W mińskim PKS-ie

Jeszcze do 20 listopada był zastępcą dyrektora siedleckiego MPK, gdzie pracował ponad 5 lat. W mińskim PKS-ie prezesura po Tadeuszu Kowalczyku jawiła się jako polityczny zamach na dobrze prosperujące przedsiębiorstwo w atmosferze buntu załogi. Nowy prezes Bogdan Kozioł nie ukrywa, że zastał PKS w dobrej kondycji finansowej, więc tym bardziej nie pozwoli, by nowe konflikty psuły efekty pracy ponad 300-osobowej załogi

Kozioł zaufania

W mińskim PKS-ie / Kozioł zaufania

Nowy prezes PKS-u urodził się w Wodyniach w rolniczej rodzinie. Nie czuje się w Mińsku Mazowieckim obco, bo tutaj w latach 80. chodził do technikum mechanicznego (matura ’85 rok) za rządów dyrektora Skibniewskiego. Jego wychowawczynią była historyczka Zofia Sałek-Rawska, a kierownikiem internatu - dzisiejszy starosta Antoni J. Tarczyński, który był dla ponad tysiąca chłopców prawdziwym wychowawcą.
Wtedy interesował go sport (grał w rugby, biegał średnie dystanse) i... dziewczyny z Ekonoma, bo swoich mechanicy w szkole nie mieli. Z kolegów zapamiętał Waldemara Brzezińskiego, dziś właściciela zakładu naprawczego przy ul. Wielkopolskiej. Mińsk Mazowiecki nie był więc mu obcy, ale po studiach na miejsce pracy i mieszkanie wybrał Siedlce.
Nie jest również pisowsko-gubernianym najeźdźcą. Fakt, że należy do partii Kaczyńskich, jest tu bez znaczenia, bo liczy się człowiek i jego umiejętności. Potwierdził to już w pierwszych rozmowach z załogą, a szczególnie ze związkami zawodowymi. - Ludziom zależy na spokojnej pracy. Podczas rozmów chcieli gwarancji, że skończą się wojny między związkami - mówi spokojnie prezes Kozioł, zaznaczając przy okazji, że z Bogusławem Kozłem, zarządcą mińskiego targowiska, łączy go tylko nazwisko i siedlecki adres zamieszkania. Nie pozwolił więc na dyskusję ani o najeździe Siedlec na Mińsk, ani na zbędną dyskusję o wzajemnych animozjach.
- Postawiłem grubą kreskę między przeszłością i przyszłością, co wcale nie znaczy, że nie chcę poznać źródeł konfliktu. Chociażby po to, by nie powtórzyć poprzedniej sytuacji - wyznaje prezes. Na razie nie ma więc mowy o przywróceniu do pracy osób, które były powodem wielu problemów. Ci ludzie przegrali sprawy w sądzie, więc według prawa nie powinni mieć żadnych roszczeń. Nie powinni też kierować związkiem zawodowym spoza zakładu pracy, bo w takiej sytuacji nigdy nie dojdzie do współpracy związku pracowników PKS i kierowców (w sumie 190 członków) z „Solidarnością” (ok. 20 członków). Zdaniem prezesa NSZZ „Solidarność” będzie dla niego partnerem, jeśli wybierze swoich przedstawicieli spośród członków aktualnie pracujących w przedsiębiorstwie.
Po takich zapewnieniach prezes Kozioł ma tylko pozytywne opinie o załodze i kadrze kierowniczej PKS-u. Szczególnie jest zadowolony z młodych pracowników. Zrobi wszystko, by tutaj zostali, zmieniając odchodzących na emeryturę.
- Taka naturalna rotacja będzie sprzyjała rozwojowi firmy i jednocześnie ograniczy liczbę pracowników biurowych - twierdzi prezes Kozioł, zapewniając jednocześnie, że nie będzie przyjęć z politycznych protekcji ani nieformalnego doradztwa. Już jeden z tzw. działaczy „S” próbował sugerować kto kim w Mińsku Mazowieckim jest i czym pachnie, ale rozmówca na tyle był obskurny, że prezes zakazał łączenia z nim rozmów telefonicznych.
Przeszłość i „życzliwi” doradcy to nie są priorytety prezesa Kozła, który ma nadzieję doprowadzić miński PKS... jeśli nie do rozkwitu, to do ekonomicznej stabilności. Dlatego też chce jak najszybciej wymienić tabor przewozowy, źródło egzystencji przedsiębiorstwa. Dziś z ponad stu autobusów prawie połowa to sprzęt wysłużony, ponad 16-letni. Na jego wymianę trzeba ok. 20 mln złotych, na co dzisiaj - mimo zysku - PKS-u nie stać. Wymienią więc w tym roku 5 autobusów za prawie 2 mln zł i zmodernizują stację paliw, by ją dostosować do unijnych wymagań. Prezes Kozioł planuje również rewitalizację dworca PKS i stąd uśmiechy w stronę burmistrza Grzesiaka, który może zwrócić się po wsparcie UE. Jeszcze szerzej prezes będzie się uśmiechał do Warszawy, a szczególnie do prezesa MZK, by przejąć co najmniej jedną linię autobusową. Jej obsługa to także korzyści finansowe, warte kredytu na zakup odpowiedniego taboru.
O komunikacji miejskiej w Mińsku Mazowieckim i wokół miasta na razie nie myśli, bo każdy z przewoźników po troszę ją realizuje, a władzom też na niej szczególnie nie zależy.
Jeśli wystarczy pieniędzy, na terenie bazy PKS powstanie myjnia, której koszt zwraca się po roku, a po ewentualnej przeprowadzce Urzędu Pracy, prezes chce wynająć część pomieszczeń na przychodnię lekarską lub szkołę nauki jazdy. Chce również wzmocnić zaufanie załogi. Już przed świętami każdy z pracowników otrzymał po 250 zł brutto premii, a nowy system wynagradzania ma zapobiec podbieraniu wyuczonych kierowców przez firmy prywatne.
Nie ma złudzeń – konkurencja stała się faktem, ale dlaczego na przykład żaden z przewoźników nie dopłaca PKS-owi do utrzymania dworca, gdy ich pasażerowie z niego korzystają - pyta prezes Kozioł i to wcale nie retorycznie. Pomyśli również o zlikwidowaniu w starych autobusach specyficznego zapachu - jeszcze z PRL-u.
A jakie ma życzenia na 2007 rok? Pasażerom życzy takiej sprawności i punktualności autobusów, by nie mieli wątpliwości z wyborem przewoźnika. Załodze - satysfakcji z wykonanej pracy, a sobie - szacunku i zaufania pracowników i klientów. Nie czuje się prezesem przywiezionym w partyjnej teczce, nie zamierza być też prezesem malowanym. Nie oznacza to, że nie będzie się uśmiechał, bo szczery uśmiech wzbudza zaufanie.

Numer: 2007 01   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *