Mińska Mazowieckiego służba zdrowia

Szanowny panie redaktorze, chcieliśmy opisać jedno z bulwersujących wydarzeń, które odbyło się w naszym mieście, na terenie jednej z przychodni przy ul. Błonie – donoszą nam Edyta i Jakub Garbaccy, rodzice 3-miesięcznej Gabrysi, z którą wybrali się do pediatry w Melisie. Nikt wtedy jeszcze nie przypuszczał, że zalecone przez lekarkę badanie krwi stanie się istnym horrorem zarówno dla rodziców dziecka, jak i właścicieli przychodni

Horror w Melisie

Ze zleceniem powędrowaliśmy do pokoju, w którym miało być laboratorium. Pani z powiedziała, że trochę późno, ale dobrze, wykona to pobranie krwi, byle szybko, bo się śpieszy na autobus. I stało się coś, co dla wszystkich z nas chyba jest niedopuszczalne, a zwłaszcza w postępowaniach z takimi maleństwami. A mianowicie pani Dowbaczuk nie umyła ani nie odkaziła rąk przed pobraniem krwi. Rąk nie odkaziła nawet po kontakcie z pojemnikiem wypełnionym moczem innego pacjenta. Pani pobierająca krew od naszej córeczki, wzięła go do rąk, obejrzała i jeszcze spytała nas: - Czyj to mocz? Oczywiście zaraz po tym także nie umyła rąk.
Bezpośrednio rozłożyła w pośpiechu sprzęt na nieodkażonym stole, nie rozkładając nic pod sprzętem, w międzyczasie opakowanie już naruszone z igłą spadło na podłogę, pani technik podniosła tę igłę i w tym zamieszaniu i pośpiechu, bez należytej staranności (nim zdołaliśmy nawet się spostrzec, bo uspokajaliśmy dziecko) wykonała nakłucie igłą – rodzice precyzyjnie opisują kolejne zdarzenia.
Ale to nie koniec, bo oto na zwróconą przez rodziców uwagę: - Czy zawsze nie zakłada rękawiczek, kobieta nie przerwała pobierania krwi i odpowiedziała, że rękawiczki są za duże i byłoby jej trudno. Mało tego - wacik nasączony alkoholem do odkażania skóry odkładała wielokrotnie bezpośrednio na nieodkażony stół i powtórnie go wykorzystywała, mimo, że nasączony był już krwią. Ponadto rozlała pobraną już krew z próbówki na podłogę, na własne ręce i na pacjentkę. A na koniec stwierdziła: - To przez to, że pan mnie tak zdenerwował tym zwróceniem uwagi.
Czy pani Dowbaczuk już wtedy wiedziała, że ma do czynienia z lekarzem, znającym doskonale zasady antyseptyki - nie wiadomo. W wyjaśnieniach dla kierowniczki przychodni napisała tylko, że zarzuty Garbackiego są bezpodstawne, bo od 10 lat pracuje jako analityk medyczny i zawsze kierowała się dobrem pacjenta.
Taką formę obrony, mimo świadectwa dwóch osób, Garbacki nazywa zatajaniem faktu przed kierownikiem placówki z obawy przed konsekwencjami grożącymi Annie Dowbaczuk jako pracownikowi przychodni. Prawda - zdaniem rodziców - jest po ich stronie, czego dowodem jest pierwotna chęć załatwienia sprawy przez kierowniczkę Melisy. Otóż, jak stwierdza Garbacki, Magdalena Kręt-Woźniewicz 31 października chciała polubownie załatwić całą sprawę łącznie z pokryciem kosztów wszystkich badań. Dziwi go więc kolejne stanowisko Melisy z 3 listopada, w którym państwo Woźniewiczowie informują, że wszystkie czynności związane z pobraniem krwi zostały wykonane z należytą starannością i zgodnie z zasadami sztuki medycznej. W tej sytuacji roszczenia Garbackich są bezzasadne, a jeśli chcą zadośćuczynienia, muszą te nieprawidłowości udowodnić. O jakich roszczeniach mowa? Wbrew pozorom nie chodzi tutaj o wspomniane wcześniej badania dziecka, a o... 15 tysięcy, które mają zabezpieczyć ochronę i postępowanie prewencyjne oraz rozważenie działania poekspozycyjnego - jak uzasadnia kwotę zadośćuczynienia ojciec dziecka. Potencjalnie dziecko narażono na HIV, wirusowe zapalenie wątroby typy B i C oraz kontakt groźnymi enterokokami, które jako zagrożenie zdrowia i życia jest ścigane z urzędu. Jeśli więc Melisa dobrowolnie nie wypłaci 15 tysięcy, Garbacki poinformuje odpowiednie organy karno-procesowe lub skieruje sprawę do postępowania cywilnego. Krycie pielęgniarki nie jest w interesie naszej przychodni, która działa już 6 lat na rynku usług medycznych i do tej pory ma dobrą opinię u pacjentów - twierdzą Woźniewiczowie. Mówią o zaufaniu i autorytecie, który teraz próbuje podważyć Jakub Garbacki. - To boli, a jeszcze bardziej, gdy tak agresywnie reaguje lekarz. To już tylko krok do utraty wiary w ludzi - nie może pojąć zachowania Garbackiego Marcin Woźniewicz, znany w Mińsku Mazowieckim ginekolog. - Skoro jest lekarzem i widział nieprawidłowości, to powinien zareagować, a nie po fakcie obwiniać nas o cwaniactwo i nieprzestrzeganie praw pacjenta. I do tego oczernia przychodnię na forach internetowych, a to jest już publiczne pomówienie.
A więc sąd? Woźniewiczowie oddali sprawę prawnikom i czekają. Pewni są jednego - nie ulegną presji i nie zapłacą tych 15 tysięcy. Jakub Garbacki umawia się na rozmowę, obiecując przyprowadzenie żony z córką. Przychodzi sam, bo nie chce rozgłosu. Zdjęcia też są zbędne, więc ustalamy fakty i ich konteksty. Twierdzi, że nie mógł przerwać pobierania krwi, bo wszystko za szybko się działo. Nie boi się alienacji w środowisku medycznym (pracuje w mińskim SP ZOZ), a 15 tysięcy odszkodowania to nie żaden szantaż ani chęć wzbogacenia się czy robienia kariery kosztem Melisy. Jest ojcem i chce tylko jednego – chronić córeczkę od wszelkiego złego. Za wszelką cenę.

Numer: 2006 48   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *