Kiedyś w Peerelu – nie wiedzieć czemu – miesiącem pamięci narodowej był kwiecień. Bo chyba nie z powodu mordu katyńskiego, którego pamięci nasi prosowieccy decydenci bali się jak ognia. A może na chwałę roku 1905, gdy socjalistyczne bojówki wypędziły robotników na ulice Królestwa Polskiego z koroną rosyjskich carów? Nie wiadomo, ale jest coraz pewniejsze, że w całkiem niedługim czasie czeka nas calusieńki rok narodowej pamięci. I to wcale nie szkolny
Jaźnie hamanów
W rocznym rytmie każdego narodu mieszczą się święta kościelne, cywilne i narodowe dni pamięci. Na obchody, wiece i demonstracje wystarczy dni i nocy, byleby tylko znalazła się okazja. Taki rytm życia – od święta do święta – podoba się szczególnie pracobiorcom i zagorzałym celebrantom. Mniej pracodawcom i zatrudnionym na akord, gdy poziom ich życia w pełni zależy od wykonanej w tempie pracy. Ale są wyjątki, które koniecznie trzeba zrozumieć i tolerować. Podczas niezapomnianej peregrynacji po Bliskim Wschodzie denerwował nas szabatowy bezruch, a szczególnie zatrzymujące się na każdym piętrze windy. Nie robiono wyjątków nawet dla turystów zajmujących cały hotel. Ale gdy ogłoszono alarm bombowy, wszystko ożyło, nawet windy.
Jednak oprócz cotygodniowego „szabasu” – jak żydowską niedzielę określali Polacy – Izraelici obchodzą 12 świąt rocznych. Na polski i do tego przedwojenny opis Purim, czyli Święta Losów trafiłem w drugim tomie „Okruchów Podlasia” Ireny Ostaszyk. Poetka z wdziękiem wspomina „święto Hamana”, do którego obchodów Żydzi używali biednego polskiego pastucha. Obwiązywali go grochowinami (na grube waciaki) i tańcząc wokół niego, „okładali” chłopa kijami, ale nie mocno, by nie czuł bólu. Wszystko to na cześć Estery, żydowskiej kochanki perskiego króla, która uchroniła współbraci od hańbiącego klękania przed obliczem władcy. Gdy się sprzeciwili (bo cześć oddają tylko Bogu), wezyr Haman zadeklarował wymordowanie wszystkich Izraelitów. I wtedy do akcji wkroczyła Estera, przyznając się do żydowskiego pochodzenia. Miała przemożny wpływ na króla, który zamiast ściąć jej głowę, kazał powiesić Hamana. Zapewne w dawnej Polsce od imienia wezyra pochodziły wyzwiska – ty hamanie, gdy ktoś chciał określić dręczycielski charakter niegodziwca.
Hamanów u nas wciąż pod dostatkiem. Roznoszą po okolicy takie sensacje, że gdyby choć trochę były prawdziwe, nie ostałby się kamień na kamieniu. Z resztek zbudowaliby sobie pomniki, by o ich heroizmie nie zapomniały kolejne pokolenia hamanów. Tak oto żydowskie święta uczą i pocieszają. Nasze również, ale jakby tylko od zewnątrz, bezdusznie i trochę naiwnie. Dzieciom nie pomogą ani dodatkowe lekcje szkolnego patriotyzmu, ani klockowe, powstańcze kanały, gdy nie będą czytać i słuchać historii prawdziwych bohaterów.
Giedroyć doskonale opisał katalog polskich wad, a wśród nich zawiść wobec ludzi wybijających się ponad przeciętność. Najlepiej takiego łebskiego inteligenta złapać za nogi. Ale nie po to, by wspinać się za nim do góry, lecz by go zwalić z piedestału mądrości lub bogactwa. Żydzi zawsze pomagali wybrańcom, a gdy oni już wiele znaczyli, odwdzięczali się maluczkim z nawiązką.
Jak przezwyciężyć stereotyp mentalny z krową sąsiada w głównej roli? Spójrzmy na siebie w jakimś szajsowym supermarkecie. Szczególnie w niedzielę, bo „na zakupy” już nam czasu brakuje w powszednie dni. A może nie chcemy „dorobić” sąsiada, choć ten ze szczęścia pewnie by się do nas uśmiechnął i dał jakiś rabat. Może coś w naszych obyczajach i przekonaniach zmieni uniwersytet trzeciego wieku, który – wzorem siedleckiego – zakładają nauczycielscy emeryci z Marianną Górską na czele. Może wreszcie babcie i dziadkowie zaczną opowiadać wnuczętom, jak godnie żyć, jak być tolerancyjnym i pomagać słabszym.
- I od głupiego można się czegoś nauczyć – powtarzają do znudzenia przeżyci i doświadczeni. Zgoda, ale nie od pałającego nienawiścią hamana. I tutaj mam dylemat, bo akurat są sytuacje, że i hamani mogą być niezłą... nauczką. Niech bywają, ale oby jak najrzadziej.
Numer: 2006 32 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ