Drodzy czytelnicy

Wiara – nadzieja – miłość. Ileż razy powtarzamy te piękne słowa, by dotarły do nas lub osoby, na której nam zależy. By dotarły do Przedwiecznego, bo jeśli wierzymy, on ześle nam nadzieję, a potem obdarzy miłością. Jedni mają szczęście, inni żyją w ułudzie, zrzucając winę na zły los i podstępnych wrogów. Nawet na Boga byleby tylko nie słyszeć ironii losu

Uśmiechy gwiazd

Drodzy czytelnicy / Uśmiechy gwiazd

Przeznaczenie i odpowiedzialność to dwie antynomiczne siostry. Z jednej strony człowiek, chcąc uzasadnić sobie i bliźnim różnorodność ludzkich losów, a może bardziej swoją bezradność wobec sił natury, wymyślił teorię przeznaczenia jako z góry określone, kosmiczne fatum. Nie wszystko jednak dało się zrzucić na obce siły, więc predeterminizm musiał oddać pole rozsądkowi i odpowiedzialności. Stąd przysłowie o wykuwaniu własnego losu, czyli próbach wpływu na zapisane w gwiazdach przeznaczenie.
Piszę o tej magii ludzkiego żywota, bo nasi czytelnicy najbardziej wierzą w miłość i właśnie przeznaczenie. Na dalszych miejscach został Bóg, wiara w siebie, bezbożnictwo a nawet pieniądze. Kto by pomyślał, że motorem napędowym dla zaczatowanych ludzieńków jest uczucie. Kto by pomyślał, gdy już od lat, a właściwie od początków, światem rządził seks i pieniądze. W naszym Sokole (vide s. 10, 11) rozprawiamy o odcieniach wiary i sługach tego, który nam ją zesłał. Nie mogę przy tej okazji nie wspomnieć o księdzu Antonim Tyszce. Minęło już tak wiele lat od jego śmierci, że skłonny jestem opowiedzieć o naszym pierwszym spotkaniu. Był bezpośredni aż do bólu, więc gdy już zapaliliśmy przy lampce koniaku, jął pytać o wszystko i sam o wszystkim opowiadać. Bez kurtuazji, ot po prostu, po ludzku, jak nie ksiądz.
Dzisiaj taka szczerość pachniałaby wzajemną inwigilacją i zapewne już po pierwszym intymnym pytaniu obaj spojrzelibyśmy na zegarki. Syndrom teczek i pani z kurwikami w oczach? Także jakiejś potężnej obłudy, która nas coraz częściej i coraz bardziej tumani i przestrasza.
Widząc przetaczające się po ekranie postacie, mam wrażenie, że wszczepiono im wirus znieczulający uczucia. Wszystko jest na niby, jak w teatrze. A my wciąż musimy przeżywać katharsis, bo jak się nie oczyścić po tym steku zawistnych bzdur.
Bismarck, żelazny kanclerz prusackich Niemiec, zwykł mówić, że zwykli ludzie nie powinni oglądać, jak się robi kiełbasę i politykę. A teraz obrońcy natury i wegetarianie powtarzają, że gdyby rzeźnie były ze szkła, nikt nie jadłby mięsa.
Z wyjątkiem samych rzeźników, którym jest już wszystko jedno. A może to nieprawda, że urodzili się pod jatkową gwiazdą, a tylko wpadli w nałóg zabijania. Jak w alkoholizm czy narkomanię...
Ostatni tydzień przyniósł dwa wielkie odejścia – dziennikarki Anny Politkowskiej i artysty Marka Grechuty. Spadły dwie gwiazdy, które tworzyły swoje dzieła z miłości do ludzi i sztuki. U nas jeszcze nie zabija się dziennikarzy, bo nie truło się władców a nawet dyktatorów. Trzy wyjątki (Leszek Biały, Przemysław II i Narutowicz) potwierdzają tę regułę, ale chyba gwiazdy nie będą aż nam tak przychylne, biorąc pod uwagę obecne konflikty polityczne.
Gdy słowa (nawet pod przysięgą) nie mają już żadnego znaczenia, a czyny pachną szambem, czas na przesilenie. Taka świąteczna, prawie nabożna ruchawka wiecowa, jaką widzieliśmy w minioną sobotę to żaden knut na warchołów i chamów. A sami, zamiast podglądać robienie polityki, spójrzmy w niebo. A gdy usłyszymy chichot gwiazd, zamknijmy oczy i wyobraźmy sobie ich uśmiech, szczęśliwy znak odmiany naszego losu. PS. W felietonie „Oczy w żaluzjach” pojawiło się stwierdzenie, jakoby Norwida doceniali dopiero prawnicy. Chodziło – rzecz jasna o prawnuków. Przepraszam.

Numer: 2006 42   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *