Mija prawie rok od wydarzeń w budynku przy ul. Limanowskiego 1. Przypomnijmy, że na klatce schodowej i drzwiach dwóch lokali została rozlana rtęć. Był to przypadek czy celowe działanie – do tej pory nie ma jasności, bo z zeznań sprawcy skażenia nic nie wynika. Nikt z czynszówki nie ucierpiał, bo strażacka akcja neutralizująca działanie par rtęci była skuteczna

Ciężar rtęci

Mimo, iż było ono najbardziej skażone, Jadwiga Kowalczyk jako pierwsza wprowadziła się do swojego lokum i to wbrew zakazowi służb sanitarnych i miejskich. Lecząca się od lat na schorzenia płucne, pani Jadwiga nie skarży się jednak na zdrowie, ale na sytuację mieszkaniową, a właściwie na niemożność spłacenia długu czynszowego. Lokalne Zrzeszenie Właścicieli Nieruchomości administrujące budynkiem do maja ubiegłego roku upomina się od niej o 5.600 zł tytułem czynszu. Zdaniem lokatorki jest to kwota zawyżona, bo nie uwzględnia ona dodatku mieszkaniowego, jaki był jej przyznany przez urząd miasta i wpłacany bezpośrednio na konto LZWN. Ona sama wpłacała tylko różnicę pomiędzy wysokością czynszu, a dodatkiem mieszkaniowym, czyli ok. 60 zł miesięcznie. W pismach zarządu LZWN kierowanych do Samorządowego Kolegium Orzekającego i burmistrza nie podano konkretnych sum zadłużenia. Działania te doprowadziły do cofnięcia Kowalczykowej dodatku mieszkaniowego, bez którego suma długu systematycznie i rosła. Warunkiem przywrócenia dodatku było uregulowanie należności wobec LZWN. Tak ruszyła spirala zadłużeniowa. Przez ścianę z Kowalczykową mieszka Wiesława Werengowska i też, jak sąsiadka, wprowadziła się do skażonego mieszkania na własne ryzyko. Po prostu dość miała koczowania u rodziny i znajomych. Ryzyko było, bo nikt nie ogłaszał i do tej pory nie ogłosił, że zagrożenie rtęciowe w mieszkaniu nie występuje. Ponieważ nikt z domowników nie odczuł działania par rtęci, Werengowska przestała się przejmować skażeniem. Większe zagrożenie dla domowego budżetu przyszło ze strony zarządu LZWN, który w pozwie sądowym obciąża ją sumą 4 tys. zł. Podobnie jak Kowalczykowa, Werengowska miała przyznany dodatek mieszkaniowy. Był on wpłacany z urzędu bezpośrednio do kasy LZWN. Lokatorka wpłacała tylko różnicę w wysokości 60 zł miesięcznie. W jaki sposób i od kiedy czynszowy dług zaczął narastać, trudno określić, bo lokatorka nie mogła sprawdzić tego w dokumentacji zrzeszenia, choć o to się starała. Według pani Wiesławy, była ona winna LZWN 360 zł, a obciążona została dwukrotnie większą sumą, której nie była w stanie spłacić. Od tego momentu zaczęła się, znana skądinąd, spirala zadłużeniowa.
Administrowanie drewnianym budynkiem przy ul. Limanowskiego 1 przez LZWN skończyło się po tym, jak Zbigniew Kowalski stał się niewygodnym członkiem zrzeszenia i został z niego usunięty. Teraz, jako właściciel czynszówki, nie ma kłopotów z lokatorami, a narzeka na politykę mieszkaniową miasta. Nadal nie rozwiązany jest problem lokatorów kwaterunkowych. Władze miasta nie troszczą się o mieszkania, które zostały zagarnięte prawowitym właścicielom – chociażby sposób przyznawania i cofania dodatków mieszkaniowych. Pan Zbigniew uważa, że dodatek taki powinien być przyznawany na lokal, a nie na jego lokatora. Przecież czynsz przeznaczony winien być głównie na bieżące utrzymanie lokalu i jego remonty, a tylko w małej części na administrowanie nim. Odbieranie dodatków jest działaniem przede wszystkim na szkodę substancji mieszkaniowej. Żonglowanie dodatkami mieszkaniowymi jest elementem polityki personalnej, a według właścicieli lokali ma charakter niegospodarności, bo cofanie dodatków zmniejsza ich fundusz remontowy.
Obydwie panie są lokatorami kwaterunkowymi, co stwarza dziwną sytuację. Właściciel nie może się ich pozbyć, ani wyegzekwować sztucznie napędzonych należności. Ponadto Jadwiga Kowalczyk przed 20 laty lokal przy Limanowskiego 1 otrzymała jako tymczasowy po spaleniu jej mieszkania przy ul. Kazikowskiego. Jak to się stało, że stał się on lokalem docelowym? Brak zainteresowania zarówno substancją mieszkaniową miasta, jak i jej lokatorami, doprowadził do napiętych sytuacji, w których do ruiny doprowadzane są budynki oraz ich mieszkańcy.
PS. Z informacji, jakie do nas napłynęły wiemy, że Lokalne Stowarzyszenie Właścicieli Nieruchomości w Mińsku Mazowieckim nie figuruje w powiatowym spisie stowarzyszeń ani w Krajowym Rejestrze Stowarzyszeń. Co z tego wynika? Bardzo wiele, bo o ile jest to prawdą, to zrzeszenie działa niezgodnie z prawem i jego poczynania są również nieprawne. Nie mając nad sobą organu nadzorującego, jakim jest starostwo powiatowe, poczyna sobie samowolnie wiedząc, że pokrzywdzeni przez LZWN nie mają się do kogo odwołać. Kto położy kres tej samowolce?

Numer: 2005 09   Autor: jot





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *