Nasza tendencja do narzekania na wszystko ujawnia się nie tylko w domowych kłótniach i na ulicach pełnych smutasów, ale też w badaniach opinii. Jako społeczeństwo jesteśmy wciąż szarzy i nijacy, a jest nam trochę dobrze, trochę źle

Ciepłozimni

- Początek roku przyniósł nieznaczną poprawę nastrojów społecznych – informuje nie bez dumy CBOS. Można się rzeczywiście ucieszyć, bo od dłuższego czasu źle, a nawet bardzo źle ocenialiśmy nie tylko polityków, ale i poziom naszego życia. Efektem tych ocen jest radykalizacja działań niezadowolonych grup. W skali kraju do ataku na kasę namawia Lepper i rodzina Radia Maryja, a u nas – lokatorzy czynszówek i mieszkań komunalnych. Gdy mrozi, chęć do walki trochę przygasła, ale kto wie, czy wraz z wiosną ulice nie zaroją się od niezadowolonych.

Na razie jesteśmy trochę ciepli i trochę zimni. Co trzeci z nas ocenia, że sytuacja gospodarcza kraju zmienia w dobrym kierunku, ale aż 58% twierdzi całkiem odwrotnie. Największymi optymistami są tutaj uczniowie, studenci, kadra kierownicza, inteligencja i robotnicy wykwalifikowani, a pesymistami – rolnicy, emeryci i renciści. Optymistyczny elektorat ma PO i SLD, niezadowolony – PSL, Samoobrona i LPR.
O ile większość źle ocenia politykę i gospodarkę całego kraju, o tyle wypowiedzi na temat warunków życia własnej rodziny nie są aż tak spolaryzowane. Podzieliśmy się na trzy wyraźne grupy, z których największa jest grupa przeciętniaków. Aż połowa z nas uważa, że żyje mu się ani dobrze, ani źle, 26% oceniło swoją sytuację za dobrą, a 22% za złą. Linie złych i dobrych opinii na temat kondycji życia rodziny przeplatają się od 10 lat, ale dopiero teraz (podobnie jak w 1997-1998 roku) górę wzięła nutka optymizmu. O swym zadowoleniu mówią wyraźnie ludzie wykształceni (aż 58% dobrych i 3% złych). To głównie oni spodziewają się zmian na lepsze, ale jest ich jeszcze za mało, by optymizm Polaków dorównał pesymizmowi; choć liczba niezadowolonych z roku na rok maleje. Co ciekawe - nie dominują wśród nich bezrobotni, a robotnicy najemni i renciści. Ale jeszcze ciekawszy jest fakt, że aż 57% z nas nie przewiduje (lub nie chce) zmian swojej sytuacji. Najwięcej z nich (72%) to pracownicy instytucji państwowych i publicznych czyli biurokraci. Ich wola utrzymania status quo nie dziwi, ale trudno przypuszczać, że nie chcieliby poprawy, jeśli mają źle. Tak na pewno nie jest, bo do urzędów na ciepłe i bezpieczne posadki pchają się chętni drzwiami i oknami. To dlatego aż tak wielu z urzędników (prawe trzy czwarte) nie chce zmian, wybierając ciepłozimną opcję.
Inaczej oceniamy przyszłość naszych rodzin. Pogorszenie i polepszenie przewiduje 15-16% Polaków, 57% twierdzi, że nic się nie zmieni, a co dziesiąty nie ma zdania. To trochę lepiej niż przed rokiem, ale dużo gorzej niż przed 15 laty, kiedy to optymizm w narodzie sięgał 60-70%, by w najgorszym 2000 i 2003 roku zejść do poziomu 8%.
Sprawdziliśmy, jak rodzinne nastroje ogólnopolskie weryfikują się w Mińsku Mazowieckim i powiecie. Na 334 respondentów tylko pięć osób uważa, że w 2005 roku będzie im się lepiej działo, a 9 stwierdziło pogorszenie budżetu rodziny. Wśród nich 3 osoby obawia się utraty pracy, a pozostali wzrostu cen w sklepach i opłat lokalnych – głównie ciepła i wody. Pozostali (16 osób) mają nadzieję, że nie będzie gorzej, o ile nie wydarzy się w rodzinie jakieś nieszczęście lub nieprzewidziany wydatek. Tylko jedna osoba (emeryt) skrytykowała wszystko i wszystkich (słucha Radia Maryja), a trzech rozmówców nie chciało w ogóle odpowiadać, węsząc podstęp i klnąc żydo-masona Wildsteina.

Numer: 2005 10





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *