Sokół tygodnia

Strajki wzbudzają mieszane uczucia. Poczucie solidarności z naszymi uzdrowicielami nakazuje popieranie protestów. Biorąc jednak pod uwagę ich wysoką pozycję społeczną i materialną, gotowi jesteśmy odmówić im racji. Czy słusznie? Chyba nie, bo to od nich zależy stan szpitali i przychodni, a także atmosfera w nich panująca. A to dla chorych są sprawy równie ważne, a może ważniejsze, niż dla pracowników służby zdrowia. Ponieważ w tych protestach nikt się za bardzo nie martwi o pacjenta, to może zainicjujmy strajk chorych i leczmy się chałupniczo. Wyjdzie to na zdrowie nasze i naszej kieszeni

Kitle pod pręgierzem

Sokół tygodnia / Kitle pod pręgierzem

Uleczyć szpitale
Strajki naszych lekarzy i pielęgniarek trwają już od lutego. Obecnie w proteście bierze udział około 80 szpitali. Najwięcej z nich znajduje się w Łodzi (27), na Śląsku - o 7 mniej, ostatnio dołączył także Żywiec i Bielsko-Biała. Część wywalczyła podwyżki i wróciła do swojej pracy (w lubelskim i świętokrzyskim), inne jednak nadal walczą o prawo do pracy za godziwym wynagrodzeniem. NFZ chce im dać 800 milionów złotych, rząd natomiast zapewnia, że zadłużone placówki będą miały umorzone 70% długu – o tym mówi nowelizacja ustawy o pomocy publicznej i restrukturyzacji publicznych zakładów opieki zdrowotnej, którą 9 czerwca uchwalił Sejm. Całkowite zadłużenie ZOZ-ów po koniec 2005 r. wynosiło 10 mld zł, z czego połowa to długi, których termin płatności dawno minął. Śląscy lekarze nie bardzo jednak wierzą w te zapewnienia i 20 czerwca planują generalny strajk w regionie. Protest popiera większa część społeczeństwa, słychać jednak negatywne opinie, iż płacimy ubezpieczenie zdrowotne, a mimo to idąc do lekarza, płacimy (u prywaciarza) lub bardzo długo czekamy. Szczególnie teraz, gdy od pacjenta ważniejsze wydają się pieniądze.

Chora służba
- Za dobrą robotę należy dobrze płacić - powiedziała szpitalna sprzątaczka. Ale największy bałagan jest w służbie zdrowia. Widać to na korytarzach w przychodniach. Mnóstwo ludzi oczekujących i jeszcze więcej zdenerwowanych. Pokrywa się to z powiedzeniem „żeby się leczyć w społecznej służbie zdrowia, to trzeba mieć zdrowie”. Sama służba zdrowia jest chora, a wrzodów przysparzają strajki lekarzy i żądania finansowe. Tylko skąd wziąć pieniądze na podwyżki? Niech lekarze wskażą realne źródło pokrycia, bo ani rząd, ani społeczeństwo nie widzi takich możliwości. Ja też chciałbym mieć 2 lub nawet 3 tysiące złotych, a zarabiam 900 zł miesięcznie i to musi wystarczyć dla mnie i dwojga dzieci. Chyba nie od strajków trzeba zacząć, a od zorganizowania pracy. (fz)

Judymowski przykład
Są jednak lekarze, dla których honor i przysięga Hipokratesa to zobowiązanie. Znam przykład lekarza specjalisty w Warszawie, który w okresie strajków społecznych zakładów służby zdrowia przyjmował pacjentów w prywatnym gabinecie za symboliczną, dowolną opłatę do koszyczka. Mówił, że jakieś pieniądze należy ofiarować, bo choćby światło i sprzątanie gabinetu kosztuje. Ewentualną nadwyżkę skłonny był przekazać związkom zawodowym nawołującym lekarzy do strajku. Należy pracować, leczyć pacjentów, a wtedy i pieniędzy będzie więcej. Natomiast nie pracować i liczyć na zwiększenie zarobku jest kardynalnym błędem. I na naszym powiatowym podwórku są lekarze, którzy bardzo dobrze opiekują się pacjentami i niosą pomoc nie zważając na strajki. Wielka chwała im za to i społeczne podziękowania. (fz)

Wszyscy do strajku
Pacjenci, choć opinie mają podzielone, to zgadzają się w jednym – strajk środowisk medycznych nie dotyka bezpośrednio chorych. Z wypowiedzi wyraźnie przebija jednak gorycz i rozczarowanie wobec całej polskiej rzeczywistości – jakby zapaść naszej służby zdrowia odzwierciedlała sytuację całego społeczeństwa (jakby nie było elektoratu) i niemal każdego (przy wyłączeniu elit) obywatela.
- Skoro weszliśmy do Unii Europejskiej, to wszyscy powinniśmy godnie żyć. Wszyscy powinniśmy strajkować - mówi pacjentka jednej z siedleckich przychodni. Jej pogląd to bezradne zwątpienie – pani w średnim wieku uważa, że protest lekarzy jest słuszny, ale też nie rokuje poprawy sytuacji – ani służby zdrowia, ani pozostałych dziedzin życia. Przyczyna tego pesymizmu – ostatnie zmiany w prawie podatkowym i widmo obciążenia deklaracjami rządu składanymi środowiskom medycznym właśnie podatników.
Piętro niżej na wizytę czeka jeszcze bardziej rozgoryczona starsza pani:
- Ja, rencistka, przepracowałam wiele lat i nie mam gdzie zastrajkować, bo nikt mi nie dołoży, a dostaję najniższą rentę. Pracowałam w różnych warunkach, na odpowiedzialnych stanowiskach. Pacjentka, choć protest bezpośrednio jej nie dotknął, to wobec wiadomości docierających ze Śląska jest niechętna wyrażania przez personel szpitalny swojego sprzeciwu w takiej formie. – Nikt nie zarabia dużo, ale żeby chory czekał, a lekarz strajkował? Mnie to nie odpowiada. Nacisk powinien być wywierany w inny sposób.
I uzasadnia swoje zdanie: – Lekarz może sobie dorobić, rencista nie. Wypowiedź kończy gorzko: – Kiedyś, nawet w niedobrych czasach, nie było tak źle.
Same roszczenia lekarzy raczej za niesłuszne uważa inny pacjent przychodni – mężczyzna z wyglądu po trzydziestce: – Jeśli lekarz pracuje na pełnym etacie 160 godzin i w tym czasie nie ma praktyk, szkoleń i przyjęć w przychodni, to w porządku, ale jeśli w 10 godzin dyżuru jest to wliczone, to jestem przeciw podnoszeniu pensji.
Optymizm przejawia pacjentka siedleckiego szpitala miejskiego, w którego personel wstrzymywał się jak dotychczas z protestem. Starsza zoperowana pani chwali opiekę, miłe i przychylne podejście lekarzy i pielęgniarek. Jak mówi, polecano jej właśnie tę jednostkę, a nie szpitale warszawskie. A pytana o opinię nt. posunięć lekarzy na Śląsku, przyznaje: - Mogliby trochę poczekać, skoro rząd im obiecał. Jeśli wytrzymali tyle, to udałoby się i jeszcze trochę. Myślę, że im się poprawi, a z nimi i pacjentom.

Złorzeczenia
Kiedy 1 czerwca bieżącego roku wyczekiwałem w swojej kolejce do gabinetu poradni okulistycznej przy ulicy Czerniakowskiej w Warszawie, miałem okazję wysłuchać niewybrednych opinii pod adresem strajkujących lekarzy. Pacjentka z odległych Kielc, którą przywiózł samochodem syn opowiadała, że w kwietniu dostała skierowanie ze swojej przychodni rejonowej do Warszawy. Poradzono jej, żeby najpierw zadzwoniła. Jednak 7 kwietnia nikt nie chciał z nią nawet telefonicznie rozmawiać, bo był protest lekarzy, ale dzwonienie przecież kosztowało. Za kilka dni przyjechała do przychodni i wyznaczono jej gabinet i datę na czerwiec. W sumie ze skromnej renty protest lekarzy kosztował ją około 150 zł i to tylko w jednym przypadku. Rozmówczyni nie mogła zrozumieć, że protest lekarzy jest rzekomo w jej interesie.
A gdzie honor, powołanie i służenie chorym, bo przecież lekarze są ludźmi lepiej zarabiającymi w Polsce - perswadowała. Nie umiałem jej zaprzeczyć. Myślę, że nawet z ekonomicznego punktu widzenia wymuszanie wyższych płac w globalnej ekonomice jest bezsensowne. Z pustego to i Salomon nie naleje. (fz)

Strach chorować!
Przerażający czas dla cierpiących. Strajk lekarzy – a jak mogliby zareagować na to zjawisko ludzie chorzy? Też zastrajkować i bez łachy wyzdrowieć na własną rękę? Nie płacić żadnych cegiełek na szpital ani nic do kieszeni fartucha, ani w łapę, tylko przeszkolić się w homeopatii, w zielarstwie i w może „odczynianiu uroków” tak na wszelki wypadek. Tymczasem reumatyzm i zwyrodnienia wykręcają ludziom stawy, wystukują wiec chorzy numery telefonów do specjalistycznych klinik – a tam jeśli już cudem rejestratorka podniesie denerwująco brzęczącą słuchawkę – to w ubiegłym tygodniu kładła ją po prostu na biurku, a ewentualny pacjent mógł sobie posłuchać o czym i z kim te panie z ożywieniem rozmawiają, dopóki aparat sam tego jałowego połączenia nie rozłączył. To się nazywa włoski strajk. Personel jest w robocie, ale nic nie robi! W bardzo ważnej sprawie - ciężkiej operacji tętniaka, moja znajoma porozumiewała się z przykładowym dr. Kowalskim i dr. Zielińskim. Kiedy rozmawiała z Kowalskim – odsyłał ją do Zielińskiego, a Zieliński z kolei do Kowalskiego. I tak przez cały tydzień. Wcale się z tego nie usiłowali tłumaczyć. Zniecierpliwiona dotarła do trzeciego specjalisty, już prywatnie i ten za ustaloną kwotę raz dwa wyjaśnił wszelkie wątpliwości i z pozostałymi kolegami ustalił datę operacji. „Primum non nocere” – czyli po pierwsze nie szkodzić. Czy przeciąganie terminów badań lub zabiegów szkodzi pacjentowi czy nie? (bak)

Rozumieć, ale nie łamać zasad
Absolutnie solidaryzując się ze środowiskiem, rozumiem przyczyny tej desperacji. Tylko my – lekarze wiemy jak ciężka to praca i jak ważna dla obu stron. Dla lekarza i pacjenta. Cała odpowiedzialność, lata mozolnej pracy, lata nauki, a potem lata biedy na pierwszej, drugiej posadzie. Tymczasem lekarz też człowiek, zakłada rodzinę, rodzą się dzieci, potrzeby rosną, a sił na dodatkowe dyżury czy morderczą pracę w pogotowiu nie przybywa z wiekiem. Wierzę, że każdy lekarz z powołaniem do zawodu (innych nie powinno być!) nigdy nie postawi swojej sprawy przed potrzebą pacjenta. Jesteśmy dyspozycyjni, zdolni do poświęceń. Ale oczywiście jak w każdym zawodzie trafiają się złe wyjątki – miejmy nadzieję, że potwierdzające regułę. Strajk nie strajk, a lekarz wie, w jakim przypadku od chorego odejść nie może, nie może nie udzielić pomocy w poważnej sprawie. Ja nie strajkuję, to byłoby według mojego rozumienia w sprzeczności z przysięgą Hipokratesa – mówi lekarka–pisarka Aldona Kraus. (bak)

Nie tylko płace
Lekarze i pielęgniarki siedleckiego Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego kilkakrotnie włączali się ogólnopolskie akcje protestacyjne środowisk medycznych. Ich koledzy z innych ośrodków niejednokrotnie popadali w konflikt ze swoją dyrekcją. Jak roszczenia pracowników przyjmuje zarząd siedleckiej jednostki?
- Słusznym jest, że kadra świadcząca usługi zdrowotne domaga się lepszego traktowania i wzrostu nakładów finansowych – mówi dyrektor szpitala, Wojciech Kaszyński. – To odpowiedzialność za życie i zdrowie, stres, wiedza, dziesiątki lat nauki. To powinno być wynagradzane. Na całym świecie to elita – zawód niezwykłego zaufania.
Dlatego dyrekcja na miarę swoich możliwości przeprowadziła regulacje płacowe – we wszystkich komórkach – tak lekarzy i personelu białego, jak administracji. Jak tłumaczy dyrektor, szpital to jeden organizm, w którym wszyscy są wszystkim potrzebni i nie można nikogo pomijać. Normalizacje zostały wprowadzone w ścisłej koordynacji z zainteresowanymi grupami. Konsultacje doprowadziły oczywiście do kompromisu.
- To jest proste przełożenie. Poszanowanie i wynagrodzenie pracy środowisk medycznych to dobro pacjenta. A właśnie o nie zabiega szpital – mówi dyrektor Kaszyński, który docenia gotowość związków do współpracy.

Numer: 2005 26   Autor: (fz, syl, bak, jod, jot)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *