Ubiegły rok, mimo braku w jego liczbie szczęśliwych cyfr, nie był taki zły, jak go przed rokiem malowałem. Wbrew przepowiedniom był wręcz przepełniony wszelką szczęśliwością, co potwierdziła w badaniach ponad połowa naszych rodaków. Oby 2007 nie był gorszy...
Rozstajne lata
Za żadne skarby nie chcę, by ten felieton stał się moim osobistym, noworocznym orędziem do Szanownych Czytelników. Takim będzie, gdy wyłożę na stół udane przedsięwzięcia, nagrody i sukcesy towarzyskie. Napiszę więc tylko, z czego tak naprawdę się cieszę. Mógłby to być oczywiście drugi udany Festiwal Chleba, ponadtysięczny tłum piłkarzy na naszych halowych mistrzostwach, wydany zbiór moich wierszy „Rozstaje” czy druga lokata w silnie obsadzonym konkursie poetyckim - by wymienić tylko sukcesy większego kalibru.
Powiem prawdę - najbardziej cieszy mnie możliwość poznawania nowych, interesujących ludzi. Z początku wprowadzają oni w umyśle i w sercu zamęt, ale zostawiają coś o wiele cenniejszego - chęć życia i tworzenia. Nie trzeba stawiać przed sobą olbrzymich, a więc awykonalnych celów, by czuć się szczęśliwym i spełnionym. Do takiego stanu ducha i jaźni dochodzimy powoli, jak po nitce do kłębka. Nitki bywają różne, często ranią nam palce, więc trzeba wytrwałości, samozaparcia. Trzeba też talentu, by umieć je odnaleźć, rozplątać i uwić z nich swój kłębuszek szczęścia.
Szczególnie jest to ważne w niebezpiecznych okresach życia. Dla mężczyzny takim probierzem bywa pięćdziesiątka. Który przeżyje do kopy (60 lat!), tego nie zmogą kłopoty. Rzecz w tym, że na każdym cmentarzu najwięcej nagrobków mają pięćdziesięcioparolatkowie. I żeby było jeszcze bardziej nie do śmiechu, feministki zakładają partię kobiet w obronie nie-męskich interesów. Może coś w tym jest, że wiecznie niedomagająca wymagająca współczucia i pomocy „słaba płeć” szybciej zostaje wdową niż uczciwa żona i matka, a czasami i przyjaciółka.
No i w taki oto sprytny sposób przeniosłem się ze stanu szczęśliwości w stan narzekania. A kysz, bo jak mówią, gderliwa baba to połowa nieszczęścia, a marudny chłop to cały dramat. Życzę więc nam - mężczyznom wkraczania w każdy trudny wiek i każdą nową sytuację z uśmiechem na całej twarzy. A kobietom - by tego uśmiechu nie pojmowały opacznie, czyli z zazdrością. Nie z was się śmiejemy, a do was, drogie panie. I szanujcie swoich chłopów, bo na starość zostaniecie same jak ten kołek przy drodze.
Nie obrażajcie się drodzy Czytelnicy za tę chłopsko-babską zuchwałość, ale prawdę jakoś trzeba powiedzieć, a ból – ukoić. Ból chłopa z pięćdziesiątką na karku, który wciąż nie wie, którą z rozstajnych dróg wybrać. A musi wiedzieć?
Jeden z podobnych mi wiekiem rzekł przy kielichu, że najchętniej by wszystko rzucił, wsiadł do pociągu byle jakiego i pojechał choćby na koniec świata. Przeszło mu, gdy procentowe marzenia zbiła z pantałyku męska odpowiedzialność połączona z honorem. I od tej pory już wie, że nie może się nawet zbliżyć do rozstajnych dróg.
Numer: 2007 01 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ