Sokół tygodnia

Rok 2006 za nami. Każdy przeżył go na swój sposób – niektórych spotkało szczęście, obdarzeni zostali potomkiem, nową pracą, większymi pieniędzmi i prespektywą sukcesu, innych spotkało nieszczęście: choroba, śmierć, utrata zarobków... Wszyscy zapewne pożegnali go słowami: Oby 2006 był gorszy od 2007 roku. I w Nowy Rok, by rzeczywiście dopełnić tych słów, składali sobie (i innym) przeróżne obietnice i postanowienia dotyczące czy to życia zawodowego, czy osobistego. Ale nie sztuką jest obiecywać na zapas, najważniejsze to działać i realizować się w czynach

Remanenty i nadzieje

Sokół tygodnia / Remanenty i nadzieje

Pokonać chorobę
Dla Stanisława Piotrowskiego, wójta z Jakubowa, najtrudniejszym problemem ubiegłego roku było pokonanie poważnej choroby. To zwycięstwo nad słabością własnego organizmu przyćmiło inne dokuczliwe sprawy, które wydają się z tej perspektywy mało ważne. Wszystko teraz jest pozytywne. Wójt cieszy się każdą sekundą życia zawodowego, społecznego i rodzinnego. Czyli na dobre wyszło, bo co nas nie zabije, to nas wzmocni! A obiektywnie pozytywne wydarzenia - to dorastanie tamtej rady do rozumienia interesu gminy i nauczenie się stawiania go ponad własne sprawy. Na początku kadencji radni widzieli głównie koniec własnego nosa! Z konkretnych spraw - udało się połączyć dwie szkoły w jedną, z czego wójt jest szczególnie zadowolony. (bak)

Tylko ludzie...
Dla Dariusza Jaszczuka powrót na stanowisko wójta w Mrozach, przy zaistniałych zmianach w składzie osobowym rady, jest zdecydowanie pozytywnym wydarzeniem ubiegłego roku. Nowe realia, nowi ludzie, z którymi przyszła współpraca wydaje się bardziej spokojna i twórcza. W tych warunkach zaistniała możliwość realizacji planów szerszego zakresu i dalszej perspektywy. Natomiast przykrością tamtego roku było rozczarowanie ludźmi. Ujawniły się prawdziwe oblicza wielu osób, które zachowywały pozory chęci współpracy. Smutne poczucie zawodu, ale jak mówi wójt – to właśnie są koszta tworzenia się demokracji. Fałszywe były oblicza i słowa ludzi, którym przez całe lata ufał. Całe to zamieszanie związane z wyborami jednak na coś się przydało, bo ujawniając prawdziwe intencje wielu osób - przerwało nieskuteczność działań. Teraz wiadomo z kim i w którą stronę można iść dla dobra całej gminy. (bak)

Mocna kultura
Sporo się działo w ubiegłym roku, choć wśród admiratorów tej dziedziny panuje pewien niedosyt. Oczywiście niezawodne MTM ze swoimi koncertami w MSA i w pałacu. Ale chętnie posłuchalibyśmy jeszcze kilku jesiennych, kameralnych koncertów nie tylko w wykonaniu mińskich artystów. MTM znakomicie oszczędza nasze kieszenie, sprowadzając wirtuozów znakomitej klasy – prosimy o więcej w miarę możliwości! Życie plenerowo-artystyczne ubiegłego sezonu zdecydowanie zdominowały dwa spektakle, krańcowo różnego gatunku, ale jednakowo zaistniałe we wspomnieniu. „Skrzypek na dachu” – musical w wykonaniu warszawskich śpiewaków Opery Kameralnej w pięknej, choć prostej oprawie scenograficznej. Ta właśnie scenografia przydała się do zrealizowania w wielkim stylu finałowego koncertu Festiwalu Chleba, który stał się przede wszystkim wielką areną prawdziwie ludowych, nie wystylizowanych, a autentycznych prezentacji folkloru. Echa festiwalu rozlegają się widać daleko, bo zjechały ze swoim chlebem i repertuarem grupy z Pomorza, Podkarpacia, Beskidu i wielu jeszcze regionów, co dla kochających polski folklor było nie lada gratką, o czym może świadczyć entuzjastyczny udział publiczności tańczącej pod estradą!
Natomiast nie wszystkie prezentacje plastyczne zasługiwały na pałacową oprawę. Należałoby troszeczkę zmienić kryteria doboru prac artystów, których pałac swymi wernisażami promuje. Najbardziej sprawdzili się ci młodsi oraz ekspozycje architektury w rysunku. Tu było na co popatrzeć! (bak)

Rok policji
W porównaniu z ubiegłym rokiem stan bezpieczeństwa w powiecie poprawił się. Wykrywalność przestępstw wzrosła z 64,5% do 71,1%. Dzięki porozumieniu policji z oddziałem specjalnym Żandarmerii Wojskowej od października prowadzone są wspólne, silniejsze patrole. Liczba przestępstw spadła z 4270 do 3752. O połowę spadła również liczba rozbojów i kradzieży aut (w ub. roku skradziono 169, w 2006 – 83 auta). Zmalała liczba kradzieży z 795 do 615, włamań z 555 do 373. Zanotowano niestety wzrost przestępczości narkotykowej z 70 do 106 czynów zabronionych. Zmalała liczba ofiar śmiertelnych w wypadkach drogowych (z 48 do 26).
Podczas wielu przeprowadzonych akcji funkcjonariusze zabezpieczyli 10 tysięcy paczek papierosów, ok. 3 tysiące litrów spirytusu, 1000 płyt CD i DVD z nielegalnym oprogramowaniem, grami i filmami. Działania policji wiążą się także z wielością akcji, konkursów i programów dla dzieci i młodzieży, których w tym roku mińska policja obiecuje jeszcze więcej. Będziemy też być może ostrożniejsi na drogach, bo służby policyjne wyposażone zostały w fotoradar, nowe radiowozy, a w niektórych miejscach pojawił się monitoring. Efekty poznamy już wkrótce. (syl)

Rocznicowo
W ubiegłym roku miało miejsce kilka rocznic pamiętnych wydarzeń związanych z Mińskiem Mazowieckim i jego okolicami. 100-lecie mariawityzmu obchodzono w Cegłowie i Mińsku, z okazji którego zorganizowano koncert i wystawę. 585 urodziny obchodził Mińsk Mazowiecki, a 480 – Siennica, która uczciła je dożynkami powiatowo-diecezjalnymi. Halinów natomiast obchodził 5-lecie nadania praw miejskich. Świętowano także historyczne rocznice, jak 175-lecie bitew pod Dobrem i Dębem Wielkim Wielkim, gminy Cegłów i Mrozy obchodziły rocznice walk pod Kuflewem we wrześniu 1939 roku. Minęła też 125. rocznica powołania OSP w Mińsku Mazowieckim. (syl)

Oblał egzaminy
Marek chodził do jednej ze szkół ogólnokształcących w powiecie mińskim. Uczył się dobrze, ale na egzaminach często „oblewał”. Mówił, że w czasie egzaminu dostaje tremy i myśli mu się rozpraszają. I chyba tak było, bo w rozmowie czy dyskusji wykazywał się wiedzą i znajomością tematu. Przyszły egzaminy maturalne, Marek z trudem zaliczył matematykę. Mówił, że nie ma zamiłowania do przedmiotów ścisłych, więc spróbuje humanistycznych. Podobał mu się język hiszpański, więc złożył papiery na iberystykę na Uniwersytecie Warszawskim. Jednak i tutaj nie wyszedł mu egzamin wstępny. Potem rok pauzował w nauce. Zdecydował się zostać policjantem, bo zdrowie miał, a budowy był słusznej. Tutaj przełożeni poznali się na nim, wysyłając go do szkoły oficerskiej. Nauka połączona z praktyką szła mu doskonale. Po policyjnych studiach został śledczym w jednej z komend powiatowych województwa mazowieckiego, gdzie pracuje do dzisiaj. Przy spotkaniu powiedział mi, że to los człowieka nadaje kierunki życiu, z czym należy zawsze się godzić. (fz)

Szczęście w grze
Kolega Bronek nie wierzył w jakąkolwiek wygraną. Twierdził, że szczęściem jest zarobić pieniądze. Nic samo nie przychodzi - mówił. Pewnego razu szliśmy ulicą Grójecką w Warszawie i natknęliśmy się na punkt Totolotka. Ja od czasu do czasu wysyłałem skreślenia za kilka złotych. A że był czwartek, namówiłem, z wielkim trudem, Bronka do wstąpienia do punktu, skreślenia cyfr i opłacenia dwóch zakładów. Sam pozwoliłem sobie na cztery zakłady. W poniedziałek poszliśmy do kolektury sprawdzić nasze zakłady, bo ja grając, nie przywiązywałem do tego większej wagi, a tym bardziej nie emocjonowałem się. Zdziwienie nasze było ogromne, bo oto Bronek na jednym z kuponów miał wygraną wartą kilka tysięcy złotych. Ze szczęścia prawie zaniemówił. Dopiero po kilku minutach podziękował mi za gratulacje, a zwłaszcza za inicjatywę zrobienia zakładów. Później i jego żona Krystyna serdecznie mi dziękowała „za pomysł wciągnięcia męża do sportowej gry”. Pieniądze rodzinie Bronka przydały się na nowe meble do mieszkania. Ja zaś miałem satysfakcję, że w skromnej mierze przyczyniłem się do uszczęśliwienia rodziny. (fz)

Śmierć i narodziny
W najbliższej rodzinie pani Ewy wydarzyło się coś niesamowitego, co wytrąciło z równowagi na długie miesiące ją i jej najbliższych. Wszystko stało się nieoczekiwanie pod koniec września 2006. Jej sprawna, zdrowa mama, ulubiona babcia i podpora moralna całej rodziny, nagle w ciągu kilku godzin odeszła na zawsze z powodu ataku serca. Nigdy przy żadnym badaniu nie stwierdzono takiego niebezpieczeństwa. Córka pani Ewy za miesiąc miała urodzić swoje pierwsze dziecko i w tym czasie przebywała u teściów za Kałuszynem. Pani Ewa zapłakana, w szoku, zastanawiała się, jak zawiadomić córkę, aby ta zła wiadomość nie spowodowała komplikacji w jej stanie. Kiedy jeszcze płakała na szpitalnym korytarzu, zadzwoniła jej komórka z wiadomością, że właśnie wnuczka się rodzi w karetce pogotowia i niebawem będą obie w szpitalu! Oczywiście pobiegła natychmiast na porodówkę i po chwili już widziała obie, szczęśliwą młodą matkę i cudne maleństwo! - To była najstraszniejsza i zarazem najszczęśliwsza chwila w moim życiu! Nigdy bym już czegoś takiego nie chciała przeżyć. Moją córkę praktycznie wychowała babcia, były ze sobą bardzo związane. Jak z tego wybrnęłam – nawet nie wiem. To był szok! Maleńka ma na imię Julia – po prababci. (bak)

Polubić Mińsk
Późne popołudnie w jednej z redakcji gazet na wschodzie Polski, dzwoni telefon, to moja żona, w słuchawce słyszę: – Kochanie, co powiesz na to, abyśmy się przeprowadzili. Przeprowadzka, czemu nie. – A gdzie? – pytam. – Do Mińska Mazowieckiego – usłyszałem. - OK., tylko się spakuję – odparłem i... po trzech miesiącach wylądowałem w grodzie nad Srebrną.
Traf chciał, że właścicielka jednego z lokali, które oglądałem, kiedy usłyszała, że jestem dziennikarzem, stwierdziła, że zna kogoś w redakcji Co słychać? i może mnie skontaktować z redaktorem naczelnym. I tak jednodniowa eskapada, aby obejrzeć miejsce pobytu zakończyła się tym, że wracałem z wynajętym mieszkaniem i pracą.
Kiedy już przywiozłem nasz dobytek wysłużonym 15-letnim maluszkiem (wbrew pozorom to samochód jakby ciężarowy), przyszedł czas na poznawanie.
Cóż, miasto jak miasto, miewa urokliwe zakątki, szczególnie park przy pałacu, niektóre miejsca są wręcz koszmarne. Najciekawsze jednak jest poznawanie ludzi i miejscowych zwyczajów. Np. zakupy. Ja wiem, że w Poznańskiem na ziemniaki mówi się pyry, ale problemu z kupieniem 20 dag mięsa mielonego czy po prostu dwóch kotletów schabowych nie spodziewałem się. To, że nie ma sklepów czynnych od 6 rano, w których można kupić świeże bułeczki, też mnie zawiodło. Ale to wszystko drobiazgi. Bo w nowym miejscu poznałem wspaniałych życzliwych ludzi, takich do tańca i do różańca. Chętnych do pomocy (dziękuję za wnoszenie mebli!), ale i z którymi można porozmawiać czy po prostu się upić.
Po ubiegłych świętach, kiedy wsiadaliśmy do samochodu, aby wrócić od rodziny do Mińska, powiedziałem do żony, że wracamy do domu, bo naprawdę w ubiegłym roku znaleźliśmy w Mińsku nasz dom. (pd)

Numer: 2007 01





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *