Mińskie wakacje

Problem wakacji w mieście nie powinien należeć do błahych. Jednak odsetek dzieci, które korzystają z wyjazdów na kolonie czy z organizowanych zajęć w mieście, jest niewielki

Nuda i strach

Mińskie wakacje / Nuda i strach

Kiedy czyta się w gazetach lokalnych o wakacyjnym wypoczynku dzieci, to wszystko wygląda dobrze – pochlebne artykuły, uśmiechnięte maluchy i zadowoleni rodzice. Tylko trzeba pamiętać, że większość dzieci bawi się na podwórkach pod balkonami lub korzysta z asfaltowych jezdni, grając w piłkę lub jeżdżąc na rowerach, łyżworolkach i hulajnogach aż do późnych godzin wieczornych. Tak jest przy ulicy Litewskiej, Topolowej, Granicznej i innych, a nawet przy ruchliwej ulicy Konstytucji 3 Maja. Starsze dzieci potrafią organizować się w grupki i siedzieć wieczorami w obranych miejscach. Co bogatsi potrafią przyjechać na takie spotkanie nawet swoim samochodem, jak na przykład na ulicy Granicznej, obok Caritas. Często po takim spotkaniu pozostają butelki i puszki na chodniku i jezdni. Swoją drogą, biorąc pod uwagę miejsce i wiek uczestników, aż dziw, że nikt z władz miasta nie reaguje. A co robią rodzice w tym czasie? Na pewno jedni pracują, inni wykonują prace domowe, ale znaczna część przesiaduje przed telewizorami, mając dzieci „z głowy”. Wychodzi na to, że wszystkie te dzieci potrzebują pomocy ze strony dorosłych. Trzeba, żeby ktoś dał im pomysły na zabawę, gry czy spotkania, nawet te plenerowe. Zagadnienie to wymaga właściwego spojrzenia ze strony władz miasta. Zabawy dzieci pozostawionych samym sobie kończą się z różnym skutkiem, można to bez trudu zauważyć w przychodni chirurgicznej, a niekiedy i na miejscach ogłoszeniowych.
Swego czasu rozwiązane zostały zarządy osiedlowe jako zbędne. Tak naprawdę radni miejscy bali się zagrożenia ze strony rad osiedli, które między innymi zajmowały się sprawami dzieci „od podszewki”. Jednak miasto wydaje spore pieniądze na tak zwaną „współpracę z zagranicą”, w ramach której na wyjazdy zagraniczne kierowane są te same grupy dzieci, radni i urzędnicy.
Wypadałoby, żeby rada miasta (może przyszła) dostrzegła problem wakacji dzieci i młodzieży i przynajmniej połowę sumy wydawanej na pseudowspółpracę przeznaczyła na ten cel. Bazą lokalową i plenerową miasto dysponuje, również kadrą nauczycieli i wychowawców. Trzeba tylko organizacji i umiejętnego gospodarowania społecznymi pieniędzmi.

Numer: 2006 33   Autor: (fz)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *