- Co ma wisieć, nie utonie – mówią ludzie, spodziewając się
i wszystkiego złego, i dobrego. To tylko pozorna antynomia, ponieważ mniej ważny jest efekt, a liczy się nadzieja. Niezależnie, jak długo się czeka (bo On nie zawsze bywa rychliwy) naprawdę warto. Nie można jednak czekać bezczynnie, bo utoniemy zanim zło zawiśnie i zanim wyrosną nam skrzydła
Uskrzydleni...
Jak się czuje poeta przed promocją? Podobnie jak każdy czlowiek stojący na rozstaju dróg, któremu już obojętne, w którą stronę pójdzie. Ale po kilku krokach znowu przystaje, nie będąc pewnym, czy wybrał właściwy szlak? Ile razy można się zawahać, ile cofać, a ile drżeć, że coś się nie uda, nie spodoba innym? Miałem mieszane odczucia przed napisaniem każdego tekstu, przed wydaniem każdego z 447 numerów tygodnika, ale to nic w porównaniu z tomikiem wierszy. Ich metaforyczna szczerość raz mnie poraża, innym razem uskrzydla, daje wolność, jonizuje powietrze. Czego więcej można chcieć od życia, o co jeszcze prosić Rozstajnego?
Mają rację moje recenzorki – Irena Ostaszyk i Bożena Abratowska – niektórzy ludzie rodzą się poetami i zamykanie ich w klatkach życia kończy się źle. I dla nich, i dla poezji. Jeśli się nie wyzwolą, zgnuśnieją lub pójdą z weną na wódkę. Jedną, drugą, trzecią – aż do zatracenia. Wyzwoleniem jest miłość. Nie usportowiony seks, a prawdziwe szczere uczucie. Bo każdy pisze sercem, a jeśli go nie ma, niech lepiej pomyśli o innym zajęciu.
Musiałem to napisać przed dzisiejszym (czwartkowym) wieczorem poetyckim. Może kogoś tym zrażę, a może pomogę podjąć decyzję, że warto o 18.00 odwiedzić miński pałac. Nie obiecuję fajerwerków, ale trochę życia opisanego nocami. Nie tylko mojego, bo cóż byłaby warta poezja, gdyby w niej nie było Was – Czytelników. A jeśli nawet nie odnajdą Państwo w niej cząstki siebie – nie szkodzi. Pamiętajmy – co ma wisieć, nie utonie. Jest jeszcze przed każdym z nas tyle pięknych dni, tyle strun obudzonych serc, tyle pereł, po które wystarczy się jedynie schylić. Poezja – nawet najsmutniejsza – niesie radość, a kto kocha, nie umiera. Nie umiera też żaden poeta, a jeśli już, to nigdy nie wszystek.
W naszym „Sokole” o regionalnym rynku literackim pokazujemy kilkanaście osobowości (vide: s. 10-11). Znam twórczość każdej z nich, ale doprawdy trudno dociec, czyje książki będą czytane za 50-100 lat. Może się znudzimy jak wielu przed nami, może w ogóle przyszłe pokolenia zamienią książki na bezwartościowy popiół. Wierzę jednak, że człowiek uchroni poezję, bo nie ma nic od niej większego i piękniejszego.
Dzisiaj krócej, ale mam nadzieję, że nie gorzej, choć poetycko. Zachęcam do lektury kończącego kwiecień numeru Co slychać? Szczególnie polecam reportaże o mińskiej kulturze i z 10-lecia regionalnej Dąbrowki. Zespołowi i jego twórczyni – Bogusławie Bednarskiej należy się nie jeden, a sto wierszy. Tyle, ile przez dekadę miała koncertów, ile razy myślała o dzieciach i folklorze.
Numer: 2006 18 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ