Trójdożynki w Siennicy

Potrójne święto plonów miało być promocją prastarej Siennicy w 480-lecie uzyskania przez nią praw miejskich. I było, bo na dożynki przyjechali reporterzy ogólnopolskich mediów. Ale nie z powodu docenienia trudu rolników, a wizyty ministra rolnictwa Andrzeja Leppera, którego do Siennicy zaprosił biskup Sławoj Leszek Głódź

W cieniu polityki

Trójdożynki w Siennicy / W cieniu polityki

Siennicki stadion już dawno nie gościł takich tłumów. No, może w 1992 roku, kiedy to Siennica była pierwszy raz gospodarzem diecezjalno-gminnego święta plonów. Po 14 latach zmieniło się wiele, a szczególnie decydenci. Od czterech lat wójtem jest Grzegorz Zieliński, od dwóch diecezją ordynuje bp Sławoj Leszek Głódź, a od 10 miesięcy starostą powiatu jest Antoni J. Tarczyński.
Wszyscy trzej podpisali dożynkowe zaproszenie, ale – jak się okazało – nie wszystkim było dane nawet przemówić do zebranych rolników. Dostęp do mikrofonów limitowały służby kościelne. Tę niesprawiedliwość wyczuły urządzenia nagłaśniające, ale nawet szumy, piski i sprzężenia nie zahamowały głódziowo-lepperowskiej eksplozji... politycznej. A było na co popatrzeć i czego posłuchać.
Rozpoczął warszawsko-praski ordynariusz. Najpierw o bogactwie ducha w wiejskich rodzinach i mądrości rolników skazanych przez lata na rolę drugiej kategorii. A tak nie było i nie jest, bo – jak uczy rosyjskie powiedzenie – uczonych mamy dużo, a mądrych mało.
– Polski chłop zachował wiarę, ziemię i patriotyzm. To nie laudesy z okazji dożynek, to pochwała powołania, bohaterstwa i dumy wiejskiego ludu – przekonywał biskup, wspominając Katona Starszego, który już w III w.p.n.e. uznał rolnika za prawego człowieka. Tacy ludzie, zdaniem Głódzia, mają kwalifikacje do najwyższych godności państwowych.
Siedzący za klęcznikiem Andrzej Lepper był wyraźnie zadowolony z homilii ordynariusza, a najbardziej z niewyuczonej mądrości predestynującej do rządzenia. Po liturgii tylko on miał szansę rozwinąć myśl hierarchy. Wójt Zieliński zdążył tylko poprosić biskupa o poświęcenie tablicy upamiętniającej 480-lecie nadania Siennicy praw miejskich (koniecznie z byłym proboszczem, ks. Sokołowskim), starosta Tarczyński pozostał bez głosu, a posła Mroczka nie zaproszono nawet na scenę. Lepper był w swoim żywiole, widząc przed sobą kilkutysięczny tłum. Stanął w rozkroku i wypalił: - Arcybiskup kosił zboże, więc wie, co to trud rolnika. Zerwały się oklaski, więc minister jął upraktyczniać teorię wykształconych, ale niekoniecznie mądrych.
– Tak znają angielski, że nawet obiadu w Brukseli nie potrafią zamówić – ironizował Lepper, postulując rozliczenie Leszków, Marków i Jarków. Znowu brawa. Kolejne za renegocjację układu z UE, by większe dopłaty mieli prawdziwi rolnicy, a nie ci z Marszałkowskiej. – Wydrę im pieniądze tymi oto palcami – zapewniał, by za chwilę pochwalić się, że mądrość daje mu sam Bóg i takie wspaniałe homilie, jak biskupa Głódzia. Jeszcze tylko wziął w ręce chleb, ucałował bochen na oczach kamer i fotoreporterów, by ten czuły gest zobaczyła cała Polska.
I zobaczyła, ale już nie Siennica, słuchająca chóru „Var Cantabile”. Na mniejszej scenie doszło również do ogłoszenia wyników konkursu na najoryginalniejszy wieniec dożynkowy. Sponad 74 dzieł, wcześnej poświęconych przez biskupa, jury pod przewodnictwem wicestarosty Michalika wybrało pierwszą dziesiątkę. Zwyciężyła olbrzymia zbożowa Madonna z Iwowego w parafii Latowicz (1100 zł), przed zbudowaną z ziaren bazyliką w Licheniu prosto z legionowskiego Józefowa i wieńcem z Pogorzeli (po 700 zł).
Trzecie miejsce i po 500 zł przyznano Lalinom (pow. garwoliński) i Nieporętowi za zbudowaną ze słomy łódź. Wyróżnione wieńce (300 zł) pochodziły z siennickiego Majdanu, kołbielskich Kątów, mińskiego Zamienia, wyszkowskiego Niegowa i jakubowskiego Mistowa.
Ze znacznym, prawie dwugodzinnym opóźnieniem rozpoczęły się dożynkowe atrakcje artystyczne i pokazy rycerskie. Mimo ustawicznych problemów z nagłośnieniem i atrakcji pozascenicznych (dwa piwne ogrody) nie brakowało chętnych do obejrzenia koncertów mińskich zespołów – ludową Dąbrówkę i Kapeli Małego Stasia. Na Tomaryszy najpierw zabrakło prądu, a potem czasu. Jednak wystąpili, ale i tak siennicka młodzież wolała dyskotekę na rosiejącej trawie. Mgły Bóg nie zesłał, bo nawet ona nie spowiłaby cieni (nie tylko politycznych) nad siennickimi dożynkami.

Numer: 2006 36   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *