Wystarczy spojrzeć na prasowy regał w jakimkolwiek sklepie czy kiosku, by zdać sobie sprawę z potęgi prasy, którą nie bez powodów ochrzczono czwartą władzą. Nie przeszkodziło jej radio, telewizja i nie zamierza poddać się magii internetu, który spycha ją do roli elitarnego źródła informacji. Czy taki los czeka również prasę regionalną?
Siła mediów

Pierwszym polskim czasopismem był tygodnik „Merkuriusz Polski” wydawany w Krakowie od... 1661 roku, a pierwszym periodykiem regionalnym - „Dziennik Urzędowy Departamentu Siedleckiego” datowany na 1815 rok.
- Prasa regionalna jest swoistą kopalnią wiadomości, bez której trudno sobie wyobrazić poważniejsze badania historyczne - tak rolę czasopism docenił prof. dr hab. Arkadiusz Kołodziejczyk z siedleckiej AP, który przed samymi świętami wziął udział w konferencji na temat mediów prowincjonalnych, które dziś wolimy określać mianem lokalnych lub regionalnych.
Profesor Kołodziejczyk jako historyk i prasoznawca przygotował na spotkanie referat promujący potrzebę badań nad prasą regionalną wschodniego Mazowsza, bo - jak twierdzi - za kilka lat będziemy obchodzili jej dwa wieki istnienia, a tak naprawdę wciąż za mało o niej wiemy. To wina rozproszenia zbiorów w bibliotekach publicznych i zbiorach prywatnych, skutek karuzeli zmian administracyjnych oraz braku uczelni o profilu historycznym. Dopiero utworzenie Instytutu Historii na AP dało podstawy do powołania w 1998 roku zespołu badaczy prasy regionu. To z ich inicjatywy dochodzi do cyklicznych sesji prasowych ujawniających rozwój rynku medialnego w ujęciu chronologicznym i geograficznym. Z referatu Kołodziejczyka dowiadujemy się również o dwóch rewolucjach prasowych - pierwszej po odzyskaniu niepodległości w 1918 roku i drugiej po bezkrwawym przewrocie w roku 1989.
Właśnie o mińskich mediach istniejących na przestrzeni ostatnich 17 lat opowiadał Tomasz Adamczak, podpierając się swoim opracowaniem, które TPMM wydało w specjalnym zeszycie historycznym z okazji 585 urodzin Mińska Mazowieckiego. Tekst zamyka się na 2005 roku, więc siłą rzeczy Adamczak uzupełniał i korygował opisane dzieje mińskich mediów, rozszerzając prezentację o efekty wizualne i akustyczne.
Jaki obraz mińskich mediów wyłonił się z prezentacji Adamczaka? Autor zauważył, że prasa lokalna stała się nie tylko obserwatorem i cenzorem wydarzeń, ale również kreatorem imprez kulturalnych i sportowych. Wychodzący najdłużej, bo od 11 lat, tygodnik Co słychać? jest w tych przedsięwzięciach chlubnym przykładem, o czym świadczą coroczne cztery imprezy własne, tj. halowy turniej piłkarski, wybór sportowca i trenera roku, promocje wydawnicze oraz festiwale chleba, które rozsławiają nasze miasto w całej Polsce.
Nasz tygodnik jest bezpośrednią kontynuacją starego, dobrego „Dzwonu” z lat 1992-95, kiedy jego redaktorem naczelnym był J. Zbigniew Piątkowski. Jego dobroczynny wpływ na miesięcznik podkreśla Adamczak, pisząc, że „Dzwon” się zmienił i - co najbardziej optymistyczne - został dostrzeżony przez mińszczan.
Gdy jednak polityka wzięła górę nad interesami czytelników, Piątkowski zakłada własne czasopismo i wkrótce doprowadza do upadku konkurenta, prowadząc zdecydowaną ręką czasopismo stricte niezależne. Co słychać? odnosi z czasem wiele sukcesów, w tym sięga po nagrody rangi krajowej. Zaczyna organizować własne imprezy i wydawać książki, przymierzając się do lokalnego radia i telewizji kablowej. Daje sobie radę z konkurencją, także tą obcą i bezpłatną, zachowując bezstronność i wciąż podnosząc jakość szaty graficznej, by w końcowym efekcie stać się w pełni kolorowym tygodnikiem.
Tomasz Adamczak śledzi zmiany kadrowe w „Cs” i innych redakcjach oraz dociera do źródeł upadku takich tytułów, jak „Flesz” czy „Bez znieczulenia”, a także bezpłatnego - magazynu „Dzwon”. Zauważa również takie filigranowe tytuły jak „MiM”, „Lustro”, „Głos Ziemi Mińskiej” czy funkcjonowanie w latach 1990-95 mińskiej telewizji kablowej. Dziś potrzeba jej reaktywacji wydaje się koniecznością, skoro nie możemy mieć innego źródła szybkiej, codziennej informacji, jaką jest mińskie radio. Pewne jest jedno - telewizja musi być prywatna i niezależna, by nie pachniała samorządową kryptoreklamą.
PS Szkoda tylko, że o sile mediów lokalnych dowiedzieli się sami historycy i... dziennikarze. Niektórzy nie potrafili jej później wyrazić na łamach.
Numer: 2007 01 Autor: Janko Fridayski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ