W stojeckich „Łyżkach”
Fabryka Wyrobów Metalowych w Stojadłach nie ma szczęścia do prezesów. Nowak nie podobał się Padzikowi, a ten narobił tyle strat, że w końcu przestał się podobać skarbowi państwa. Po prawie rocznych perturbacjach 14 kwietnia prezesurę FWM objął Tomasz Serafin, który chce „Łyżki” postawić na nogi
Lek na marazm
Prezes Serafin (rocznik 1959) ma doświadczenie w zarządzaniu spółkami prawa handlowego. Od 1992 roku był w organach zarządzających warszawskiej Ledy i Sawy oraz płockiego Cotexu, a przez ostatnie 3 lata prowadził postępowanie upadłościowe w imieniu ministerstwa skarbu. O vacacie w Stojadłach dowiedział się z prasy, a że szukał stabilnego zajęcia, postanowił sprobować. Tym bardziej, że z podwarszawskiego Izabelina do Mińska Mazowieckiego niedaleko. Ale nie było łatwo, bo konkurs trwał prawie rok ze względu na odwoływanie się poprzedniego prezesa. Przetrwał jednak trzy weryfikacje i od 14 kwietnia został prezesem jednoosobowego zarządu w stojeckiej spółce skarbu państwa.
Co zastał? Aktualnie FWM zatrudnia 32 osoby, z których 6 pracuje w biurze. Pracownicy są doświadczeni, właściwie większość w wieku przedemerytalnym, a młodych nie widać. Najmłodszy z nich, Wojciech Duda, przepracował w „Łyżkach” ponad 20 lat, a jako szef działu handlowego niewiele miał do powiedzenia, choć sprzedaż z roku na rok malała, powodując straty idące w setki tysięcy złotych. Od 100 tysięcy w 2003 roku do prawie trzystu w ubiegłym.
– Nie ma tragedii – uspokaja prezes Serafin.
– To fakt, że generowane są straty, ale nie na tyle groźne, by powodowały niewypłacalnośc firmy, co następuje, gdy zobowiązania przewyższają wartość majątku. Jednak – przyznaje prezes – płynnośc fiansowa spółki jest zachwiana. Nie na tyle jednak, by nie płacić pensji czy składek do ZUS-u. Wierzyciele muszą poczekać na pieniądze do co najmniej pół miesiąca po terminie.
Według Serafina bieda bierze się z małej ilości środków obrotowych, które wciąż się kurczą. Olbrzymie straty w 2005 roku to efekt zawirowań wokół poprzedniego prezesa. Gdy w zakładzie nie ma stabilności, trudno też o motywację do pracy. Widać to po obrotach finansowych spółki. O ile przychody w 2003 roku wynosiły 1,9 mln złotych, to w 2005 spadły o 600 tysięcy. Głównie przez zmniejszenie wpływów ze sprzedaży, które obecnie niewiele przewyższają dochody z najmu. Gdyby nie Signella, główny i dobry dzierżawca, byłoby jeszcze gorzej. Stąd pomysł prezesa, by aktywnie wejść na rynek, zarówno handlowy, jak i nieruchomości.
Przede wszystkim mieszkańcy regionu muszą poznać ofertę fabryki, która od wielu lat jest niezmienna. To ponad sto produktów metalowych – od sztućców po znane w całym kraju łańcuchy gospodarcze. Sztućce również mają swoich zwolenników, ale ostatnio przegrywały z tańszą o 30-40 procent chińszczyzną.
Stojecka fabryka to manufaktura, ale dzięki rękom sprawnych mistrzów wyroby są dobrej jakości, dorównującej nawet Gerlachowi. No, może brakuje im ekskluzywnego opakowania, złoceń i innych podwyższających estetykę dodatków, ale – jak podkreśla prezes – nie są to na pewno produkty jednorazowego użytku.
Teraz najważniejszy staje się rynek lokalny. Nie może być tak, że mińszczanie nie znają wyrobów Stojadeł.
- Gdy poznają, będą kupować – mówi z przekonaniem prezes Serafin. Już wkrótce rusza kampania reklamowa z ofertą cenową, a dla odbiorców hurtowych przygotowywany jest folder z pełnym asortymentem produktów FWM.
Stojeckie „Łyżki” chcą być marką znaną w całym kraju, a do końca bieżącego roku prezes Serafin zamierza wyjść z długów. Wie dobrze, że bez zainwestowania w promocję nie wyjdzie z marazmu. Załoga też musi w to uwierzyć, jeśli chce pracować i więcej zarabiać.
Numer: 2006 22 Autor: J. Zbigniew Piątkowski

Komentarze
DODAJ KOMENTARZ