Drtodzy czytelnicy

Wyborcza niedziela była nudna a nawet smutna. Nawet nie przez pogodę, a z powagi... czynnego prawa wyborczego. Tak to już jest, że wybierani mają bierne prawo, a cała reszta – czynne. Gdyby jeszcze kandydatom odebrać prawo głosowania, niektórzy z nich mieliby na koncie zero. Identyczne jak oni sami...

Moc krzyżyka

Drtodzy czytelnicy / Moc krzyżyka

W sytuacji, gdy w szpitalu mogą nam zwiotczeć mięśnie od Corhydronu, gdy nasze dzieci buntują się przeciw zakazowi noszenia komórek na lekcje, gdy w telewizorni nie ma dnia bez obraźliwych słów i gestów polityków i wreszcie gdy listopadowy dżdżysty mrok odbiera nam resztę ochoty na cokolwiek, to wcale się nie dziwię, że ponad połowa ze 110-tysięcznej populacji wyborczej powiatu mińskiego wybrała w niedzielę nicnierobienie. Może to lepsze od czynienia zła, ale za małe, by czuć się dobrze, że coś zrobiono za naszymi plecami.
Mińszczanie głosowali falami, ale głównie po południu, doprowadzając frekwencję z 13% o godz. 12.00 do prawie 45 na koniec głosowania. W południe najlepszy wynik mieli dobrzanie (ok. 18%), a najgorszy mieszkańcy mińskiej gminy (tylko 8,5%). Główną motywacją udziału w elekcji był wybór wójta lub burmistrza, rzadziej – radnego, a najrzadziej przedstawiciela w sejmiku.
Nie da się jednak ukryć, że władzę wybierają aktywne mniejszości. Wystarczy spojrzeć na wyniki wójtów i burmistrzów, którzy już w pierwszej turze uzyskali nawet po 70-90% aprobaty.
A jak jest naprawdę? Jeśli na wójta głosowało ok. 1500 osób przy ok. 6-tysięcznej liczbie wyborców, to łatwo obliczyć, że ma on tylko poparcie 25% elektoratu.
Szczególny potencjał drzemie w pełnoletnich mińszczanach. W sumie na trzech kandydatów oddali oni trochę ponad 13 tysięcy głosów, a mogli... prawie 30 tysięcy. Oznacza to, że burmistrz mający rzeczywistą większość, musiałby otrzymać 15 tysięcy głosów. Cóż wobec takiego poparcia znaczy wynik 5-6 tysięcy krzyżyków? Nawet jeden daje zwycięstwo i o tym trzeba pomyśleć przed drugą turą. Niezależnie na kogo zagłosujesz, pomyśl o znaczeniu krzyżyka skreślonego własną ręką. Zdaję sobie sprawę, że taka agitacja wyda się wielu czystą iluzją, ale zawsze warto namawiać do dobrego. Nawet dla jednego krzyżyka, który ma wielką moc. Przekonał się o tym niejeden wątpiący w wolę ludu politykier.
A jeśli chodzi o temat naszego Sokoła – „Na kocią łapę” (vide s. 10-11), to wyraźnie zaprzeczam jakobym lubił koty. Mimo tego, że podobno są gorące, działają leczniczo na nerwy i można się od nich uwolnić jedynym, niezbyt przyjemnym słowem. Jednak trzeba pamiętać, że porzucona kocia łapa może się nam brzydko zrewanżować.

Numer: 2006 47   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *