Sokół tygodnia

21 stycznia obchodzimy Dzień Babci, następnego dnia – Dzień Dziadka. Wnuczki i wnuczęta zapraszają swoich dziadków na przedstawienia szkolne i przedszkolne, organizują poczęstunek, przynoszą własnoręcznie przygotowane prezenty. Ale to tylko maluchy. Ci starsi czasem pamiętają o tych dniach, czasem jednak nie wiedzą, że takie w ogóle są. Najczęściej jednak biorą za słuchawkę i składają pospiesznie wypowiedziane życzenia „wszystkiego najlepszego”. Dla dziadków to oznaka, że pamiętają, a dla młodych? Miłość? Konieczność? A może tylko pamięć?

Pamięć wnucząt

Sokół tygodnia / Pamięć wnucząt

Babcina dyscyplina
Babcia Izabela wychowywała wszystkie swoje wnuczęta, bo córki wyszły młodo za mąż, a gdy przyszły na świat dzieci - uczyły się i pracowały. Mimo obowiązków w gospodarstwie ogrodniczym, w tym wyjazdów handlowych, musiała sobie radzić z szybko rosnącymi wnukami. Andrzejek miał już 8 lat, gdy urodził się Arturek.
- I jak ty babciu teraz poradzisz sobie z dwoma urwisami? - zapytał niespodziewanie, gdy wróciła wieczorem po całym dniu pracy. Mimo zmęczenia uśmiechnęła się i rzekła krótko: - Obstaluję „dyscyplinę” i będziesz grzeczny.
Nazajutrz poszła do rymarza i po kilku dniach poskramiacz niegrzecznych dzieci wisiał na futrynie drzwi. Ani razu go nie użyła, ale sam jego widok wystarczył do utrzymania porządku. Dziś – po 30 latach – słynny w rodzinie bacik wisi u wnuka Andrzeja, a jego opowiadania o babcinej trosce i obstalowanej dyscyplinie wzbudza za każdym razem powszechną wesołość i ... respekt. (jaz)

Współzależność
- A ja nauczyłem moją babcię obsługi komputera! – przechwala się 10-latek Tadzio. Nauczyłem ją wszystkiego, bo babcia kupiła sobie komputer, ale wstydziła się z młodymi chodzić na kurs komputerowy. Teraz babcia pisze listy i buszuje po internecie, a mama mówi, że babcia stale siedzi na czatach i nie ma z niej już takiej pomocy w domu jak kiedyś, zanim ją nauczyłem. Udało mi się, chociaż babcia jest już bardzo stara, bo ma 60 lat. A mama mówi, że babcia się ciągle odmładza, bo już ma znacznie więcej. A potrafi w różne, nawet trudne gry godzinami grać! Babcia cieszy się i mówi, że ten komputer uwolnił ją od niepotrzebnej harówki w rodzinie. Teraz to jest dla niej prawdziwe samodzielne życie, dzięki temu już się nie nudzi i nie musi ciągle nas odwiedzać, i siedzieć nam na karku! Ma nowych znajomych, chociaż się z nimi nie spotyka i jest z tego zadowolona, bo sobie porozmawia i nie musi nawet herbatką nikogo częstować. Babcia jest mi za to wdzięczna i na wiosnę kupi mi rower. A oprócz tego to czasem pisze za mnie wypracowania i przesyła mi mailem! To mi się całkiem opłaciło babcię uczyć! (bak)

Babunia czy bunia?
- Bunia, dołóż mi 20 zł, bo muszę kupić tusz do drukarki – takim tekstem zwrócił się do mojej znajomej jej kilkunastoletni wnuk, który wpadł jak po ogień – właściwie tylko po te 20 zł. Babcia oczywiście nie odmówiła, cmoknął ją za to w policzek, klepnął w plecy i poleciał dalej. Bogunia – bo tak ma owa babcia na imię, widząc w moich oczach dezaprobatę i rozbawienie, lekko zmieszana zaczęła tłumaczyć zachowanie wnuka. – Wiesz, jak on się urodził, to ja miałam 44 lata, a wyglądałam na 34! I tak się czułam. Wtedy jeszcze mi się wydawało, że wiele zwojuję, że spotkam mężczyznę na resztę życia. Zakochałam się w moim wnuku, ale nie wyobrażałam sobie, że lada moment publicznie będzie zwracał się do mnie –„babuniu”. Bo jaka to wtedy ze mnie była babunia? I tak jakoś udało mi się przyzwyczaić go do nazywania mnie Bogunią, a później po prostu bunią. Trochę to skrót od mojego imienia – a że jest taki bezpośredni, trochę obcesowy? Trudno zachować formę grzecznościową, w której nas wychowywano, zwracając się do babci po imieniu. Jakoś to byłoby dziwne – „czy Bogunia może mi dołożyć 20 zł?” – nie sądzisz? – Nie sądzę. Babcie na ogół są wzruszone, kiedy maluch mówi po raz pierwszy „babuniu”. Ale nasza babska próżność u progu starości bywa czasem komiczna. (bak)

Kto – jeśli nie babcia
Moja babcia nauczyła mnie pływać i jeździć na rowerze, kiedy miałem 4 lata. Nauczyła mnie jeździć na nartach, smażyć naleśniki, czytać mnie nauczyła, zanim jeszcze poszedłem do szkoły! Grzyby zbierać i odróżniać trujące – to też babci nauki. To ona chodzi na wywiadówki, bo rodzice nie mają czasu. Kochać książki – to też mam po babci i Mozarta słuchać... co jeszcze – stara się sobie przypomnieć 12-letni Janek. – Aha - szyć na elektrycznej maszynie potrafię, a teraz pozwala mi czasem prowadzić swój samochód, oczywiście na pustym placu i pod jej okiem. Czekałem na to do czasu, aż mi nogi na tyle urosły, że sięgam swobodnie do pedału hamulca. Bo moi rodzice okropnie dużo pracują. Stale mają jakieś dodatkowe dyżury!  Babcia jest fajna, bo ze wszystkiego się śmieje i nie zrzędzi. Mój kolega powiedział, że moja babcia to chyba jest szczęśliwa, bo stale uśmiechnięta, a babcia na to – że oczywiście jest szczęśliwa, ponieważ ma takiego wnuka! Bardzo kocham moją babcię i to dobrze, że jest jeszcze taka młoda. Co to by ze mnie wyrosło, jak bym jej nie miał? (bak)

Zaradny dziadek
Maciek O., kolega szkolny mojego syna, miał powodzenie u koleżanek. Ale tam, gdzie się drzewo rąbie, tam i wiór odskoczy, powiada stare przysłowie. Tak było i z Maćkiem, który mając 17 lat, wykorzystał szkolną koleżankę. Rodzice przymusowych narzeczonych doprowadzili do ślubu. Maćkowi urodził się syn, któremu nadał imię Wiesław. Trzeba stwierdzić, że ten nierozsądny młodzieniec jako ojciec rodziny okazał się pracowitym i dbałym człowiekiem. Tymczasem Wiesiek rósł i poszedł do szkoły. Jako gimnazjalista zakochał się w Zuzi z sąsiedniej ulicy. Z przypadku i nierozsądku został, podobnie jak kiedyś jego tata, przedwczesnym ojcem. Ale tutaj sprawa skomplikowała się. - Wiesław sprowadził narzeczoną z dzieckiem do domu swoich rodziców. Sam szukając zatrudnienia, trafił do ogrodnika w Holandii. Z początku przyjeżdżał z zagranicy i przywoził pieniądze na utrzymanie swojej rodziny. Jednak już od roku nie przyjeżdża do domu, a swojej Zuzi napisał list, żeby na niego nie liczyła i o pomoc prosiła dziadków.
Pan Maciek jako 39-letni dziadek nie odrzucił swojej przybranej synowej i wnuczka, lecz całym sercem zaopiekował się nimi na równi z pozostałą dwójką własnych dzieci. Trzeba powiedzieć, że wszyscy w tym domu pracują uczciwie na rzecz wspólnego gospodarstwa. Młoda mama powiada, że jej kandydat wróci do rodzinnego domu, tylko mu „wody do uszu się nabierze” za granicą. Zaś dziadkowie są zadowoleni ze szczęścia posiadania wnuka. (fz)

Dziadek nowożeniec
Kiedy babcia Agata zmarła, owdowiały dziadek Michał miał już prawie siedemdziesiątkę na karku. Najstarszy syn Witek zbliżał się do pięćdziesiątki, a jego syn Andrzej, czyli wnuk Michała, zbliżał się do wieku Chrystusowego. Były jeszcze trzy córki Michała, które już dawno pozakładały rodziny. Dziadek, który sam został na domostwie, cieszył się z wizyt, jakie składały mu od czasu do czasu dzieci i czternaścioro wnucząt. Ulubionym zajęciem dziadka była działka ogrodnicza, na której spędzał większość dnia. W pobliżu działkę miała samotna starsza panna - Honorata, nawet troszkę młodsza od wnuczka Andrzeja. Dziadek choć wiekowy jednak był sprawny do roboty, a przy tym rześki. Honorka często korzystała z pomocy dziadka w sprawach ogrodowych. Z czasem większość dnia widziano go na działce sąsiadki. Honorata lubiła słońce i poddawała ciało opalaniu, chodząc na działce w opalaczach. Chyba tylko sam Eros wie, jak to się stało, że zbliżyli się do siebie. Honoracie zaczął rosnąć brzuszek, trzeba było myśleć o ślubie. Osobiście Michał zadowolony był z obrotu sprawy, gorzej rodziny kandydatów do małżeństwa. Żeby nie robić większego skandalu, rodziny zgodziły się na cichy ślub kościelny. Tak też się stało, nawet urządzono skromne przyjęcie weselne, oczywiście bez muzyki, śpiewów i tańców. Po ślubie Honorka zamieszkała u Michała i urodziła mu piękną córeczkę. Do dzisiaj małżeństwo to żyje w zgodzie i jest akceptowane przez rodzinę. Honorka, pomimo dużej różnicy wieku w stosunku do męża, jest dobrą gospodynią, matką i żoną. Dziadek Michał czasami drwi ze swojego wnuka Andrzeja, który został starym kawalerem - powiada, że musiał go zastąpić, ażeby utrzymać równowagę w świecie. (fz)

Jednak rdzewieje
Niekiedy powiadają, że stara miłość nie rdzewieje. Jednak tak jest tylko w porzekadle, ale rzeczywistość jest raczej inna. Z wiekiem płomienna miłość młodzieńcza przekształca się w obowiązki, szacunek i potrzebę wzajemnej opieki, a nieraz i daleko idącą wyrozumiałość. Zrozumiałą rzeczą jest, że z wiekiem człowiek traci urodę i blask. Dokładnie to ilustruje powiedzenie, że „wnuczka jest podobna do babci, ale babcia jest stara i brzydka, a wnuczka młoda i ładna”. Stąd i w małżeństwach z wiekiem miłość blednie, jedno drugiemu staje się mniej miłe. Liczy się przywiązanie i rozsądek.
Kiedy Krzysztof z Agatą się pobrali, chodzili ze sobą „przykuci do siebie”. Wszyscy znajomi dawali ich za wzór małżeństwa. Rzeczywiście tak było - szanowali się, dbali o dom i wychowanie dzieci. Krzysiek pracował w fabryce, zarabiając na utrzymanie rodziny, a Agata zajmowała się domem i zarabiała pracą chałupniczą - składając korale. Dom dotknęła tragedia, bowiem ojciec rodziny w wieku 47 lat uległ w fabryce wypadkowi. Dźwig zmiażdżył mu obie nogi na wysokości kostek. Kończyny trzeba było amputować, żeby uratować życie. Babcia narzekając na los, traciła cierpliwość, a z nią i miłość do męża. Z młodzieńczej tkliwości pozostały nici, bo miłość w starszych latach niestety rdzewieje. (fz)

Numer: 2007 03





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *