Prostowanie „Złotówy”

Po naszym pierwszym odcinku opowieści o mińskich taksówkarzach rozdzwoniły się telefony i nadeszły listy, również elektroniczne. Słowem – artykuł poruszył obie strony dawnego konfliktu, który – jak widać – wciąż tkwi jak zadra w pamięci ludzi związanych z Radiem Taxi

Ślepa zadra

Prostowanie „Złotówy” / Ślepa zadra

Pierwszy zadzwonił Krzysztof Podgórski, jeden z założycieli mińskiego Radia Taxi. To on przed siedmioma laty wraz z Kazimierzem Banasiakiem i Władysławem Rońdą kupił na kredyt radiostację (bazę CB), by wspólnie rozkręcać nowoczesne i szybkie usługi taksówkarskie.
– To prawda, że pomysłodawcą był Banasiak, ale pozostałe jego opowieści są nieprawdziwe i bardzo nas zabolały. Chcemy je sprostować, by czytelnicy poznali prawdę – domagał się Podgórski. Z propozycją ujawnienia powodów rozczarowania Banasiaka wystąpił również obecny prezes mińskiego Radia Taxi, Zygmunt Warszawski. Z oboma panami spotkaliśmy się w naszej redakcji, ale bez Banasiaka, którego obaj sobie nie życzyli. Dlaczego? Nie chcą mieć już z nim niczego wspólnego. Czekali 7 lat, nawet numer taksówki mu zostawili, ale on na prośby nie reagował. Obraził się? Nie miał powodów, bo przecież chyba nie sądził, że dzięki samemu pomysłowi na taksówkowe radio, będzie miał nad nimi całkowitą władzę. A do takiego samowładztwa dochodziło chociażby przez dyktowanie warunków taryfowych.
– Nie chcieliśmy, by bez uzgodnień wprowadzał do biznesu nowych kierowców, czy nakazywał nam jednakowe opłaty za przewóz – przypomina pionierskie czasy Krzysztof Podgórski. Przez rok jeździli we trzech, a gdy już się nie wyrabiali, bo Radio Taxi zdobywało coraz więcej klientów, postanowili dobrać innych i... formalnie zarejestrować stowarzyszenie, bo – jak twierdzą – nie była to w żadnym wypadku prywatna firma Banasiaka, a właśnie coś na kształt taksiarskiej spółdzielni.
W Siedlcach już działało Podlaskie Zrzeszenie Transportu (PZT), więc postanowili się do niego przyłączyć, by nie pisać statutu i nie wydawać pieniędzy na rejestrację Zorganizowali też zebranie, by wybrać władze mińskiego oddziału PZT. Zawiadomili Banasiaka, który dotychczas nieformalnie nimi kierował, ale on na elekcję nie przyszedł. Był jednak nadal członkiem zrzeszenia, a gdy po tragedii z synem miał kłopoty finansowe (nie jeździł), umorzyli mu składkę członkowską za częstotliwość.
– Współczuliśmy mu wszyscy jak koledze, ale on się z nami nie kontaktował. Więcej, pojechał na skargę do ówczesnego prezesa PZT – wspominają taksówkarze. Pamiętają też kwiaty zawiezione Elżbiecie Banasiak, ale to był dar wdzięczności, także podziękowanie za dotychczasową współpracę, a nie – jak sugeruje Banasiak – akt przeprosin za bunt przeciw szefostwu firmy, którego nigdy nie było. Gdyby Banasiak sam kupił radiostację i załatwił przydział częstotliwości do pracy zarobkowej, to owszem, mógłby nimi rządzić. Ale tak nie było. Czy na szczęście? Taksówkarze spoglądają po sobie... – Kto wie, jak by się wszystko ułożyło, ale dziś z panem Banasiakiem nie chcemy ani spotkań, ani współpracy – radykalizują swoje poglądy.
Może powodem jest fakt, że – jak chodzą słuchy – Banasiak otwiera firmę taksówkarską.
– Niech sobie robi biznes, ale nie naszym kosztem. Nie miał od nas krzywdy, a na rozmowę było aż 7 lat – dodają, nie wiedząc jeszcze, co napisał ich były kolega w liście do redakcji.
Oprócz podziękowań za artykuł zawierający „małą cząstkę” tego, co go spotkało od kolegów taksówkarzy „w wyrazie wdzięczności”, Banasiak wyraźnie dąży do ciągu dalszego. Twierdzi, że wykorzystano jego osobistą tragedię (wypadek syna) do zrobienia dobrego interesu. A korzystający z usług Radia Taxi powinni wiedzieć „z jakimi ludźmi pod względem uczciwości na co dzień jeżdżą”.
Szefowie mińskiego Radia Taxi są zirytowani szkalującym i roszczeniowym językiem Banasiaka.
– O jakim interesie tu mowa? – pytają. Przecież założyciele zrzeszenia – Podgórski i Rońda – do dzisiaj jeżdżą polonezami. No może nie zdezelowanymi, jak auta sprzed siedmiu lat opisał Kazimierz, ale też nie dorobili się beemek i merców. Z takimi samochodami do zrzeszenia przyszli nowi taksówkarze. Jest ich w Mińsku Mazowieckim już niewielu, ponad 70. To efekt kas fiskalnych, przez które ze świadczeń usług przewozowych zrezygnowało prawie 50 osób. Mimo odejścia wielu emerytów, średnia wieku taksówkarzy jest nadal wysoka, więc będą kolejne wakaty. I do tego wojna taksówkowa, na którą szykuje się Kazimierz Banasiak?
PS Tuż przed oddaniem numeru do druku otrzymaliśmy kolejny, długi list od K. Banasiaka. A więc wojna? Zobaczymy.

Numer: 2006 33





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *