W mińskim parku

Przeżyliśmy Sobótkę – najkrótszą noc roku. Według mitologii słowiańskiej bogini Sobota miała swoją świątynię na górze Sobótce. Kupała – jak tę noc nazywano na Rusi – to najbardziej magiczne święto pogańskie. Tak wielka to była magia, że w porównaniu z nią wiara w jedynego naszego Boga jest czymś na wskroś racjonalnym. Ale dziś i ludzie, i czasy jakby mało pogańskie. Przynajmniej publicznie

Wianki Kupały

W mińskim parku / Wianki Kupały

Jak ważne to było święto dla Słowian, świadczą do dziś zachowane elementy bezwarunkowej wiary w skuteczność wielu czarów tej nocy. Piękne to obrzędy. Puszczanie rozświetlonych wianków na wodę, skoki przez ognisko, pląsy, śpiewy, biesiady – to przetrwało wraz z towarzyszącymi im wróżbami dotyczącymi głównie urodzaju, zdrowia i miłości – czyli tego wszystkiego, co i dla nas ważne.
A była to niegdyś wielce rozpasana noc! Panny były porywane bezkarnie, szaleli nie tylko młodzi, ale i mężatki stateczne... Józef Ignacy Kraszewski pisze bez ogródek: (...) szał opanowywał te gromady i dziksze z nich szły jak stada w las. – Po wprowadzeniu chrześcijaństwa, kościół doceniając potęgę tradycji tych wierzeń patronem kupalnocki uczynił św. Jana Chrzciciela licząc, że nadanie chrześcijańskich treści okiełzna pogańskie rozpasanie. Niestety, zmiana patrona nie zmieniła istoty święta związanego z zabobonnymi praktykami. Młodzi ludzie po dziś dzień uprawiają tej nocy obrzędy biesom jeno miłe, a Panu Bogu obmierzłe! Byli jednak i obrońcy tego święta, a należał do nich mistrz Kochanowski, autor „Pieśni świętojańskiej o Sobótce”, w której skutecznie bronił piękna tej tradycji.
Mińsk Mazowiecki jako miasto św. Jana Chrzciciela ma podwójny obowiązek i prawo świętowania Kupały. – Zawsze wieczorem 23 czerwca mamy świetną frekwencję – chwaliła mińszczan dyrektor Kalińska i nie przesadziła. Ludzie zapełnili niemal cały amfiteatr, a i w parku nie brakowało spragnionych uciech lub... szukających kwiatu paproci. Kto zresztą wie, co komu w tę magiczną noc przyszło do głowy? Wiadomo tylko, że gwiazdą pałacowych „Wianków” był zespół Dąbrówka ze swym wiejsko-miejskim folklorem, który – co jeszcze raz udowodniła publiczność – podoba się przy każdej okazji. Grali więc, śpiewali i tańczyli na swojską nutę, wprowadzając oczekiwaną tęsknotę i przedwiankowe podniety. Były nimi konkursy o świętojańskich zwyczajach, gdy ludzkie ciała przechodziły próbę wody i ognia, a o dusze walczyły anioły z biesami.
W mińskim parku było spokojnie. Nawet Srebrna w stawie (z łabędzią wyspą, którą odwiedzają tylko kaczki) nie chciała porwać rozpalonych wianków, a dziewczęta uciekały spod obiektywu, by ich nie rozpoznali znajomi. I nie wiadomo, czy chodziło o wianek, czy zwykły panieński wstyd, bo zaraz wyruszyły w parkowe ostępy szukać kwiatu szczęścia. Znalazł go przybysz z Radzymina, więc naszym zostały na pocieszenie folkowe Tamarysze. Mimo zachęt do tańca (a zrobiło się już chłodno) publika siedziała jak kumy na wiejskiej zabawie. A przecież folkowe rytmy ruszają nawet skały. Może nie w Mińsku, a gdzieś w bardziej pogańskiej krainie, której mieszkańcy nie znają fałszywego wstydu. I tylko nie wiadomo, czy św. Jan Chrzciciel był zadowolony z mińskiej Kupały na pół gwizdka.

Numer: 2006 27   Autor: (bak, jzp)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *