Sokół tygodnia

W opinii chorych unowocześniany szpital nie zawsze jest dla nich przyjazny, jak głoszą hasła na pokaz. Ile jest w tym prawdy i gdzie leży tego przyczyna, trudno w jednej chwili określić. Bałagan we wszystkich strukturach służby zdrowia służy panoszącym się w nich cwaniaczkom bezlitośnie wykorzystującym sytuację. Co jakiś czas odkrywane afery to tylko efekt choroby toczącej polską służbę zdrowia. Szpital w Mińsku Mazowieckim zapewne nie jest enklawą szczęśliwości, skoro zapowiada się w nim strajk. I to nie przeciwko ministrowi Relidze, a przeciw własnej dyrekcji

Szpital dla zdrowych?

Sokół tygodnia / Szpital dla zdrowych?

Zdrowie za drogie
Polscy pacjenci uważają, że liczbę zachorowań zmniejszyłby dostęp do nowych leków, zapewniłby też poprawę zdrowia – wynika z najświeższych badań TNS OBOP. 57% nie zgadza się ze stwierdzeniem, że w Polsce pacjenci mają taki sam dostęp do leków, jak w pozostałych krajach UE. Tylko 4% uważa, że powyższa opinia jest prawdziwa. Według 59% Polaków lepszy dostęp do leków to zdrowsze społeczeństwo, zaledwie 6% nie widzi związku między dostępem do nowoczesnych farmaceutyków a stanem swojego zdrowia. Tymczasem ceny leków należą u nas do najwyższych w Europie. Dlatego wielu osób nie stać na wykupienie recept.
Co czwarty Polak jest zawiedziony informacjami o zdrowiu, których udzielają lekarze, a co 3 wyjechałby na zagraniczne leczenie, o ile NZF zwróciłby koszty terapii. Ale prawie połowa z nas i tak jest zadowolona z publicznej opieki medycznej. (syl)

ZOZ w liczbach
Co roku miński szpital przyjmuje coraz więcej pacjentów, przede wszystkim z terenu powiatu. W 2002 r. było ich 11.258, w 2005 r. ich liczba wzrosła do 12.414, a w pierwszym półroczu 2006 osiągnęła 5.836. W tym czasie notuje się spadek zatrudnienia lekarzy. Jest ich teraz 48, czyli o 7 mniej niż w roku 2002. Za to wzrosła liczba zatrudnionych pielęgniarek – ze 158 do 172. Przywrócony został stan zatrudnienia położnych do 29 osób, choć w latach 2003-2005 było ich mniej. W opisywanym czasie notowany był spadek liczby noworodków odebranych w szpitalu. W 2002 r. – 878 noworodków, w 2003 r. – 804, 2004 r. – 771, 2005 r. – wzrost do 849, a w pierwszym półroczu 2006 r. szpital opuściło już 443 noworodków. Chirurdzy wykonywali coraz więcej operacji – od 1.873 w 2003 roku do 2.128 w 2005 r. i 1.052 w pierwszym półroczu 2006 roku. W ramach realizacji profilaktycznych programów świadczenia zdrowotne obejmowały różną liczbę pacjentów. W 2003 roku było ich 1.736, w 2004 r. – 3.768, w 2005 r. – 2.804, a w I półroczu 2006 r. – 1.198. Wszystkie zabiegi szpitalne liczone łącznie z pobytem chorych w szpitalu przeliczane były na punkty kontraktowe w NFZ. W 2004 r. wykonano ich 1.783.958, w 2005 r. 1.674.581, a w I półroczu 2006 r. zaledwie 764.274.
Liczby powyższe nie mówią nic o stosunkach panujących w największej w powiecie placówce medycznej. (jot)

Ku nowoczesności
Miński szpital w swojej historii zmieniał się – z jednego budynku zwanego starym szpitalem rozrósł się do, jak na mińską miarę – kolosa. Na jego tyłach funkcjonuje budynek oddziału wewnętrznego i drugi – pogotowia ratunkowego, a dalej jeszcze blok mieszkalny.
Co roku szły duże sumy na zakup sprzętu i inwestycje w szpitalu. W 2002 r. wyniosły one prawie 1,5 mln zł, kiedy to szpital otrzymał nowoczesny sprzęt i wyposażenie, a w dodatku przebudowano oddział zakaźny na wewnętrzny i zmodernizowano kotłownię. Szpitalną kasę wzmocniła suma 34.841,23 zł z różnych darowizn. Następny rok zaznaczył się niewielkimi wydatkami na wyposażenie i inwestycje – 411.740 zł, a z darowizn szpital otrzymał sprzęt za ponad 6 tys. zł. W 2004 roku na sprzęt wydano ponad 400 tys. zł, a na ekspertyzy i projekty budowlane prawie 350 tys. zł. Nieodpłatnie otrzymany sprzęt wyceniono na ponad 26 tys. zł.
Ubiegły 2005 rok to znów wielkie nakłady (3.412.514,94 zł) na doposażenie szpitala. Zakupiono wówczas tomograf, system nadzoru pacjenta, mobilny rentgen, aparat USG, analizator biochemiczny i karetki R z wyposażeniem. Na kolejne projekty i ekspertyzy budowlane poszło 224.223,80 zł. Na rok bieżący zaplanowano 426,5 tys. zł na inwestycje i zakup komputerów z drukarkami.
To nie jest kres inwestycyjnego rozwoju szpitala, bo w najbliższym planie jest nadbudowanie jeszcze jednego piętra, a w perspektywie urządzenie lądowiska dla helikoptera ratowniczego. (jot)

Leprozorium
Od czasu, gdy rodziłam w mińskim szpitalu, podobno dużo się w nim zmieniło. Nie zaciera to jednak niemiłego wrażenia, które wyniosłam z porodówki. Nie miałam pieniędzy na datki dla pielęgniarek. Mąż w odwiedziny przychodził do mnie codziennie, ale po drodze nie zostawiał prezentów dla lekarzy i personelu. Oboje więc nie wypełnialiśmy zwyczajowej normy przyjętej w szpitalu.
Było to zapewne powodem traktowania mojej osoby w tym miejscu jak zła koniecznego. Wesołe rozmowy personelu i lekarzy z innymi położnicami, mnie były oszczędzone. To bolało, ale nie było najważniejsze. W czasie obchodu koleżanki z sali dowiadywały się o stan ich pociech. Za to informacje o mojej córce były okryte tajemnicą. Jaką? Lekarską?
Byłam zbyt chora i słaba, by zabiegać o względy. No i nie miałam tych pieniężnych argumentów. Wykonywano przy mnie podstawowe zabiegi i na tym kończyła się opieka medyczna. Na szczęście, trafiła się jedna starsza położna, po której odwiedzinach czułam się jak człowiek, a nie jak przedmiot, który znalazł się tu przypadkowo i przeszkadza innym. To od niej dowiadywałam się, jak postępować z noworodkiem, co robić, by matka rozumiała potrzeby dziecka itd.
Głupie żarty innych deprymowały mnie. Zdarzyło się tak, że pielęgniarki na zbiórce przed obchodem, obgadując podopiecznych, zwróciły uwagę na moje maleństwo. Ich sztuczne zdziwienie: - O, jakie łyse dziecko! Ciekawe, czy ojciec też taki łysy? To mnie tak uraziło, że miałam chęć zdziwić się na cały głos: O, jaka tępa głupota! Ciekawe, czy jej ojciec też taki tępy? Ugryzłam się w język. To oznaczałoby stoczenie się do ich poziomu i grzebanie w bebechach cudzej duszy. A to takie brudne, oślizłe i czego nie lubię.
Po wyjściu dowiedziałam się, że głupio zrobiłam, idąc do szpitala bez gotówki. Bo to pieniądz budzi szacunek, nie jakiś tam słabeusz do podcierania za darmo. Nie wiem, co na lepsze zmieniło się w szpitalu. Może jest czyściej, może są nowe urządzenia... Ciekawa jestem, czy zmieniły się zwyczaje i klimat wokół chorego? Czy dalej trafiają się społeczni pariasi i trędowaci? Jeśli tak, to może dla nich otworzyć leprozorium. (jot)

Żywi i martwi
Chyba szpitale cienko przędąc, wykorzystują wszystkie możliwe sposoby, aby poprawić swoją kondycję. Ciekawe, czy oszczędności robione nie zawsze w sposób prostolinijny – służą dobru pacjentów? Czy dodatkowe kwoty za niewykonane zabiegi, nieskonsumowany przez chorego obiad - idą w poprawienie kolacji dla tych, co jeszcze leżą? Opowiada mi pracownica szpitala, że wypuszcza się ozdrowieńca do domu, kiedy o to prosi, a nie ma powodów do dalszego trzymania go pod nadzorem, ale wypis ze szpitala otrzyma z inną datą. Zwykle o kilka dni późniejszą, niż go rzeczywiście wypisano. Żeby wszystko było w porządku, pacjent wychodzi wcześniej „na przepustkę”. Co to daje? Albo przychodzi się do szpitala tylko na konieczne zabiegi, ale oficjalnie to spędza się w nim cały dzień (wraz z pełną obsługą). Pacjentka po operacji wyznaje, że nie podoba jej się zachowanie personelu, kiedy nikt tego nie widzi. Otóż daje się we znaki niecierpliwość niektórych pielęgniarek. Wiadomo, że babunia po operacji dłużej wraca do pełnego kontaktu z rzeczywistością. Wiadomo, że sprawia kłopot, zrywając się z łóżka, kiedy jest podłączona do kroplówki... ale zdolność empatii i święta cierpliwość powinny być podstawowymi cechami charakteru osoby wybierającej zawód medyczny! – Niestety, niewiele jest aniołów na ziemi. (bak)

W nowych rękach
W stanisławowskim ośrodku zdrowia panuje niemały chaos - od 1 stycznia 2007 r. zmienia się bowiem jego szefostwo. W wyniku przetargu, przeprowadzonego 22 sierpnia br., nowymi najemcami budynku będą Mariola Siedlczyńska-Wiącek i Dariusz Wiącek. W zakresie stomatologii przyjęto ofertę Pawła Piroga na dzierżawę gabinetu stomatologicznego w Stanisławowie. Teraz wszyscy pacjenci stanisławowskiej przychodni muszą zdecydować się na lekarza pierwszego kontaktu - do wyboru mają albo przyszłą szefową, panią Wiącek, albo lekarz Michalec. Słyszy się jednak niemało negatywnych opinii i obaw co do tej pierwszej osoby- pacjenci boją się, że po wstępnych badaniach w przychodni będą odsyłani do jej prywatnego gabinetu, a to już kosztuje. Jak będzie naprawdę, zobaczymy już za kilka tygodni. (syl)

Na odpoczynek
Pani Maria leży w szpitalu już tydzień. – Ja słyszę tu różne pretensje i skargi – mówi z pogodnym uśmiechem – może powinno być lepiej, może to wszystko ma uzasadnienie. Ale dla mnie, mimo przebytej operacji, ten pobyt w szpitalu to wywczasy! Jestem kobietą pracującą jako sprzątaczka w jednej firmie. Do tego gospodynią wiejską. Mamy kury, kaczki, 2 świnki, krowę i konia. A do roboty jest nas tylko dwoje. I jeszcze stara babcia w domu, którą trzeba się zajmować. Bywają dni, że wszystko zostaje na mojej głowie, bo mojemu staremu trafiła się jakaś, jak to się mówi – fucha i nie sposób tego nie wykorzystać, jak się ma dwoje dzieci na studiach w Lublinie. Mąż jest zdunem, a to już rzadko spotykany zawód. Tak więc i ta moja choroba, operowane miałam żylaki – z tego przemęczenia się widać wzięła. Od świtu do nocy człowiek na nogach. Bywa, że na telewizji zasypiam. A tu w szpitalu wszystko podane pod nos. Nie skarżę się, to i pielęgniarki są dla mnie miłe. Salowe też. Jedzenia wystarczy, bo jak się dużo leży, to wcale jeść nie trzeba. Wieczorem pytają, czy dać coś na sen albo na ból... Mnie tu dobrze. Najważniejsze, że operacja się udała! (bak)

Mamy jeszcze kilka listów opisujących pobyt w mińskim szpitalu. Opublikujemy je po zweryfikowaniu paru zarzutów. A Czytelników zapraszamy do dalszej współpracy.

Numer: 2006 50





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *