych, a w szczególności cen wody i ścieków, na które rady gminy nie mają żadnego wpływu. Sprawę książek marszałek zapisał jako godną uwagi, ale już z oddaniem szkół samorządom będą kłopoty, bo nie wszędzie wójtem jest członek PiS-u, a polityka partii rządzącej optuje za silną, weryfikującą rolą państwa. Podobnie jest z planami zagospodarowania, które w innych krajach słyną ze stabilności. I gdy się wydawało, że w tak propaństwowym, koleżeńskim nastroju spotkanie „sięgnie” końca, Stanisław Lepiarski skrytykował prezesa Kozła za tylko naganę udzieloną przewodniczącemu związków zawodowych, gdy ten zmalwersował 450 zł na trasie z Warszawy do Kałusza na Ukrainie. Marszałek odsyłał Lepiarskiego do prokuratora, ale ten obwiniał wielu działaczy i prezesów z nadania PiS o kolesiostwo, które hańbi partię z hasłami prawa i sprawiedliwości.
- Gdzie to prawo, gdzie sprawiedliwość - pytał Lepiarski, ale poseł Tchórzewski go nie usłyszał, bo zatrzymały go w sobotnie popołudnie ważne obowiązki służbowe. Tak przynajmniej tłumaczyła jego absencję Ewa Elgas-Jurek, która całą wizytę przygotowała i wypromowała. Mińszczanie jednak nie przyszli na spotkanie z drugą osobą w IV RP. Dlaczego? Oto jest pytanie.

Numer: 2007 11   Autor: Janko Fridayski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *