Gdyby ktoś przyjechał do Mińska Mazowieckiego po 20, a nawet 15 latach nieobecności, mógłby nie poznać swego rodzinnego miasta.
A gdyby nagle postawić marnotrawnego syna na rondzie Hallera, myślałby, że właśnie kręcą „Przedwiośnie” Żeromskiego. Czy to tylko szklana iluzja, czy i my choć trochę się zmieniamy...?
Iluzjoniści
Całkiem niedawno, przy okazji okrągłej rocznicy urodzin Mińska Mazowieckiego telewizyjna Trójka pokazała krótki reportaż o naszym mieście. Były oczywiście gadające głowy i Kapela Małego Stasia grająca miejski folk na tle... żuka jadącego Nowym Światem. Już chyba opisywałem te kadry filmu z podskakującym na wybojach jak prawdziwy żuczek samochodem, ale nie mogłem się powstrzymać, by tego obrazu nie przypomnieć szanownym malkontentom, ktorzy marudzą i wybrzydzają, że muszą mieszkać nad Srebrną. Fakt, chciałoby się, by rzeczka rzeczywiście srebrzyła się w blasku słońc i księżyców,
a by łabędzia wyspa wzywała do siebie niemych kochanków, by wreszcie ruszył aquapark, by...
Ile osób, tyle życzeń, a ja mam tylko jedną prośbę do burmistrza Grzesiaka, a właściwie do dyrektora Tułodzieckiego, by zrobili przyjaźniejszą ulicę zasłużonego dla miasta doktora Huberta. Jeśli już ma to być ulica przemysłowo-handlowa niech będzie, ale tu dalej mieszkają ludzie, coraz więcej przybyszów, którym posmakował wciśnięty w miasto zakątek gminy. - To także mińszczanie, tylko że wiejscy.
A do policji drogowej mam prośbę nie prywatną, a całkiem publiczną, by czasami przejechała się na ulicę Przemysłową i przegoniła tabuny tirów dokładnie zastawiających wszelkie wjazdy i wyjazdy. Czy trzeba nieszczęścia, by wreszcie postawić tam odpowiednie znaki i kontrolować ich przestrzeganie?
Rozpoczęta kanikuła rozpieszcza nas doskonałą pogodą, ale inni też nie próżnują. Oto halinowska firma Eko-Sam obrała kurs na Mińsk, by nauczyć rozśmieconych mieszkańców segregacji od podstaw (vide: Selekcja od źródła, s. 20). Wszystko do jednego pojemnika przy pozorowanym recyklingu to domena PGK i – nie przymierzając – otwockiego Remondisa, który dziwi się, że ktokolwiek w ogóle chce jakieś osobne worki na makulaturę, plastik czy szkło (vide: Recykling za friko, s. 21).
Nie ma się czym chwalić, a szczególnie zgonem drugiego już w Mińsku Mazowieckim wysypiska odpadów. Nie pomógł kompaktor i śmieciowe hieny, nie pomogły nawet apele, bo ludzie najchętniej ulegają motywacji finansowej.
Właśnie wchodzą w życie przepisy nowej ustawy recyklingowej dotyczącej sprzętu elektronicznego i elektrycznego. Krótko mówiąc, pozbycie się z domu telewizora, pralki czy żelazka będzie kosztowało od kilku do kilkudziesięciu złotych. Chyba, że udowodnimy sklepom, że właśnie tam kupiliśmy przed laty chłodziarkę albo chcemy ją wymienić na nową. Artur Brochocki z „Neptuna” twierdzi, że taką wymianę prowadzą od lat, a różnica polega tylko na egzekwowaniu opłaty recyklingowej przez upoważnione do tego złomowiska. Kolejny unijny nakaz musi być szybko realizowany, bo na dorównanie średniej UE (z 0,5 kg do 4 kg złomu AGD-RTV) mamy tylko dwa lata.
Jeszcze mniej czasu pozostało do wyzbycia się iluzji o powszechnej szczęśliwości w IV RP. Gdy o niej myślę (pierwszej i drugiej), mam ochotę zachorować, jak pan prezydent przed obchodami półwiecza kieleckiego pogromu. Chyba jednak wolę opcję Zyty, która znowu nabrała męskości i będzie do końca walczyła w obronie godności. Nie, nie IV RP, a jak najbardziej własnej i do tego z ery PRL-u. A nie lepiej było pójść
w ślady Hiszpanów, który na pniu spalili wszystkie donosy franksistowskiej bezpieki?
Mądrzy iluzjoniści po szkodzie, a Niemcy (to z ostatniej chwili) po przegranym meczu z Italią w ciągu ostatnich trzech minut dogrywki.
Numer: 2006 28 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ