Jarosław Pieniak miałby dzisiaj 50 lat, gdyby nie tragiczne w skutkach powołanie na ćwiczenia wojskowe w czerwcu 1985 roku. Mija 20 lat, a jego rodzina wciąż nie wie, dlaczego musiał zginąć

Tajemnica Pieniaka

Nie ma dnia, a szczególnie nocy, by Wanda nie myślała o swym mężu. Miał wtedy tylko 30 lat i mieszkali z jego matką Władysławą przy ówczesnej ulicy Świerczewskiego 10 w Mińsku. Pracował w Budopolu, gdzie dyrektorem technicznym był obecny prezes Pszczółka. Był też działaczem „Solidarności”, ale Wanda nie pamięta, czy dotknęły go jakieś szykany, bo nigdy nie chciał o tym rozmawiać. Był pogodnym, opiekuńczym facetem, więc dlaczego w jednostce zrobiono z niego pijaka, dezertera, a w ostateczności wisielca...

Ćwiczenia wojskowe rezerwistów to w ludowym wojsku normalka. Starszy kapral Jarosław Pieniak dostał 1,5 miesiąca ponadplanowych kamaszów. W warszawskiej jednostce 2420 zameldował się 3 czerwca, a miał wrócić do domu 26 lipca 1985 roku. Jeszcze w czerwcu – jak informuje szef garnizonowej dochodzeniówki – wyjechał na trzy krótkie przepustki do Mińska, z których na czas powrócił do jednostki. Później, aż do 13 lipca nie opuszczał koszar. Powodem było trzykrotne wprawianie się w stan po spożyciu alkoholu – jak plastycznie opisywał służbę rezerwistów wspomniany oficer dochodzeniowy (podpis nieczytelny). Potwierdzał te wybryki porucznik Radomski, który jako dowódca kompanii wezwał 10 lipca matkę i żonę do jednostki. Powiedział im też, że Jarek ma ZOK, czyli zakaz opuszczania koszar i czeka go sąd koleżeński.
Tymczasem trzy dni później bez problemu dostaje urlop na 6 dni (z ważnych powodów rodzinnych) i po godz. 15.50 opuszcza teren jednostki. Ale w Mińsku Mazowieckim się nie pojawia, co stwierdza najpierw (15 lipca) dowódca kompanii, a w dwa dni po nim – żandarmeria wojskowa. Dwie siostry Jarka podejrzewają coś niedobrego, więc jadą do jednostki na bezpośrednią rozmowę z dowódcą. Wieści są porażające – Jarek 13 lipca uciekł z koszar około południa. Właśnie mija tydzień od samowolki, więc dowódca zgłasza sprawę do prokuratora. Koledzy Pieniaka twierdzą zaś, że tego samego dnia pracował w kotłowni i nikt nie widział, by stamtąd wychodził. A już na pewno nie otrzymał przepustki i to prawie na tydzień.
Nietrudno się domyślić, że urlop „wydrukowano” Jarkowi po 26 lipca, gdy oficjalnie skończył mu się okres ćwiczeń, więc można go było oficjalnie zdjąć z ewidencji JW 2420 i przenieść do WKU w Mińsku. Automatycznie zaginionego powinna szukać milicja, by wojsko miało święty spokój. I tak się stało mimo uporu żony, by prokurator wojskowy, Ryszard Długołęcki wszczął śledztwo, dlaczego mąż nie wrócił do domu z ćwiczeń wojskowych rezerwistów. Nie doczekała się; ręce umyło wojsko, potem milicja. Nikt nie wiedział, a może nie chciał wiedzieć, co się stało z Pieniakiem.
Aż 10 września, po 2 miesiącach od zaginięcia męża, jeden z siedleckich milicjantów, który znał sprawę i Jarka (ze zdjęcia), powiadomił Wandę, że podobnego do Pieniaka mężczyznę widział w prosektorium w... Białymstoku. Nie miał przy sobie dokumentów, więc pochowano go jako NN. Milicja pokazała Wandzie ubranie denata. Z przerażeniem stwierdziła, że trzyma w rękach cywilne ciuchy męża - te same, w których wyjechał na ćwiczenia. Po ekshumacji rozpoznała ciało Jarka, które pochowała na mińskim cmentarzu. To była gehenna, ale wcale nie mniej cierpiała z powodu braku odpowiedzi na zasadnicze pytania.
Zwłoki Jarka znaleziono w lesie pod Augustowem. Tam, jak twierdziła milicja, powiesił się na nylonowej lince. – Dlaczego aż tak daleko i dlaczego aż 3,5 metra od ziemi? – dziwi się do dzisiaj Wanda. I skąd wziął cywilne ubranie, skoro – jak wyjawiło WSW – oddalił się z jednostki w mundurze? I skąd ten przeciek z Białegostoku, o którym doskonale wiedziała siedlecka milicja – wtedy komenda wojewódzka? Wszyscy wówczas nabrali wody w usta, a wojsko przez 20 lat uchyla się od zapłacenia odszkodowania lub renty. Przecież Pieniak osierocił dwoje dzieci, a żonę zostawił bez opieki i środków do życia! – Niechby chociaż przyznali się do winy, by ulżyć mojemu 20-letniemu cierpieniu – łagodzi żądania Wanda. Jakby wiedziała, że za jej krzywdy nikt już nie zapłaci, a śmierć jej męża na zawsze pozostanie tajemnicą. Może ktoś wreszcie ją odkryje? Czekamy.

Numer: 2005 12





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *