Z Warszawy do Mińska

Andrzej Tokarski z podsiedleckich Igań - z wykształcenia matematyk i prawnik, a z zatrudnienia dyrektor - został znowu dyrektorem. Ale nie wydziału w urzędzie wojewódzkim, lecz tylko mińskiego ośrodka sportu i rekreacji. Awans to czy degradacja, a może wyzwanie, o którym mu się nawet nie śniło?

To nie zsyłka

Z Warszawy do Mińska / To nie zsyłka

Andrzej Tokarski wszedł w niebezpieczny, ale interesujący okres życia. Jako 53-latek musi uważać na dolegliwości męskiego wieku, a jako dyrektor MOSiR-u - na swego pryncypała i potrzeby mińskiej kultury fizycznej, która jest w fazie inwestycyjnego rozpraszania.
Ma jednak doświadczenie, choć niekoniecznie w zarządzaniu sportem. Był przez rok dyrektorem Centrum Kultury i Sztuki w Siedlcach, kilka lat dowodził wydziałem organizacji i nadzoru za czasów wojewody Tchórzewskiego, a ostatnio weryfikował uchwały i zlecone przez UW zadania samorządów.
- Rzeczywiście, jeśli spojrzymy na przejście z Warszawy do Mińska, to możemy mówić o swoistej degradacji, ale biorąc pod uwagę ważność zadań i wyzwania, jest to niewątpliwy awans - dyplomatycznie zauważa Tokarski. Twierdzi, że niekoniecznie trzeba być wybitnym sportowcem, by zarządzać bazą i popularyzować kulturę fizyczną. Ale nowy dyrektor MOSiR-u sport lubi. Już od liceum, w którym uzyskał tytuł najpopularniejszego sportowca (głosowały dziewczyny!). Z rekreacją miał zaś do czynienia jako zastępca komendanta siedleckiej chorągwi ZHP. Teraz trochę wędkuje.
- Nie zjadłem zębów na sporcie, ale zawsze byłem aktywny - sumuje swoje osiągnięcia.
To widać jeszcze po figurze i sposobie reagowania. Tokarski nie usiedzi w fotelu, a szczególnie w tak gorącym okresie zmian i prób funkcjonowania lodowiska, które w próbnym terminie wzbudza wiele żalu i złości mińszczan.
Co zastał w ośrodku? Przede wszystkim 5 osób pracujących na etatach i 4 zatrudnione na umowę-zlecenie. Nie chce oceniać pracy dyrektora Bagińskiego i znowu bawi się w dyplomatę, ferując tezę, że gdyby wszystko było w porządku, bałby się czegokolwiek ruszyć, by nie popsuć.
Na razie więc układ prezes Mazovii (Piotr Siankowski) w roli pracownika MOSiR-u musi trwać, aż nowy dyrektor wyrobi sobie na ten temat zdanie. Chce jak najszybciej zinwentaryzować fachowców i zaproponować rozwiązania. Tokarskiemu nie przeszkadza lokalizacja obiektów sportowych w czterech częściach miasta, a po pierwszych przemyśleniach twierdzi, że Mazovię może przejąć MOSiR. Dziwi się, jak można było wybudować korty bez trybun przy blokach mieszkalnych i grać na takiej murawie, jaką ma boisko przy ul. Sportowej. Docelowo będzie to obiekt treningowy, a główną płytę z widownią widzi przy Budowlanej.
Na razie zaopatrzył biuro ośrodka w internet i komputery, bo w XXI wieku nie można pracować na papierze i liczydłach.
Ranga ul. Sportowej niedługo też się zdegraduje, bo dyrektor z biurem przeniesie się do nowego obiektu przy ul. Zachodniej. Ma to nastąpić zgodnie z umową - na początku kwietnia 2007 roku. Dotychczas - oprócz magistratu poznał środowisko tenisistów, pingpongistów Mirosława Krusiewicza, Tomasza Płochockiego i zarząd Mazovii. Są już pierwsze kontakty, będą konkrety dotyczące współpracy.
MOSiR otrzymał w bieżącym roku aż 3,2 mln złotych na zarządzanie obiektami i popularyzację kultury fizycznej. Dyrektor Tokarski uważa, że mu wystarczy na wywiązanie się z zadań, choć utrzymanie basenu w pierwszej fazie będzie kosztowne. Oby nie było tak, jak z przedwczesnym użytkowaniem lodowiska.
- Czekanie nic by nie dało i choć mamy dzisiaj ustawiczne problemy, jestem tutaj od tego, by je rozwiązywać - mówi nowy dyrektor, przypisując nieporządek na lodowisku nie tylko próbom jego użytkowania. Mińszczanie też nie są bez winy - wielu słabo jeździ, a są i tacy, którzy bez procentów nie potrafią utrzymać się na lodzie.
- Nie płacisz, nie narzekaj - przypomina Tokarski stare przysłowie o niepatrzeniu w zęby darowanemu koniowi. Najważniejsze, by - zanim lodowisko zostanie oficjalnie przejęte przez miasto - dać ludziom trochę bezpiecznej rozrywki. Na razie nieźle to wychodzi, a do Mińska Mazowieckiego zaglądają już goście z ościennych miast.
I - żeby wszystko było jasne - nie został zwolniony z pracy w zarządzie województwa, a do Mińska Mazowieckiego przyszedł z własnej woli - uzupełnia Andrzej Tokarski.

Numer: 2007 02   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *