W podmińskich lasach

Myśliwi ołowianych kul używali na grubą zwierzynę, śrutem razili ptactwo, zaś pocisków srebrnych chrzczonych w święconej wodzie używali, by skutecznie ustrzelić wilkołaka. Współcześni łowcy rzadko strzelają, bo zwierzyny jest niewiele i trzeba ją chronić, a wilkołaki wałęsający się po lesie są dwunożnymi istotami do złudzenia przypominającymi ludzi

Wilkołaki

W podmińskich lasach / Wilkołaki

Poranny wypad do lasu pokazał, jak wielkie szkody w rolnych użytkach wyrządzają dziki. W Łękawicy obejrzeliśmy łąkę świeżo zbuchtowaną przez stado dzików koczujących w pobliskim młodniku. Pod Sokolnikiem zatrzymaliśmy się na skraju pola uprawnego przylegającego do kompleksu leśnego zamieszkałego przez sarny, zające i stadko dzików. W poszukiwaniu pokarmu – żołędzi, orzechów i owoców oraz roślinnych korzonków, larw i dorosłych owadów – ryją one nieraz do głębokości 30 cm. Wzruszają wtedy i spulchniają ziemię, przez co powodują odnowienie podłoża dla runa leśnego. Wystarczy, że dzik wyjdzie z lasu na pola uprawne, od razu staje się szkodnikiem. Szczególnie wiosną, kiedy jego organizm domaga się uzupełnienia jadłospisu o bogate w białko i tłuszcze larwy owadów. Dziki nie czekają na ich przepoczwarzenie się, lecz wszystko, co nadaje się do zjedzenia wygrzebują spod ziemi. Żerowiskami stają się łąki i pola uprawne, a ulubionymi miejscami rycia - kretowiska i mysie nory. Łowcy płacą wtedy „podwójnie” – za szkody wyrządzone przez krety i dziki. Dlaczego płacą? Według polskiego prawa zwierzyna leśna znajduje się pod kuratelą myśliwych zrzeszonych w kołach łowieckich. Ich obowiązkiem jest opieka nad nią i odpowiedzialność za szkody, jakie wyrządzi. Rolnik, którego areał zostanie zniszczony, ma prawo do odszkodowania - po zgłoszeniu szkody łowcy szacują jej wartość, po czym najczęściej dochodzi do polubownych ustaleń. Są jednak cwani posiadacze gruntów, którzy z uprawy byle jakiej gleby niewiele mieliby dochodu. Symbolicznie obsiewają więc pole np. kukurydzą, by dziki na nim buchtowały. Sprytni właściciele zgłaszają potem pretensje do koła łowieckiego. Odszkodowanie jakie otrzymają, jest większe, aniżeli dochód z ewentualnych plonów. Myśliwi takie pola ogradzali pastuchami elektrycznymi, ale po jakimś czasie stwierdzali, że są one uszkodzone. Oznaczało to, że właścicielowi zależało na tym, by dziki wchodziły na jego areał.
Kosztowna wojna z cwaniakami skłoniła łowców do innych działań. W sąsiedztwie zagrożonych pól wystawili ambony, z których przepłaszają wychodzące z lasu dziki i prowadzą redukcyjny odstrzał. Bierną formą odstraszania zwierząt są paliki z symbolicznymi kukłami ustawiane w pobliżu zagrożonych pól. Rolnicy co jakiś czas przestawiają „strachy na dziki”, co daje niezły efekt.
Gorzej jest ze szkodami wyrządzonymi przez bobry, ale odpowiedzialność za nie ponosi skarb państwa, bo ssaki te są pod ścisłą ochroną. A co będzie, kiedy bóbr stanie się zwierzyną łowną? Wówczas kwoty odszkodowań wzrosną i kto wie, czy to nie będzie koniec kół łowieckich, przynajmniej niektórych. Wtedy życie zwierząt leśnych pozbawionych gospodarza ulegnie zdziczeniu. Rządzić w nim będą kłusownicy. Już teraz w okolicy Mrozów zwierzęta giną od strzałów z obrzynów przechowywanych w skrytkach od czasów II wojny światowej. Powołana ostatnio straż łowiecka ma wiele do zrobienia i o jej działalności oraz bobrowym zagrożeniu napiszemy wkrótce.

Numer: 2006 16   Autor: Józef Lipiński





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *