W czasach niewolnictwa kapitałowego (dominacji wielkich firm) małe przedsiębiorstwa, często rodzinne, nie mają wyboru – muszą oszczędzać i inwestować, by nie połknęły ich rekiny. Muszą też maksymalnie wykorzystać szczodrą pomoc Unii Europejskiej
Skazani na pomoc
- Pieniądze unijne to nie prezent czy jakaś tam łaska pańska. Unii zależy, by nasze przedsiębiorstwa jak najszybciej się rozwijały i konkurowały z niemieckiemi czy francuskimi – tłumaczył dość ironicznie ideę pomocy strukturalnej Jerzy Samborski, prezes Unii Małych i Średnich Przedsiębiorstw oraz Klasy Średniej przy europarlamencie.
Seminarium w auli GM-3 zorganizowała Stanisława Kossakowska z mińskiego magistratu, która w imieniu burmistrza Grzesiaka zaprosiła do udziału właścicieli małych i średnich firm, bo tylko dla nich przeznaczone są unijne miliony. Zainteresowali się nieliczni (ZDM, PEC, PWiK, cukiernicy, krawcy, handlowcy z Persa, Maxa, piekarze, firmy transportowe), a i tak wielu z nich nie wytrzymało do końca nudnawego spotkania.
Po burmistrzowskim powitaniu mikrofonem zawładnął Jerzy Samborski, spec od funduszy strukturalnych. Trzeba przyznać, że gość zna się na rzeczy i do tego potrafi ciekawie opowiadać, rzucając od czasu do czasu celnymi puentami. Pytał więc mińskich przedsiębiorców czy wiedzą, dlaczego Niemcom, Angli i Francji teraz zależy bardziej niż w 1939 roku. – To wszystko z lęku przed USA, Chinami i Japonią – ironizował, wskazując na potrzebę powiększania europejskiego rynku, by w ogóle konkurować ze Wschodem i Ameryką. A te nasze 40 milionów to wcale nie tak mało konsumentów.
Małych i średnich firm mamy pod dostatkiem, ale z 3,5 miliona przedsiębiorstw tylko co trzecie jest na tyle aktywne, by walczyć o strukturalną pomoc. W Mińsku Mazowieckim chyba jeszcze mniej ma ochotę na kontakt z polską biurokracją oszołomioną europejskimi dyrektywami. Jej druzgocącą krytykę przeprowadził na sali Adam Wiącek, który starał się o fundusze przedakcesyjne. Teraz – jak zapewniał prezes Samborski i reprezentanci banku BPH – ma być znacznie lepiej, to znaczy przyjaźniej. Jeśli oczywiście podczas wypełniania wniosku nie popełnimy podstawowych (czytaj – głupich) błędów. To nie żart, ale dotyczą one nawet nazwy firmy, nie mówiąc o numerach regonów, nipów itp.
Prelegenci uczulali na takie sformułowania tytułu wniosku, by ten zainteresował czytającego, a jednocześnie spełniał wymogi formalne. Zamiast więc pisać, że coś jest konkurencyjne czy innowacyjne, można użyć wyrażenia – rewelacyjne sposoby (metody) produkcji, usług czy handlu.
Tytuł to jeszcze nie wszystko, bo przed nami kilkadziesiąt stron trudnych, a czasami podchwytliwych pytań i wyborów odpowiedzi. Trzeba uważać, by treść wniosku zgodziła się z załącznikami. Ważny jest nawet jeden szczegół, przez który możemy być z hukiem odrzuceni. By mieć jednak szansę na jakąkolwiek poprawkę, wnioski trzeba składać na kilka tygodni przed terminem.
- A na wymianę np. koparki też, gdy stara nie nadaje się do pracy? – zapytał Włodzimierz Samulik z mińskich wodociągów.
- Na wymianę nie, ale nikt panu nie każe pisać, że ma pan starą – pouczał prezes Samborski.
- To w takim razie będzie oszustwo – skonkludowali biznesmeni.
- Absolutnie nie, bo z przepisami unijnymi trzeba sobie dawać radę – przekonywał dyrektor banku z Wołomina.
To właśnie jego bank PBH ma doświadczenie w pisaniu wniosków – już 15 z nich uzyskało promesę Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości (PARP), która rozdziela pomoc z tzw. działania 2.3 czyli wzrost konkurencyjności małych i średnich przedsiębiorstw poprzez inwestycje. Dofinansowanie obejmuje tutaj działania modernizacyjne, zakup myśli technicznej i technologii (szczególnie informatycznych) oraz dostosowanie firmy do dyrektyw unijnych. Jeśli już zdecydujemy się złożyć wniosek do PARP-u, możemy otrzymać nawet do 1,25 mln złotych, ale nie więcej niż połowę tzw. kosztów kwalifikacyjnych. Aż żal tej darmowej pomocy nie wykorzystać, więc promotorzy akcji krzyczeli na przedsiębiorców, by ci się wreszcie obudzili z letargu. Tym bardziej, że wnioski są przyjmowane non stop, a doradcy też chcą przy okazji zarobić. Ile? Nawet do 10% sumy dofinansowania, ale zawsze można się targować i – co ważne – płacić w ratach po każdym etapie sięgania po dotację. To droga przez mękę, ale na pewno opłacalna.
Numer: 2005 10
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ