W Mińsku

- Szłam sobie ulicą Kazikowskiego i nagle... szlag mnie trafił na miejscu. No i teraz piszę do was z zaświatów. Kto, u diabła, wpadł na pomysł wyrzucenia starego kielicha fontanny na skwerku przed Partnerem? Stoi tam teraz kiczowaty, betonowy koszmar - napisała do nas pani Lidia. I pewnie to oburzenie przeleżałoby do romantycznej wiosny, gdyby nie pierwszy sik innej fontanny, który przed dworkiem Łubieńskich uruchomił Leszek Celej, dyrektor mińskiego muzeum

Płacz fontanny

W Mińsku / Płacz fontanny

Była jedyną mińską fontanną przez z górą 30 lat. To właśnie w latach gierkowskiej propagandy sukcesu władzom Mińska Mazowieckiego zamarzył się wodotrysk na skwerze przed przedszkolem. Nikt już nie pamięta, jak to dokładnie było z wykonawstwem fontanny. Burmistrz Grzesiak wspomina o czynie społecznym jakiegoś zakładu (może PBO lub PBRol), a Stanisław Koć, były dyrektor PWiK pamięta, że fontannę zaprojektował arch. Gawrysiak. Lepiej przypomina sobie słabe ciśnienie wody i jej brak w okolicach fontanny, więc musieli skorzystać z ujęcia w przedszkolu. Z początku skwerkowy wodotrysk wyglądał nieźle i - co ważne - sikał pod dobrym ciśnieniem. Z czasem obrósł mchem, a z dyszy wypływały rozrzedzone, wręcz kropelkowe strumienie wody. O tym, co było w muszli, lepiej nie mówić, bo fontanna swoim szmerem przyciągała zawsze pary szybkich kochanków, palaczy i narkomanów. I byłaby tak stała nieszczęśliwa z powodu słabego siku i śmieci, gdyby nie decyzja burmistrza o wymianie jej kielicha z nowym, dynamicznym sikaczem. Zamiar modernizacji wodotrysku był dobrym posunięciem, ale efekt nie do przyjęcia. Kiczowatym kielichem zainteresowali się jednak tylko nieliczni mińszczanie, a szlag trafił najwrażliwszych. Jak naszą czytelniczkę Lidię P. (nazwiska nie chce zdradzić), która dowodzi, że Mińsk Mazowiecki nigdy nie będzie ładnym miastem, skoro niszczy się w nim wszystko, co piękne, i burzy to, co stare, a może nawet zabytkowe. Wycina się też masowo drzewa, zamieniając miasto w betonową pustynię. A dalej nasza respondentka donosi o wtykaniu bloków między domy jednorodzinne, gdzie te bloki wyglądają jak pryszcze na nosie i zamiarze wyprowadzenia się z rodzinnego miasta, skoro miejscowe władze o nie nie dbają. Buntownicze skargi pani Lidii pasują jak ulał do obecnego wyglądu placu przed mińskim muzeum, które słusznie ulokowano w dworku hr. Łubieńskiej. Ale czy słusznie Leszek Celej, chcąc odsłonić zabytkową budowlę, wytrzebił plac z drzew i krzaków? Trudno przewidzieć, co tam w przyszłości będzie rosło, ale jeden podwórzowy „mebel” już zamontowano. Jest nim druga w Mińsku Mazowieckim fontanna. Pierwszy jej sik był niezwykle uroczysty i chyba znamienny w skutkach. Dyrektor nie czekał na wiosnę, bo przecież nikt nie stwierdził, że zimą fontanna nie może działać. A skutki? Były liryczne i wystrzałowe. Leszek Celej czytał płomienne wiersze do i na cześć fontanny, a między strofami strzelał sztucznymi ogniami. Zdumieni mieszkańcy pobliskich bloków przecierali oczy ze zdumienia, ale po szklaneczce grzańca cieszyli się wraz z zaproszonymi gośćmi. I tak oto w niecodzienny czwartkowy wieczór, 8 lutego doszło w Mińsku Mazowieckim do wodotryskowego precedensu. Wprawdzie sik nowej fontanny sięga zaledwie pół metra, ale z czasem - jak twierdzi Celej - urośnie do metra, a nawet wyżej. Nie może jednak przesłonić zabytkowego budynku muzeum, bo hrabina przewróci się w grobie. Może nawet się popłacze, widząc, co lokatorzy zrobili z jej domem, a dyrektor z podwórcową zielenią. Za to purytańska muszla fontanny z metrowym sikiem na pewno ją rozśmieszy.

Numer: 2007 07   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *