W mińskiej MSzA

Aż pięć razy Wenanty Maciej Domagała usłyszał grająco-śpiewające „Sto lat”. Nazwano go również ojcem dyrektorem i dojrzałym, a więc dobrym piernikiem. Wszystko z okazji 60 lat, które pan Maciek skończył w minioną sobotę 24 lutego

Benefis Domagały

W mińskiej MSzA / Benefis Domagały

Już po pierwszych taktach „Marsza tureckiego” Mozarta nikt z wypełnionej po brzegi sali koncertowej szkoły artystycznej nie miał wątpliwości, że ten wieczór nie będzie ani smutny, ani zbyt poważny.
- Wprawdzie ten utwór w oryginale brzmi trochę inaczej, ale takie to było życie dydaktyczne i artystyczne pana Macieja. Ot, taki to inny człowiek. Muzyki mało, plastyki mu się zachciało, a klasyków gra rozrywkowo - charakteryzowała jubilata Joanna Nowik, a orkiestra dęta zagrała pierwsze „Sto lat” w rytmie walca. Koncert grupy Adama Kwaśnika z wiązankami melodii Vangelisa, Bocooca, Mareno, Hugensa i „Marszem Radeckiego” był przyjemną uwerturą do popisów najpierw kwartetu smyczkowego, a później występu orkiestry kameralnej pod batutą Romana Wachowicza. Występem dość oryginalnym, bo Mozartowskie „Eine Kleine Nachtmusic” wzmocniła sekcja dęta.
- Tego nie było w planie - bronił się Maciej Domagała, gdy wręczano mu dyrygencką pałeczkę. Być może, ale repertuar z przebojami Scotta Joplina, Kilara i The Beatles poruszyły zmysły i wspomnienia. A na deser usłyszeliśmy „Jej portret” Nachornego, który przy akompaniamencie kameralistów zaśpiewał wzięty z łapanki Tomek Ławecki. Improwizację zwieńczyły rzęsiste brawa, szampan i kolejne chóralne życzenia stu lat. Do poziomu i charakteru koncertów dostosowali się piewcy talentu, życia i walorów jubilata.
Wicedyrektor Pikula przypomniał, że na kopę lat dyrektora Domagały składają się 40 lata pracy artystycznej i dydaktycznej, z których trzy dekady przepracował w mińskiej szkole. Pikula elokwentnie podkreślił, że Domagała nie ma powodów do krytycyzmu wobec siebie i własnych osiągnięć. Wart wręcz jest naśladowania, bo potrafił zrozumieć ludzką naturę, był wrażliwy na potrzeby ludzi, a nieobce mu poczucie humoru pozwalało rozładowywać nawet dramatyczne sytuacje.
- Dziękujemy za pracę i współpracę, dziękujemy za opiekę artystyczną nad naszymi dziećmi, która niech trwa jak najdłużej, bo jesteś dla nas szacownym wzorem - mówił w imieniu rodziców Tomasz Magdziak. A gdy nazwał Domagałę ojcem dyrektorem, sala potraktowała tę elokwencyjną wybujałość jako najsmaczniejszy humor wieczoru. Żartownisiów było wielu. Sam jubilat wspomniał, jak jego rodzony ojciec nakazał mu przejęcie najpierw filii szkoły muzycznej, a potem jej usamodzielnienie, by oparła się zakusom likwidatorów. Konstanty Domagała przypomniał o tych administracyjnych zawirowaniach, ale również dał do zrozumienia, że - wbrew powszechnym sądom - to dzięki siedleckiemu województwu mińszczanie mogą do dzisiaj kształcić talenty muzyczne i artystyczne.
Burmistrz Zbigniew Grzesiak rozpoczął mowę od dowcipu o babci, która opowiadała wnuczce swoje przeżycia z dziadkiem. Szczególnie o latach młodości i miłości, ale wnuczka chciała wiedzieć, co było potem.
- Potem z dziadka wycisnęłam wszystkie soki i zrobił się z niego stary piernik - żartowała babcia. Wprawdzie pan Maciek jeszcze dziadkiem nie jest, ale na miano piernika zasługuje, więc - zdaniem burmistrza - dzisiejsza uroczystość to piernikalia.
- Znam Maćka i wiem, że się za to nie obrazi. A na pocieszenie powiem, że im piernik starszy, tym lepiej smakuje - dodał Grzesiak, wręczając jubilatowi dorodny piernik w kształcie serca. Przypomniał również, że MSzA jest jedyną artystyczną szkołą w Polsce, która podlega samorządowi. I do tego wciąż eksperymentalną.
Stanisław Woźnica przyznał się zaś do dwóch zazdrości. Po pierwsze, jego podziw budzi lekkość interpretacyjna i dar ściągania do Mińska Mazowieckiego fantastycznych nauczycieli muzyki. Zapytał też jubilata, czy ten jeszcze może... napisać muzykę do wiersza o Mińsku, który znajdzie się w repertuarze Kapeli Małego Stasia.
- Mogę, mogę - zapewnił pan Maciej. Ale nie tak szybko, bo tuż po benefisie wyjechał do Wrocławia na kolejny występ z Jerzym Kryszakiem. Zdążył tylko ukroić kawałek tortu od Janeczki, którym podzielił się ze swoją rodziną. Rozstajne wiersze (prezent od naczelnego „Cs”) przeczyta już w podróży, by mieć trochę czasu na przemyślenie dedykacji - ile jeszcze z chłopa zostawia lat kopa...

Numer: 2007 09   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *