Skrzypek w pałacu

Późnym wieczorem w sobotę, na letniej scenie w Pałacu, mogliśmy uczestniczyć w spektaklu muzycznym, który wywołał takie wrażenie, że chyba nawet ruch uliczny na Warszawskiej zamarł. Artyści Opery Narodowej zaprezentowali nam w amfiteatrze widowisko z najwyższej artystycznej półki

Tewie z Mińska

Skrzypek w pałacu / Tewie z Mińska

Ten musical triumfująco przemierza sceny świata już od 43 lat. Większość publiczności znała to metafizyczne i urokliwe przedstawienie o miłości i przeznaczeniu, więc zapewne dlatego prawie pół Mińska Mazowieckiego (w tym sporo gawiedzi) stłoczyło się w amfiteatrze. Ludzie siedzieli nawet na proscenium, utrudniając co nieco ruch sceniczny, szczególnie dzieci - za małe jak na takie poźnowieczorne wydarzenie. Ale trzeba przyznać, że publiczność mamy godną wielkich spektakli. Słuchano w ciszy, a nawet ze wzruszeniem pięknych songów takich jak aria - marzenie (...) gdybym był bogaty, weselny Mazeltow czy finałowa Anatewka. Owacje na stojąco, wiele kwiatów i nieukrywane głośne zachwyty po przedstawieniu dowodzą tego najlepiej.
A na scenie doskonały, roztańczony i wspaniały w swoich rozmowach z samym Bogiem – Robert Dymowski w roli Tewiego Mleczarza, który otwarcie przyznaje się do mińskich korzeni. Cały zespół zasługuje na najwyższe uznanie, bo nie przywieziono nam chałtury, ale znakomicie przygotowany szlagier. Staraniem „złotych rączek” z naszego MDK powstała prawdziwa scenografia, do tego kostiumy, rekwizyty - wszystko to pozwoliło wciągnąć publiczność w akcję i słuchać pięknej muzyki, która nigdy nie powszednieje. Wielkie role (bo w „Skrzypku na dachu” nie ma epizodycznych) oprócz naszego pana Roberta kreowali: Anna Lubańska, Małgorzata Pańko, Agnieszka Mauzer, Bogumiła Dzieł-Wawrowska, Czesław Gałka, Andrzej Wilewski, Filip Stefanowicz, Jan Młodawski i Ryszard Wróblewski. Muzycznie towarzyszył im zmniejszony, ale równie wspaniały zespół orkiestry Opery Narodowej.
Po spektaklu specjalnych gości czekała jeszcze jedna uczta – nocny raut w sali lustrzanej pałacu Dernałowiczów. Pochwalona przez artystów Elzbieta Kalińska oddała teraz batutę burmistrzowi Grzesiakowi, który nie żałował nikomu iście musicalowej zabawy wokół szwedzkiego stołu pełnego przedniego wina, mięs, ciast i owoców. Tylko rechocące w parkowych stawach żaby nie wiedziały co się dzieje, że ich rodzinne miasto tak żywiołowo podziwia żydowską kulturę, a wciąż nie ma czasu na czystą wodę w Srebrnej i zaproszenie łabędzi na wyspę zakochanych.
Nic to, bo najważniejsze, że letni sezon teatralny zaczął się znakomicie i chyba trudno będzie nas zachwycić czymś jeszcze lepszym, czego sobie jednak życzymy. Ale - jak zapowiedziała dyrektor Kalińska - podobna uczta trafi nam się dopiero za rok.

Numer: 2006 30   Autor: (bak, jzp)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *