Marszałek Siemioniak w Mińsku

- Jestem zadowolony z przyjazdu do Mińska. Wiele się tutaj nauczyłem, o wielu sprawach dowiedziałem - komplementował mińskich i powiatowych kreatorów kultury wicemarszałek województwa mazowieckiego Tomasz Siemioniak. Może ta wizyta będzie finansowym balsamem dla inicjatyw kulturalnych, które nie mają szans na dalszy rozwój bez marszałkowskiego wsparcia

Kultura z boku

Marszałek Siemioniak w Mińsku / Kultura z boku

Spotkanie zorganizował poseł Czesław Mroczek, by - jak słusznie przypuszczał - mińscy twórcy kultury opowiedzieli wicemarszałkowi o swoich inicjatywach, które mają szansę wejść do kalendarza imprez na skalę regionu, a nawet województwa. Także o problemach z ich finansowaniem, bo dystrybucja środków nie jest ani realna, ani sprawiedliwa. Dotyczy to także placówek kulturalnych, jak biblioteki, domy kultury i muzea. Wicemarszałek najpierw opowiedział o zakresie swoich kompetencji, które dotyczą kultury, promocji, turystyki, środowiska oraz o 27 instytucjach podległych zarządowi UM, w tym dwóch teatrach, operetce ZPiT Mazowsze, Maxfilmie oraz Mazowieckim Centrum Kultury i Sztuki, które powinno być patronem i opiekunem działalności kulturalnej na całym Mazowszu. Do głównych zadań zaliczył edukację kulturalną, budowanie mazowieckiej tożsamości i ocalanie tradycji, którą coraz trudniej się przekazuje. A jeśli potrzebne są pieniądze na organizację jakiej imprezy, najlepiej wnioskować z pieczęcią wójta, burmistrza lub starosty. Takiej weryfikacji nikt nie zbagatelizuje.
Tak otwarta furtka zachęciła mińskich kreatorów do dyskusji. Zazwyczaj prezentowali swoje imprezy, badając, czy jest szansa na ich wsparcie z bogatego budżetu Mazowsza.
Grzegorz Wyszogrodzki mówił o barierze dotacyjnej dla szkół, a przecież festiwal kolęd ma już rangę wojewódzką. Identyczną barierę przekroczył również Festiwal Chleba, który znają folkloryści z niemal całego kraju. Gdyby wzmocnić go znaczącą pomocą, miałby szansę nie tylko rozwoju jako promotor Mińska, ale również całego Mazowsza. Jak Kazimierz Dolny, który ma całkowite wsparcie samorządu Lubelszczyzny. Leszek Celej poszedł o krok dalej, mówiąc o nierównej dystrybucji środków na instytucje kultury.
- Czy nasze muzeum jest gorsze od siedleckiego lub łukowskiego? - pytał dyrektor MZM.
- Dystrybucja środków wynika z historycznie ustalonego układu budżetowego, ale czas najwyższy te zaszłości zmienić - zauważył poseł Mroczek.
Można, przeznaczając na przykład środki na dobrzańskie muzeum dzieł Laszczki, które marnieją w pomieszczeniach bez klimatyzacji.
- Rzeczywiście, budżety się przepisuje - nie krył faktu Tomasz Siemioniak, zauważając nieszczęśliwe położenie Mińska między Warszawą a Siedlcami. - To jest trudne do przełamania, bo więcej instytucji nie przyjmiemy na swój garnuszek - nie pocieszył roszczeniowców, ale obiecał pomóc laszczkofilom. Burmistrz Grzesiak marzył zaś o informatorach turystyczno-kulturalnych, chwalił podmińskie jodły, Rudkę, pamięć o Andriollim i postulował, by nie hamować temperamentów, które chcą robić kulturę. Takim jest Jarosław Polit, twórca festiwalów jazzowych, które upadły wskutek braku wsparcia. Tymczasem płytę „Live of Mińsk Mazowiecki” zna cała jazzowa Polska. Może znowu warto spróbować, ale bez pomocy i pasji władz miasta, reaktywacja jazzu nad Srebrną poniesie klęskę.
- Nasz kalendarz imprez kulturalnych jest pełny przez cały rok, więc nie należy narzekać na brak inicjatyw. A do tego odradzają się w gminach koła gospodyń wiejskich - zaznaczył starosta Antoni J. Tarczyński.
- Pokazaliście, że mińska kultura ma wymiar wojewódzki - chwalił uczestników spotkania poseł Mroczek, zachęcając stowarzyszenia do pisania wniosków o wsparcie finansowe. Zarząd Mazowsza czeka na nie do 15 marca. A starosta zaprosił wszystkich kreatorów, działaczy i dyrektorów na pierwsze w powiecie forum kultury w trzecim kwartale 2007 roku.
- Dziękuję, to ja najwięcej skorzystałem z tego spotkania - mówił zadowolony wicemarszałek. Nie wszyscy podzielili tę radość, a na pewno nie Adam Kwaśnik, którego orkiestrę dętą prezes Bieliński z NIK wysyłał na uliczny zarobek. A że radio i telewizja nie lubią polskiej kultury, to nie wina władzy, a ludzkich gustów. O nich się nie dyskutuje, choćby były nawet rozpasane i niepolskie.

Numer: 2007 09   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *