Na własne oczy

– Nie taki premier straszny, jak go malują – mówili dziennikarze prasy lokalnej po spotkaniu z Jarosławem Kaczyńskim. W piątek, 3 listopada w siedzibie prezesa rady ministrów przy Alejach Ujazdowskich rozmawialiśmy szczerze pierwszy raz, ale – jak przyrzekł szef rządu – nie ostatni

Premiera u premiera

Na własne oczy / Premiera u premiera

Jan Dziedziczak, rzecznik prasowy rządu, zapraszał dziennikarzy prasy lokalnej, doceniając ich działalność i pracę dla własnych środowisk. Premier Kaczyński rozwinął myśli swego rzecznika o tworzeniue lokalnej tożsamości, która wiąże ludzi z miejscem ich zamieszkania, przez co wspólnie budują tzw. małe ojczyzny. A przecież – jak twierdził szef polskiego rządu – nasz kraj potrzebuje budowy silnego społeczeństwa. Chodzi o to, żeby społeczność narodową organizować na różne sposoby, także w sensie informacyjnym.
Premier zauważył, że działalność na poziomie lokalnym jest jeszcze w Polsce zbyt mało rozwinięta, a wielka sfera wolności nie została w pełni wykorzystana, mimo wzrostu lokalnych inicjatyw oświatowych, kulturalnych i medialnych.
Jednak Kaczyński zdaje sobie sprawę z niekorzystnej dla pluralizmu tendencji do koncentracji prasy, także lokalnej. Kilka, a niekiedy – co się coraz częściej zdarza – wszystkie tytuły prasowe w jednych rękach są niebezpieczne dla demokracji. Nie zdziwiły nas wnioski premiera, ale od razu nasunęły się pytania, co rząd PiS może zrobić, by pomóc niezależnym mediom lokalnym, by ich nie pożarły prasowe molochy lub darmowe reklamówki, będące w terenie tubami prezydentów, burmistrzów i wójtów. Co wreszcie z zerowym vatem, który dla pism specjalistycznych do 15 tysięcy nakładu skończy się wraz z 2007 rokiem?
Okazało się, że przez prawo unijne nawet premier nie może temu zapobiec. Vat więc wzrośnie, a wydawania darmowych reklamówek nie zakaże się prawem, bo są furtki pozwalające je ominąć. Jedną z nich, i to niebezpieczną dla pluralizmu informacyjnego, jest partnerstwo samorządowo-prywatne (jak w mińskiej gminie!), które może być bardziej dotkliwe od dotychczasowej, urzędniczej propagandy prasowej za pieniądze podatników (jak w Mińsku).
Nie było też konkretów na pytanie dotyczące losów powiatów, diet radnych i splamionych kandydatów PiS, którzy dzięki układom w Warszawie załatwili sobie czołowe miejsca na listach wyborczych. Tak jest w całym kraju, więc lista PiS do rady mińskiego powiatu nie stanowi wyjątku.
Godzina z premierem raz na rok to za mało, więc postulowaliśmy o konferencje kwartalne i wyznaczenie koordynatora rządu, który będzie dostępny codziennie. Premier się zgodził i po krótkiej sesji zdjęciowej z prezentami, pojechał do pałacu prezydenckiego, gdzie jego brat nominował Andrzeja Aumillera na ministra budownictwa.
Kawa z drożdżówkami, a potem zwiedzanie gmachu kancelarii prezesa rady ministrów umiliły czekanie na minister Grażynę Gęsicką (rozwój regionalny) i Zbigniewa Religę (zdrowie). Rozmawialiśmy o problemach poruszanych na co dzień w mediach krajowych, a ze spraw lokalnych najważniejsze okazały się likwidacje szpitali, które nie zmieszczą się w sieci tworzonej przez ministerstwo. Religa zapewnił, że chodzi tu nie o likwidację, a przekształcenie, które zapewni wysoką fachowość usług medycznych. Minister będzie bronił lecznictwa państwowego przed nieuzasadnioną prywatyzacją, pozwoli lekarzom na pracę w różnych miejscach (praktykę prywatną), a całej służbie zdrowia na dodatkowe zarobki, jeśli wyczerpią limity zakontraktowane w NFZ.
Już na konferencji ogólnej premier wspomniał o spotkaniu z prasą lokalną, ale wszystkie kanały TV skupiły się na zakazie fotografowania jego profilu. Pozostaje więc pamiętać, że w porównaniu z żarłocznymi dziennikarzami warszawskimi jesteśmy w oczach Kaczyńskiego medialnymi aniołami. Szkoda tylko, że jako premier polskiego rządu nie może pomóc stricte polskiej prasie. Uznanie i kanapki to jednak za mało.

Numer: 2006 46   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *