Stulatka w Mieni

Pani Marianna Zychowicz urodziła się 31 stycznia 1907 roku w Rudniku, za Cegłowem. Jest sprawna, szczupła była całe życie, chodzi bez podpórki, dużo i chętnie opowiada o swoim życiu i z całą stanowczością twierdzi, że chociaż wygląda na jakieś 80 lat – to aż tyle absolutnie jeszcze nie ma

Żyje dla życia

Stulatka w Mieni / Żyje dla życia

A pani jest skąd? – pyta, bo to dla starszych ludzi bardzo ważne, od tego czy to swój, czy obcy, zależy jej otwartość w rozmowie. Na odpowiedź, że z Mieni, wyraźnie się ożywia. - A ja na Mieni to znałam wielu, a na Pełczańskiej to rodzinę mam! Mam ja jeszcze wnuki, prawnuki w Rudniku, ale oni czasu za wiele nie mają, żeby mnie odwiedzać. A ja jak tu u św. Józefa pracowałam, to powiedziałam sobie – na emeryturę to ja tu zamieszkam, no i zamieszkałam! Bo jak sobie coś umyślę, to tak musi być. Cztery siostry miałam i dwóch braci, najstarszy był brat, a zaraz po nim ja z dziewczyn najstarsza. Mieliśmy 7 mórg, konia, krowy, kury, świnki, wszystko mieliśmy! Całe życie pracowałam, a reumatyzmu nawet nie mam.
Dzieci nie mam, narzeczonego miałam, żyliśmy razem, ale pogoniłam go, bo tak jak on chciał, to ja żyć nie chciałam. On miał robić to, co ja chciałam. O - tą pięścią jak dostał w łeb, sucha zawsze byłam, ale ręka u mnie mocna... to cholernik już nigdy nie wrócił – babcia na chwilę się zamyśla. – Bo ja się niczego nie bałam ani nie boję. Kilka lat temu pani Marianna złamała biodro, poleżała, zrosło się bez operacji, któregoś dnia wstała i poszła... Chodzi do dzisiaj.
-Długo pracowałam jeszcze w Rudce w szpitalu. I w moim Kościele mariawitów pracowałam, tam wszystko robiłam, nawet kwiaty układałam, sprzątałam i wszystko, co tylko było do zrobienia. Teraz ksiądz Grzegorz Dróżdż to mi urodziny wyprawił z nabożeństwem, które dwóch księży odprawiało i przyjęciem, dużo gości było! Tu, w domu, też przyjęcie było i tort! Wesoła zawsze jestem, pośpiewać lubię – wesołe jest moje życie. Ale sto lat to ja jeszcze nie mam! Liczyć mi się nie chce, ale na emeryturze ja tutaj jeszcze robię, co trzeba! Przyjdziesz tu jeszcze do mnie? – pyta panna Marianna i wymierza mi niezłego kuksańca – bo jak nie przyjdziesz, to dostaniesz! 

Numer: 2007 07   Autor: Bożena Abratowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *