Koncert Tamaryszy

Mają dopiero rok, ale nie zaginęli w mocno zagęszczonym światku mińskich grup muzycznych. Może dlatego, że Tamarysze od razu byli wyraziści, grając nieznany w pubach i na młodzieżowych scenach folk. Wszystkie przebojowe numery przypomnieli w wieczór tegorocznych walentynek

Folkowe miłości

Koncert Tamaryszy / Folkowe miłości

We wrześniu 2005 roku na scenie mińskiego amfiteatru wystąpiła Czeremszyna. Jej koncert podczas I Festiwalu Chleba zaskoczył wielu, a ludowa muzyka pogranicza uwiodła Elżbietę Kalińską, która zamarzyła o zespole reprezentacyjnym MDK muzykującym w stylu folk.
I stało się - tym szybciej, bo do dyspozycji miała swoich pałacowych instruktorów i jednocześnie ludzi - jak o sobie mówią - rozkochanych w muzyce. Jan Kaczorek to znany akustyk MDK i jednocześnie gitarzysta, Tomasz Hryciuk (oświetleniowiec) zagrał na gitarze basowej, Daniel Niedźwiedzki na akordeonie, jego ojciec - Mirosław na perkusji, a Krzysztof Gajowniczek na klawiszach. Z wokalistką też nie było kłopotu, bo Monika Pszkit oprócz pracy instruktorskiej w MDK od dawna udzielała się w roli śpiewającej gwiazdy na weselach. Teraz szło o jakość, czyli stworzenie zespołu z folkowym klimatem.
- Nasze pierwsze utwory były inspirowane głównie muzyką ludową, zwłaszcza kresową - przypomina pani Monika, dodając od razu, że teraz zaczynają tworzyć własne utwory, przygotowując materiał na nowy sezon i... płytę. Wśród koncertów plenerowych znajdzie się również występ podczas tegorocznego trzeciego Festiwalu Chleba.
Mimo faktu przynależności do struktur domu kultury, muzykowania nie traktują jako przymusu, gdyż granie i śpiewanie jest dla nich przyjemnością. Bez żadnego więc nacisku dali dotychczas 9 koncertów, a po raz dziesiąty wystąpili w dniu zakochanych.
- Dzisiejszego wieczora poznacie historię dwóch serc, które za sobą tęskniły i bardzo siebie pragnęły, choć jeszcze się nie znały - witała gości Monika Pszkit, śpiewając na początek ludową dumkę o zielonej lipce czekającej na kochanków. A później padły pytania, dlaczego on nie przyszedł, czemu jest hulaką i przesiaduje w karczmie. Ale w końcu wszystko dobrze się kończy - dziewczyna każdej nocy śni o ukochanym, który wreszcie wpada w jej spragnione ramiona. Już nikt i nic nie jest w stanie im przeszkodzić - nawet rodzice, którzy wybrali dziewczynie niemłodego już kawalera. Po pragnieniu czerwonych jagód, cichej wody chłodzącej zmysły i hosadynowej radości, wreszcie młodzi znajdują swoje szczęście, okraszone hucznym weselem z polką w głównej roli.
Wszystko poszło zgrabnie, a tak muzycznie opowiedziana historia mogła się podobać nawet wymagającym melomanom. Było ich na sali niewielu, ale to nie jedyny minus koncertu Tamaryszy. Drugi tyczy wyglądu grupy, która nie chce się zuniformować. Nie chodzi przecież o siermiężne chłopskie sukmany, a jednorodne stroje świadczące o folkowym charakterze grupy.

Numer: 2007 08   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *