Fachowcy twierdzą, że najbardziej nośnymi tematami prasowymi są artykuły z krwią, seksem i pieniędzmi. Mają rację, ale bywa i tak, że czytelników bardziej ciekawi sponsorowanie biedy i brak bezpieczeństwa. Jestem pod wrażeniem inspiracji czytelniczej o mińskim zagłębiu zła - osiedlu między ulicami Błonie i Rodziny Nalazków
Groźne rewiry
Zaczęło się jak zawsze - od niewinnego materiału o wigilii dla ubogich zorganizowanej przez miński MOPS i Caritas. Zainspirowana czytelniczka napisała do nas list o akcji Dobry wieczór, którą dedykowała mińskiej opiece społecznej, weryfikującej celowość przyznawanych pieniędzy, które niekoniecznie są wydawane na chleb i mleko. Napisała również o ulicy Rodziny Nalazków pełnej wygolonych typów, którzy na oczach mieszkańców wyczyniają brewerie, bo policjantów nigdy tu nie widziano. Kolejna czytelniczka zaproponowała więc getta pod nadzorem zarówno dla socjalnych marnotrawców, jak i złoczyńców.
Serial czytelniczych obserwacji trwa, ale są też pierwsze, pozytywne reakcje na apele i prośby. Otóż dzisiaj otrzymałem list, że w groźnym kwartale pojawiły się policyjne patrole. Komendant Wiaranowski również obiecał wysłać tam swoich strażników, by sprawdzili, czy rzeczywiście dochodzi do niebezpiecznych incydentów włącznie z walkami psów (vide: Biedni i źli, s. 6).
Nasze służby powinny jednak pamiętać, że jednorazowe, a nawet wyrywkowe kontrole maszerujących dostojnie policjantów czy strażników niewiele pomogą. Osiedla zła wymagają ustawicznych, nękających wizyt systemem partyzanckim. I proszę nie pytać, dlaczego mieszkańcy nie wzywają oficjalnie pomocy, gdy muszą zdradzić swoje personalia. Oni po prostu się boją, bo zastraszanie trwa już wiele lat, a ściany „urzędów bezpieczeństwa” wciąż mają gumowe uszy.
Ale groźne rewiry nabierają niekiedy charakteru burleski. Napisał do nas Paweł O., podpisujący się obiema „ręcami” pod artykułem o gettach, a szczególnie pod stwierdzeniami - dość utrzymywania nierobów i trzeba stworzyć front społecznej niezgody na marnowanie państwowych pieniędzy.
Autor zna środowisko osiedla Serbinów, ale nie ironizuje z baraków, tylko bloków wojskowych. No i pozwala sobie wieszać psy na tej „niedouczonej, pijanej armii, która kosztuje nas zbyt wiele”. Dalej jest o służbowych mieszkaniach za parę groszy, sylwestrowych kałaszach i ogrodzeniach przy Piłsudskiego, tworzących powojskowe getta.
Któż może mieć w sobie tyle zgryźliwego jadu? Może to jakiś niedomianowany kapral albo pułkownik bojący się zdegradowania do szeregowca za szkolenie komandosów z Kuby. Jakby tego było mało, otrzymaliśmy niepokojące wieści właśnie z Serbinowa o kotłowni przy bloku 130. Konflikt trwa już dwa lata, a cierpiąca rodzina szuka w naszej redakcji ostatniej deski ratunku. Szefami zarządu wspólnoty są... wojskowi.
I jak tu nie wierzyć ministrowi Sikorskiemu, który żegnając się z armią, miał łzy w oczach. Łzy szczęścia?
W groźne rewiry prawa wpadło kilku naszych radnych, którzy za późno złożyli oświadczenia majątkowe - własne lub o działalności gospodarczej małżonki (vide: Zgwałceni przez prawo, s. 5). Można to nazwać niechlujstwem, ale również spiskiem osób, którym zależało na odstrzeleniu przed czasem potencjalnych kandydatów na wysokie stołki. Widać wyraźnie, że celowano w znane nazwiska bez partyjnych preferencji.
14 lutego nasze priorytety też będą nacechowane personalnie. Życzę udanych westchnień i weny twórczej, bo nasz konkurs na liryczne życzenia wciąż trwa.
Numer: 2007 06 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ