Sokół tygodnia

Życie na kocią łapę daje partnerom poczucie wolności – zawsze można się rozstać – uważa co trzeci z naszych respondentów. O dziwo, nie przeszkadza swojego rodzaju tymczasowość takiego związku, a może to właśnie znak czasu, wszystko robimy w pośpiechu, takie powiedzmy MCmałżeństwa. A może to po prostu brak poczucia wolności w każdym z nas! Starożytnym do rozwodu wystarczyło ustne oświadczenie „nie jesteś już moją żoną”. I było po wszystkim. Wtedy chyba nikt nie zastanawiał się nad tym, co lepsze – kocia łapa czy złote obrączki

Na kocią łapę

Sokół tygodnia / Na kocią łapę

Konkubinat? Trzeba przyznać, że życie bez zawarcia ślubu – czy to kościelnego, czy w USC jest kojarzone dziś przede wszystkim z młodymi ludźmi. W starszym pokoleniu mało kto „odważał” się na życie bez jakiegokolwiek uregulowania ze strony społeczeństwa. Mówiło się wtedy wyłącznie o konkubinacie. Dziś ten termin kojarzy się bardzo negatywnie, np. jak młodym: z „żulami”, z żulerskim życiem na kocią łapę. Ale jednocześnie przyznają, że inne, współczesne określenia tego stanu cywilnego zmieniają jego odbiór, sama istota sytuacji życiowej się przecież nie zmieniła. Wolny, luźny związek, partnerskie relacje, związek dwojga dojrzałych, niezależnych ludzi – to brzmi już inaczej, ilustruje, jak zmienia się podejście społeczne do tego stanu rzeczy.
Dzisiejsi młodzi ludzie około trzydziestki obwiniani są przez socjologów, biologów i naukowców za niż demograficzny. Społeczeństwo Europy starzeje się, i to bardzo drastycznie w porównaniu z innymi kontynentami. Niektóre środowiska, szczególnie prawicowe, uważają, że to właśnie luźne związki są przyczyną małej liczby urodzeń. Ale czy zawarcie małżeństwa gwarantuje urodzenie się dziecka?

Rejestr ugrzecznia?
W połowie października rzecznik praw dziecka Ewa Sowińska zwróciła się do m.in. ministra pracy i polityki społecznej oraz ministra spraw wewnętrznych i administracji, by ci poczynili starania na rzecz rejestracji par żyjących w wolnych związkach i posiadających dzieci. W swoim oświadczeniu wyraziła się następująco: „Uważam, że wszelkiego rodzaju związki, w których są dzieci, powinny podlegać rejestracji prawnej z nałożeniem na osoby pozostające w tych związkach odpowiedzialności za bieżącą opiekę i wychowanie dzieci. Także rezygnacja ze związku powinna uwzględniać dobro dzieci”. Argumentowała to tym, iż według statystyk policyjnych w związkach nieformalnych znacznie częściej (dziesięciokrotnie częściej niż w małżeństwach) dochodzi do drastycznych przypadków przemocy wobec dzieci.
Apel pani rzecznik odbił się szerokim echem w mediach, jednak, jeśli chodzi o instytucje państwowe, był wołaniem na puszczy. Ani ministrowie, ani podlegli im urzędnicy nie zainteresowali się sprawą. Jak informuje biuro prasowe Rzecznika Praw Dziecka – tematu nie podjęli też parlamentarzyści, nawet z LPR – partii, która Sowińską zaproponowała na piastowane stanowisko. Nie brak jednak głosów poparcia, zwłaszcza wśród radykalnych prawicowych organizacji dla tego pomysłu, taka rejestracja pozwoliłaby lepiej walczyć z patologiami, a zwłaszcza wychwycić pary homoseksualne.
Przymusowa rejestracja par na razie nie wchodzi w grę, ale i dobrowolna także jest niemożliwa. Pomysły, aby umożliwić osobom pozostającym w konkubinacie np. dziedziczenie, wciąż utykają na krętych ścieżkach legislacyjnych. Osoby będące w wolnym związku nie uzyskają informacji o stanie zdrowia partnera będącego np. w szpitalu, nie ma szans na wspólne opodatkowanie, no z kredytem już jest łatwiej.
Istnieje wprawdzie pewien rodzaj umowy cywilnoprawnej, dzięki której w jakiś sposób zostają uregulowane stosunki formalnoprawne w konkubinacie – ale czy ktoś, decydując się na życie bez papierka, będzie chodził do notariusza, aby taką umowę podpisać? Jednak korzystają z tej możliwości pary, które ze względów formalnych nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego, ale gdyby nie istniejące przeszkody, taki by zawarły, np. w sytuacji, kiedy jedna ze stron nie może dostać rozwodu. (pd)

Tolerancja
Obecnie panuje moda na luźne związki i można odnieść wrażenie, że zwolenników stałych tradycyjnych związków, przypieczętowanych ślubem jest coraz mniej. Nic bardziej mylnego. Renata ma 35 lat, dwóch synów i właśnie rozwodzi się z mężem. – Mnie ten rozwód nie jest potrzebny. To mój mąż znalazł sobie inną towarzyszkę życia i chce z nią budować nową rodzinę. Ja nigdy nie zwiążę się z nikim, bo ślubowałam tylko raz. Kobieta wątpi, że mąż kiedyś do nich wróci. Tłumaczy to względami religijnymi i osobistymi, którym wolałaby pozostać wierna. Jednak jest bardzo tolerancyjna w stosunku do wszelkich luźnych związków partnerskich, ponieważ uważa, że każdy układa sobie życie, jak chce. Nie ma zamiaru nikogo pouczać ani przekonywać do tego, że tylko związki sakramentalne mają rację bytu. Liczy się to, jakimi wartościami kierują się ludzie i po co chcą ze sobą być. Nie ma recepty na udany i trwały związek, czy to połączony ślubem, czy tylko niepisaną umową. Najważniejsze są powody, dla których chce się być razem i wytrwałość, mimo różnych przeciwności losu oraz niedopuszczanie myśli, że kiedyś można się rozstać. (pewa)

Młodzież za...
Młodzi mówią przede wszystkim o tym, że życie bez ślubu jest po prostu łatwiejsze. Koszt samego zawarcia związku małżeńskiego i wesela jest bardzo duży. Poza tym zaznaczają jeszcze jedną, ważniejszą nawet niż pieniądze, kwestię: ślub wiąże ludzi, a bez niego łatwiej jest zerwać z niechcianym partnerem bez sądu, bez dzielenia majątku, bez kłótni. Po prostu koniec i już, bez wyrzeczeń, problemów, długotrwałego bólu głowy i serca.
Co więcej, wspólne życie przed ślubem pozwala nam sprawdzić, czy dana osoba nam „pasuje”, czy nie stanie się tak, że po zawarciu związku małżeńskiego okaże się on kompletną pomyłką, ponieważ dopiero wtedy na jaw wyjdą „codzienne brudy”. Zresztą często długotrwale żyjące ze sobą pary bez ślubu, z przekonania, że związek nie musi być nigdzie rejestrowany, przypominają zwyczajne małżeństwa.

... i przeciw
Kochamy się – i owszem – ale z pewnymi zastrzeżeniami. Sprawdzamy siebie, jakbyśmy wypróbowywali towar ze sklepu. – Bo jak ci coś nie będzie pasowało, to możesz zerwać, jak coś nie będzie się układało, to jesteś na wygranej pozycji – mówi jedna z mińszczanek.
Z kolei „druga strona barykady” zaznacza, że związek na kocią łapę nie jest do końca szczery, bo obie strony dzieli świadomość „jeśli chcę, mogę w każdej chwili odejść” i ludzie krzywdzą siebie nawzajem, bo prawdziwa miłość, zdaniem respondentów, opiera się na wierności, prawdzie – na zawsze, nie tylko wtedy, kiedy mnie pasuje.
W takim razie co z dziećmi? Ten temat jest przez młodych traktowany z największym dystansem. Oczywiście, że tak, ale dopiero po stabilizacji, czyli po ślubie… Czyli kiedy? W dzisiejszych czasach chyba dopiero około czterdziestki. Warto przytoczyć wypowiedź młodej dziewczyny, która stwierdza, że powinniśmy być obojętni na modę i trendy, jeśli więc spotkamy tę osobę, warto się „ochajtać”. (bar)

Zawierzyła miłości
Szesnastoletni Janek z osiedla Nowe Miasto w Mińsku Mazowieckim zakochał się w młodszej od siebie o dwa lata koleżance Urszuli. Miłość ze strony Janka była płomienna, ale krótka, bo oto po roku poznał starszą o cztery lata Beatę, która wydała mu się atrakcyjniejsza. Ta otworzyła przed dorastającym chłopakiem prawdziwe niebo – ciągle o niej myślał i zdradzał w rozmowie przywiązanie do niej. Jednak Beacie trafił się partner z gotówką, sporo starszy, ale z prezencją. Wyszła za niego. Janek już jako dwudziestoletni młodzieniec z rozpaczy wyjechał na Śląsk. Tam przeżył chyba jeszcze ze trzy miłości i zmęczony życiem, w wieku 45 lat, powrócił do Mińska. Jakie było jego zdziwienie, kiedy spotkał Urszulę, a ta przyznała się, że nikogo w życiu poza nim nie pokochała. Może to dziwne, ale po rozmowie postanowili się pobrać. Urszula urodziła mu jeszcze dwie córki. Żyli jak przykładne małżeństwo i doczekali sędziwych lat. Okazuje się, że prawdziwa miłość wymaga wielu wyrzeczeń i opamiętania. Wszelka chuć jest wrogiem prawdziwej miłości. (fz)

Bez papierka
Większość znanych mi osób z szacunkiem i powagą odnosi się do instytucji małżeństwa i na ogół tworzy ze swoimi „drugimi połówkami” całkiem zgrane stadła. Znam jednak również jedną, niezwykle barwną parę, która żyła bez ślubu w wielkiej zgodzie i miłości przez kilkanaście lat. Zasadnie więc, jak się wydawało, uznali, że ich uczucie przetrwało próbę czasu, a ponieważ zbliżał się też termin pierwszej komunii ich córki, postanowili zalegalizować swój związek. Niestety, wkrótce po ślubie w ich domu zaczęły się niespotykane dotychczas nieporozumienia, sprzeczki i wzajemne pretensje, i po kilku następnych latach zgadzali się już tylko w jednym – że muszą się rozstać. Na tym jednak nie koniec, gdyż wkrótce, po przypadkowym spotkaniu, znów zbliżyli się do siebie i o dziwo powróciło łączące ich uczucie. Ponownie zamieszkali razem, jednak teraz postanowili nie spieszyć się z powtórzeniem ślubu, gdyż najwyraźniej konieczna jest im do szczęścia odrobina niepewności i związane z tym zabieganie o względy drugiej strony. (rk)

Fachowiec od wszystkiego
W latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia pożycie „na kreskę” należało do rzadkości. Z tego okresu zapamiętałem ciekawy przypadek. W gminie Latowicz żyła wdowa Genowefa, której mąż już od dziesięciu lat pomagał św. Piotrowi w niebie. Pozostało z małżeństwa troje kilkunastoletnich dzieci, z których najstarsze liczyło około 13 lat. Na głowie kobiety pozostało także całe gospodarstwo z zabudowaniami, inwentarzem i polami uprawnymi. Pewnego razu, do naprawy podwalin w stodole zgłosił się z innej wsi, odległej o dobre 12 kilometrów, cieśla Bronek. Zwyczajem wówczas było, że majstrowie nocowali przez czas trwania roboty w gospodarstwie zleceniodawcy. Bronek, jako kawaler, nie śpieszył się do domu. Remont stodoły się przedłużał, a skłonność do spełniania dobrych uczynków kazała mu pomagać wdowie w obrządku inwentarza i pracach w polu. Dni przemieniły się w tygodnie, miesiące i lata. Bracia Bronka postanowili przeciąć „cudzołóstwo” i zabrali go prawie siłą do domu. Ale już po trzech dniach Bronek był z powrotem u Geni. Z czasem, kiedy już przyszły starsze lata, moi bohaterowie wzięli ślub cywilny i kościelny. Jedynym ich grzechem było to, że pożyciem na wiarę demoralizowali innych – tak powiedział mi jeden z miejscowych księży. (fz)

Na odwrót!
Przede wszystkim muszę sprostować mylne przekonanie, że kiedy ma się dziecko ze związku nieformalnego, to „nie ma mowy o alimentach” – otóż jak najbardziej płaci każdy tatuś. Formalny czy też nie! Na szczęście nie ma już bękartów i wszystkie dzieci są w naszym kraju pod tym względem bezpieczne. Pani Monika jest pewna tego, o czym mówi, ponieważ jej sytuacja obejmuje obie opcje. Najpierw była wielka miłość, ślub i urodził się Tadzio. Po roku młody tata nie wytrzymał małżeńskich ograniczeń i zaczął sobie poczynać jak wolny od obowiązków kawaler. – Po którejś samotnej nocy, kiedy wrócił nad ranem, powiedziałam: – Dość! Wystawiłam walizki męża i zmieniłam zamki. Wystarczająco długo przebaczałam i wierzyłam w poprawę. Sprawę rozwodową wygrałam i nie ja musiałam wynosić się z mieszkania. Wymeldowałam eksmęża i przepisano mieszkanie na mnie. Ale tęskniłam. Okazało się, że on też. Po kolejnym roku stwierdziliśmy, że nie możemy bez siebie żyć. Eksmąż zaproponował kolejny ślub. – A po co? – spytałam. – Mamy to samo nazwisko, wprowadzaj się, ale uważaj, teraz będziesz pod specjalnym nadzorem, a jak cię drugi raz wyrzucę, to definitywnie! No i po roku urodziła nam się Agatka, jako dziecko pozamałżeńskie, które ojciec uznał w USC. Formalnie jestem samotną matką. Mąż płaci wysokie alimenty na dwoje. Gdyby coś się stało, ja i dzieci jesteśmy zabezpieczeni. Mąż nie wymeldował się ze swojej kawalerki i wynajmujemy ją ludziom. To daje mu poczucie życia bez przymusu. Wie, że cokolwiek dla nas robi i sam fakt, że jest z rodziną – to akt jego nieprzymuszonej wolnej woli. To mu daje wiele satysfakcji. Kiedy kupiliśmy samochód, zarejestrowaliśmy go na nas oboje. To samo z budową domu letniego nad Bugiem. Jesteśmy wolni, odpowiedzialni i oboje dbamy bardziej o to, żeby się nie ranić. Żadne z nas nie jest własnością tego drugiego! Taka sytuacja naprawdę czyni z mężczyzny, który nie dbał o to, co już „jest jego”, dojrzałego faceta, który nieustannie sprawdza, na czym mu naprawdę zależy. A ślub, niestety, często deformuje wzajemne relacje. (bak)

Numer: 2006 47





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *