W mińskiej gminie

- Źle się dzieje w naszej gminie, skoro już radni nie przychodzą na sesję – grzmiał Mieczysław Kosiński, gdy na powtórnie zwołanym posiedzeniu zjawiło się tylko sześcioro radnych. Oskarżył nawet wójta Dąbrowskiego o maczanie palców w tej prowokacji, która jest zamachem na samorządność

Stan zamachu

W mińskiej gminie / Stan zamachu

Od kiedy samorządy lokalne ogłoszono cudem 15 lat demokracji III Rzeczpospolitej, wielu radnym wydaje się, że mogą chwycić byka za rogi. Niestety, prawo jest prawem, a kompetencje wójta czy burmistrza nie do naruszenia. Tak się stało z uchwałą podmińskiej rady, nakazującą wójtowi dzielenie subwencji oświatowej według liczby uczniów w szkole. Wojewoda uznał to za akt bezprawia, więc radnym pozostało albo przyznać się do błędu, albo zaskarżyć postanowienie wojewody do sądu administracyjnego.
Przewodniczący Tadeusz Kosobudzki nie miał wyjścia – musiał zwołać sesję nadzwyczajną do 15 kwietnia. Wybrał czwartek 30 marca, ale obrady nie doszły do skutku z powodu braku quorum. Oprócz Szopy, Kosińskiego, Juszczyka i Tymińskiego – inicjatorów sesji, do Mińska Mazowieckiego dojechał tylko radny Celiński. Po krótkiej dyskusji ustalono spotkanie na poniedziałek 3 kwietnia. I znowu konsternacja. Na sali byli wszyscy oprócz wystarczającej do podejmowania uchwał liczby radnych, z tym, że Celińskiego zastąpił Rozbicki.
– To koniec samorządności, czy nie ma kary na taką bezczelność radnych? – wyrzuciła z siebie radna Barbara Szopa.
– Pani Szopa już wcześniej jajkami niszczyła samorząd. Który radny przyjdzie na sesję, gdy są takie sztuczne punkty obrad? – ripostował wójt Dąbrowski, zarzucając opozycji wywoływanie niepotrzebnych sensacji, a przewodniczącemu niedotrzymanie ustawowego terminu 7 dni na zwołanie sesji. Tłumaczył też radnych z absencji. Jednemu wypadła komisja zdrowotna aż w Lublinie, innemu pogrzeb, a pozostali nie mogli załatwić sobie zastępstwa w pracy lub zachorowali.
- Nie wiem co się dzieje, tylko dwóch (Padzik i Stosio) usprawiedliwiło się, a reszta ani me, ani be – dziwił się Kosobudzki.
- Dyskusja o sanitacji gminy to nie byle co. A w ogóle, dlaczego pan, wójcie, tworzy takie opinie radnej Szopowej, skoro jeszcze nie wiadomo, czy ona będzie kandydowała na przewodniczącą komisji oświaty w miejsce radnego Pucelaka? – bronił programu sesji i koleżanki radny Kosiński. A za chwilę oskarżył publicznie wójta za absencję popierających go radnych, którzy tworzą sitwę z władzą.
- A sołtysi robieni są na idiotów – ciągnął Kosiński. Jak będzie sesja absolutoryjna, to wójt ściągnie nawet Bazyla, który już dawno powinien złożyć rezygnację. Honorowo jak Pucelak, gdy doszedł do wniosku, że nie pogodzi komendantury w Halinowie z obowiązkami radnego.
– To kto jest winny, wójt czy przewodniczący? – pytał retorycznie Kosiński. Wyszło na to, że przewodniczący miał przed pierwszą nadzwyczajną sesją zapewnione przez radnych quorum.
– Nie wiem co się stało, że nie przyszli – dziwił się zdenerwowany Kosobudzki.
– Nie trzeba ustalać terminów sesji pod siebie, a pod radnych – konstatował absencję wójt Dąbrowski.
Czy najbliższy czwartek (6 kwietnia) będzie wreszcie szczęśliwym terminem? Wójt twierdzi, że nie, bo on osobiście zaskarży podjęte uchwały z uwagi na niedotrzymanie procedur. Za nieprawnie zwołaną sesję nie wypłaci też diet, a ich brak to kolejne absencje i pretensje. O co tak naprawdę chodzi? Widać jak na dłoni, że w mińskiej gminie rozpoczęła się kampania wyborcza. A pierwszą, ważną próbą sił będzie sesja absolutoryjna w końcu kwietnia.

Numer: 2006 15   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *