Zmienna niedzielna pogoda nie popsuła szyków organizatorom kałuszyńskiego święta plonów. Może dlatego, że od siedmiu lat samorząd urządza je wespół z miejscową parafią, której wciąż – mimo translokacji księży – dobrym duchem jest proboszcz Władysław Szymański

Lepsze własne

Kałuszyn stawia na swoich mieszkańców. Tę tendencję lansowaną przez burmistrz Zofię Wołkiewicz widać po inwestycjach, a szczególnie w sferze kultury. Swojskość własną i wcale nie ciasną pokazały również tegoroczne dożynki. Już podczas wyśmienitej, bo podnoszącej nadzieję homilii, słychać było tę coraz rzadszą naturalną więź władzy duchowej z wiernymi, której nie buduje się od święta. Do zgromadzonych parafian przemówili także poseł Czesław Mroczek i starosta Antoni J. Tarczyński. Tym razem nie czekali na symboliczne dzielenie się chlebem, śpiesząc na uroczystości w Dębem Wielkim Wielkim (dożynki) i do Stojadeł, gdzie wójt Dąbrowski oddawał do użytku świeżo wybudowaną szkołę.
Tymczasem po procesji dożynkowej korowód prowadzony przez ubrane w ludowe stroje dzieci z Kasianiecki i starostów z chlebem okrążył pl. Kilińskiego, by wszyscy zobaczyli urodę dożynkowych wieńców. Jury (Iwona Budzyńska, Marta Chybicka i Jerzy Grabowski) było zobligowane do rzetelnej oceny, bo w grę wchodziły dość wysokie nagrody – 600 zł za pierwsze miejsce od Jadwigi Milewskiej (zbieżność imienia i nazwiska z szefową koła emerytów), 550 zł za drugą lokatę od Dariusza Filipka i 510 zł za trzecią od Pawła Goźlińskiego. Wygrały Olszewice przed Witami i Wąsami. Pozostałe wsie (również piękne dzieło Gołębiówki) otrzymały na pocieszenie po 100 złotych.
Liczba sponsorów była znaczna (nasz tygodnik również dołączył do ich grona), o czym ze sceny w przerwach między występami informował Marek Pachnik na przemian z Marianem Pełką. Na początek pozwolili przemówić burmistrz Zofii Wołkiewicz, która po męsku oceniła rolniczy rok jako najtrudniejszy w ostatniej dekadzie.
– Już 270 na tysiąc naszych rolników złożyło wnioski suszowe, a straty szacujemy na ponad milion złotych. Czy rząd nam pomoże w likwidowaniu tej klęski?
– pytała burmistrz, przymierzając się wraz z proboszczem do dzielenia drogiego w tym roku chleba. Chyba, że będziemy umieli tak wszystko dzielić, by mnożyło się dobro – jak życzył władzy i mieszkańcom kapłan, biorąc pół chleba z rąk starostów dożynek. Byli nimi w tym roku Dorota Miller z Chrościc i Andrzej Wąsowski z Zimnowody.
Starościna z mężem i czwórką dzieci prowadzi 30-hektarowe gospodarstwo nastawione na produkcję mleka, a starosta z żoną i trójką dzieci utrzymuje na 55 hektarach 10 krów, 73 sztuki bydła mięsnego, 12 macior, 40 tuczników, 90 warchlaków i 2 konie.
Dożynki uatrakcyjniły konkursy i występy artystyczne miejscowych i zaprzyjaźnionych zespołów. Tradycyjny konkurs na najlepszą potrawę regionalną (w jury doktor Miłkowski i Julian Mroczek, Jerzy Gójski i wyżej podpisany) wygrały borowikowe kotlety Wiesławy Siwak przed golonką w piwie Modesty Domańskiej i nalewką księżycową Barbary Sulich. Wyśmienite były również piernikowe marchwiaki, ciasto dożynkowe i wino z własnych winogron.
Na scenie Marek Pachnik przeprowadził jeszcze konkurs ze znajomości Co słychać?, w którym najszybciej odpowiadający otrzymali książki (od ręki podpisywane przez autora), oraz nagrodził zwycięzców konkursu łuczniczego i siłowego. Ale publiczność zatrzymywały przede wszystkim występy Pawany (z nowym, francuskim tańcem), Kasianiecki (również w nowym folklorystycznym wcieleniu) i aktorzy z koła emerytów, którzy tym razem wzięli się za z życia wziętą teraźniejszość. Wystąpiły też panie z jakubowskiego Wrzosu, a po nich dożynkowe odkrycie – Orkiestra Dęta im. Jana Pawła II, czyli kałuszyńscy uczniowie pod batutą... Adama Kwaśnika. Mimo tylko kilku miesięcy przygotowań i wiatru utrudniającego czytanie nut, zaprezentowali się estradowo, umilając publiczności czekanie na Norbiego. To jedyny „obcy i drogi” gość na kałuszyńskiej, dożynkowej scenie.

Numer: 2006 37   Autor: J. Zbigniew Piątkowski