W Mińsku

Mieszkańcy wspólnotowego bloku Spółdzielni Mieszkaniowej „Przełom” przy ul. Kościuszki 20 w Mińsku Mazowieckim są oburzeni. Twierdzą, że burmistrz Grzesiak złamał ustawę o ochronie danych osobowych, wysyłając im zbiorowe zawiadomienia o rocznej opłacie za wieczyste użytkowanie gruntu

Złamana ochrona?

W Mińsku / Złamana ochrona?

Należność z tytułu użytkowania wieczystego to niezłe dochody budżetów samorządowych i państwa, w którego imieniu pieniądze inkasują starostwa. Problem jednak nie w sumach i na co są wydatkowane, a w sposobie informowania o zapłacie.
Starostwo o należności z tytułu wieczystego użytkowania powiadamia raz, a potem tylko w sytuacji zmiany danych. Ale – w odróżnieniu od miasta – każdy zainteresowany otrzymuje zawiadomienie indywidualnie, nawet wtedy, gdy „jego” grunt jest częścią wspólnoty. Zawiadomienia burmistrza zawierają kwoty, nazwiska i adresy członków wspólnoty. Mieszkańcy bloku przy Kościuszki 20 uważają, że urząd łamie tym ustawę o ochronie danych osobowych.
- Gdyby te informacje dotarły do złoczyńców, jesteśmy wystawieni jak na tacy. Poza tym także dane można dowolnie przetwarzać – oburza się właściciel jednego z mieszkań. Wszystkie zawiadomienia o opłatach za wieczyste użytkowanie podpisuje burmistrz Grzesiak, a osobą odpowiedzialną za ich przygotowanie jest Grażyna Wadas z wydziału gospodarki nieruchomościami. Odsyła nas do szefowej – Małgorzaty Parol.
- Nie jest sprawą urzędu, że wysłany przez nas dokument wpadł w ręce osób trzecich – informuje kierowniczka. Zaprzecza, jakoby urząd złamał prawo, bo przecież nikt nie rozklejał tych zawiadomień na ulicy, a dotarły tylko do osób zainteresowanych. Mają oni równe prawa wobec gruntu wspólnoty, więc wszyscy muszą wiedzieć, co się dzieje z nieruchomością.
W takich przypadkach obowiązuje także zasada solidarności, tzn. że wierzyciel mógłby wysłać zawiadomienie komukolwiek i czekać na zapłatę całej kwoty.
- Nie chcemy mieszkańcom przysparzać kłopotów, a oni dziękują nam skargami, że uprawiamy bezprawie. Nie rozumiem, jakimi motywami kierują się ludzie szukający dziury w całym – dziwi się Małgorzata Parol.
Czy to już nie psychoza ukrywania wszystkiego, co wydaje się nam osobiste lub prywatne? Ustawa zabrania nadaremnego przetwarzania danych oraz podawania informacji szkodzącym obywatelom. Znikły więc wspólne listy płac, tablice z nazwiskami lokatorów w blokach, a BIPy urzędów aż zaroiły się od białych lub czarnych plam, bo przecież nikt nie może się dowiedzieć, komu np. umorzono podatek, chyba że ten akt łaski burmistrza czy wójta dotyczy firmy.
Dochodzi wręcz do fanaberii, jaką jest uzyskanie zgody na publikację zdjęć w prasie z imprezy jak najbardziej publicznej. A gdy jedna z młodych internetowych randkowiczek ujrzała swoje ciało w gazecie (twarz ukryliśmy, choć witryna jest na ostro) – doszła do wniosku, że naruszyliśmy jej dobra osobiste. Taka to jest wstydliwa Anna M. - uczennica I klasy mińskiego „Medyka”. Kiedyś mieszkańcy nowego bloku doskonale się znali, a przynajmniej rozpoznawali nazwiska. Dziś wszystko jest ukryte, przerażająco anonimowe.
Można z tego kręgu wyjść dość prosto, zostając na przykład radnym, posłem albo wójtem czy burmistrzem. Nie tylko, bo komornik też ma prawa wykraczające ponad ustawę o ochronie danych osobowych. Wystarczy popaść w długi dające mu prawo licytacji mienia.
Wszyscy mamy prawo do prywatności, ale bez przesady. Co innego wchodzić komuś do sypialni, a co innego ukłonić się sąsiadowi, który wychodzi z mieszkania z tabliczką „Kowalscy”. Chyba, że to będzie akurat pan Nowak. No, ale taka informacja chroniona jest ustawą o danych osobowych.

Numer: 2006 17   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *