Mińskie majątki

Bez żadnych wyjątków – 21 mińskich radnych złożyło w tym roku oświadczenia majątkowe, ujawniając tym samym olbrzymie dysproporcje. Między najbogatszymi – Andrzejem Kuciem i Januszem Jędrasikiem – przedsiębiorcami, a ograniczonym tylko do diety i emerytury Stanisławem Ciszkowskim zieje przepaść ponad 1,2 miliona złotych

Skala posiadania

Nie dochody czy pensje (nie wspominając o emeryturach) stanowią o bogactwie mińskich radnych, dyrektorów i urzędników, a ich nieruchomości. Najmajętniejsi więc to ci, którzy wcześniej zainwestowali w lokale handlowo-usługowe, domy lub kilka mieszkań. Ich wartość z roku na rok wzrasta, gdy są położone w atrakcyjnej części miasta.
Typowym przykładem inwestora jest drugi na liście radny Janusz Jędrasik, który ujawnił w oświadczeniu nieruchomości warte 1 milion 185 tysięcy złotych, w tym dom za 300 tysięcy, garaż za 75 tysięcy i dwa lokale warte 810 tys. złotych. Gdyby nie one, byłby na dole tabeli z dochodami ok. 50 tysięcy złotych i Seatem za 45 tysięcy.
Nieco inaczej przedstawia się majątek pierwszego na liście Andrzeja Kucia, który buduje 400-metrowy dom o wartości pół miliona, ma dwa mieszkania warte 170 tysięcy i stutysięczną działkę. Ale ma też na koncie 415 tysięcy złotych, 148 tysięcy krótkoterminowego kredytu i 682 tysiące (!) zobowiązań z tytułu dostaw materiałów i usług. Gdyby więc radny Kuć wszystko spłacił, jego majątek zmalałby do... ok. 700 tysięcy złotych, co dałoby mu trzecie miejsce na liście.
Brąz tym razem przypadł radnej Hannie Bąk (też z nielicznego grona przedsiębiorców), która wspólnie z mężem zgromadziła nieruchomości warte 697 tysięcy. Prócz nich radna ma 10 tysięcy oszczędności, prawie 9 tysięcy diety i dwa auta za 35 tysięcy. Firma państwa Bąków osiągnęła w 2005 roku 122 tys. 370 zł dochodu.
Radni rozpoczynają i kończą majątkową tabelę, a czwórka najuboższych (oprócz Barbary Smotryś) nie przekroczyła stu tysięcy. Tak niewielkie majątki wynikają z braku własnego mieszkania, braku oszczędności (jedynie Wanda Rombel zgromadziła tysiąc euro i 300 funtów, a Ciszkowski 1100 zł) oraz niskich emerytur – od 11,5 tys. Ciszkowskiego do 19 tys. Smotrysiowej.
Najbogatsi spoza radnych to Sławomir Kuligowski (wśród urzędników) oraz Tomasz Ciechański ( w gronie dyrektorów szkół i przedszkoli). Kierownik wydziału oświaty i kultury UM posiada nieruchomości warte 650 tysięcy, ma 5 tysięcy oszczędności, Fabię za 32 tysiące, a z pracy – ponad 67 tys. złotych. Biedniejszy o prawie 350 tysięcy dyrektor Kopernika ma grunty orne i dom w budowie o wartości 120 tysięcy, 90 tys. oszczędności, 56-tysięczną pensję, 10-letniego Forda i 140 tys. ze sprzedaży działki. Między Kuligowskim i Ciechańskim są przede wszystkim kierownicy wydziałów z UM i dyrektorzy spółek skarbu miasta. Są też obaj burmistrzowie i skarbnik Grażyna Stachowicz, która z majątkiem 547 878 zł wyprzedza Zbigniewa Grzesiaka i jego zastępcę – Witolda Koseskiego (o 100 i 1 150 tysięcy). Skarbnik posiada nieruchomości warte 450 tysięcy, 15 tys. na koncie, 8-letnią Skodę, a z pracy – prawie 93 tysiące złotych. Burmistrz Grzesiak zaoszczędził w ub. roku 11 tysięcy z żoną oraz 15 tysięcy złotych i 100 euro samodzielnie. Ma dom o pow. 176 m2 wart 100 tysięcy, dwa mieszkania (45 i 37,5 m2) za 150 tysięcy oraz 63-arową działkę, którą wycenił na 10 tys. złotych. Z pracy Z. Grzesiak wyciągnął w ub. roku 118 640 zł, jeździ Oplem Corsą z 2003 roku (ok. 20 tysięcy) i zapożyczył się na ok.
15 tys. zł. Witold Koseski – zastępca mińskiego burmistrza nie miał 31 grudnia 2005 roku żadnych oszczędności. Miał za to nieruchomości warte 275 tysięcy, prawie stutysięczną pensję i dwie Toyoty za 7 i 24 tysiące. Oszczędniejsza jest sekretarz Jadwiga Frelak (40 tys. na koncie), ale jej nieruchomości to 60-metrowe mieszkanie warte 70 tys. zł i działka budowlana o rynkowej cenie 47 tysięcy. Pani Jadwiga ma jednak wyższą od zastępcy pensję (prawie 120 tysięcy), a dodatkowe 10 tysięcy wzięła za pracę w MKRPA i za umowę-zlecenie.
W ogóle patrząc na oszczędności (a właściwie ich brak lub skromne sumy), nasuwają się sprzeczne skojarzenia. Czyżby pensje mińskich urzędników i dyrektorów (średnio 50-60 tysięcy) szły na zaspokajanie codziennych potrzeb? Wielu z nich od lat dobrze zarabia, a wciąż nie widać wzrostu majątków. A może inwestują nie w nieruchomości, a naukę dzieci lub wnuków, czy – jak niektórzy – wyjeżdżają co roku w najciekawsze zakątki świata – nawet do Indii czy Ameryki Łacińskiej? Ale o tym, gdzie i jak tracą pieniądze, nie muszą zeznawać w oświadczeniach. Nie muszą również podawać, jaką część majątku oddali dzieciom, a ile przeznaczyli na rozrywki niższego rzędu. Bogacić się można w różny sposób, ale trudno uwierzyć, że przez całe życie nie można zaoszczędzić nawet złotówki, co zdarzyło się 11 osobom z majątkowej listy mińskiej władzy.

Numer: 2006 32   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *