W Latowiczu

To prawdziwa rzadkość, a nawet rarytas demograficzny, by w niewielkiej, rolniczej gminie świętowało złote gody aż 17 par. Dobre zwyczaje przenoszą się z gminy na gminę. Już praktycznie żaden burmistrz czy wójt nie może sobie pozwolić na nieuroczyste docenienie zasłużonych małżeństw. Trochę im w tym pomogliśmy, opisując atmosferę złotych wesel oraz ich przesłanie dla młodszych pokoleń

Złotka znad Świdra

W Latowiczu / Złotka znad Świdra

Gmina Latowicz też dołączyła do tej chlubnej tradycji i to z muzycznym rozmachem. Kapela Stanisława Ptasińskiego grała stare, ale jare melodie już przed oficjalną ceremonią. Przy ludowych polkach i oberkach (i mrożącym się szampanie) trudno bezczynnie siedzieć, więc Jan Świątek zaprosił żonę Krystynę do tańca. Przestali, gdy na salę wszedł wójt Bogdan Świątek (a prywatnie – ich syn) wraz z przewodniczącym rady Witoldem Kłosem i szefową USC Hanną Kopą. By nie zmuszać jubilatów do wędrowania między ciasno ustawionymi krzesłami w niewielkiej sali, wójt z medalową ekipą podchodził do każdej z 12 obecnych par złotych małżonków.
A gdy już każda żona otrzymała różę i wszystkie ręce chłodził dobrze zmrożony szampan, zaserwowano gościom koncert życzeń. Przede wszystkim spokoju i zdrowia do co najmniej stu lat życia. Dla Aliny Nocek czy Cecylii i Piotra Zajniów z Transboru, którzy stanęli na ślubnym kobiercu jako 18-latkowie, to jeszcze 32 lata, ale Eugenia Gajewska z Borówka, czy Janina Gajowniczek ze Strachomina mają do setki znacznie bliżej – tylko 20 i 18 lat, bo na swoje małżeńskie szczęście czekały do 30. i 32. roku życia. Dzięki temu – co z dumą podkreślały – mają młodszych mężów, przy których nie sposób się zbyt szybko zestarzeć.
Ale co tu mówić o starości, gdy kapela gra walca, a im przypominają się młode lata i ten szczególny rok ich ślubu. Już w lutym ’56 wiedzieli, że szykuje się polityczny zwrot. Tak pojmowali krytykę kultu jednostki przez Chruszczowa i marcową śmierć Bieruta w Moskwie. Później był Poznański Czerwiec, Cyrankiewiczowskie odrąbywanie ręki podniesionej na ludową władzę i październikowe plenum KC PZPR, dzięki któremu do władzy dochodzi ekipa Gomułki. Do szkół wraca religia, do sal koncertowych – jazz, a na długie lata do polityki – Front Jedności Narodu, gwarantujący elekcję tylko namaszczonym przez ludową władzę.
Do kraju wracało w miarę normalne życie, a oni budowali swoje rodzinne gniazda. Zaczęły przychodzić na świat dzieci, a zanim się obejrzeli – wnuki i prawnuki. W sumie 12 obecnych złotych par pochwaliło się 42 dziećmi, 89 wnuczkami i 11 prawnuczkami. Najbardziej zasłużeni dla demografii są Teresa i Marian Kielakowie z Budzisk mający 4 dzieci, 13 wnucząt i 4 prawnucząt, czyli w sumie 21 następców. Po czworo dzieci mają również Krystyna i Wiesław Gryglasowie z Chyżyn, Krystyna i Jan Świątkowie z Kamionki, Alina i Jan Nockowie oraz Cecylia i Piotr Zajmowie z Transboru. Jednak rekord należy do Władysławy i Jerzego Wojdów z Bud Wieloleskich, którzy wychowali sześcioro dzieci i mają dziewięcioro wnucząt.
Warto podkreślić, że babcie i dziadkowie obiecali, iż dopilnują wzrostu rozrodczości w swoich rodzinach, by było jak za dawnych lat – po polsku i po bożemu. Sobie zaś życzyli miłości i szacunku. A gdy weselny szampan roziskrzył oczy, szli tańczyć i wcale nie śpieszyli się do domu.
Jak wesele to wesele – do wieczora. A w domu – poprawiny.

Numer: 2006 39   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *