Drodzy czytelnicy

Zanim się obejrzeliśmy, minęło śródpoście i przyszła wreszcie wiosna. Tak długo na nią czekaliśmy, że jej zapach nas aż poraża. Nie do oglądania jest jednak zgniła szarość jeszcze nieobudzonej zieleni, a nie do przebrnięcia - błoto ziemnych ulic. Takich – wbrew pozorom – nawet w Mińsku Mazowieckim nie brakuje. Na szczęście Srebrna nie zamierza nikogo podtopić

Kwiaty w błocie

Drodzy czytelnicy / Kwiaty w błocie

Trzeba uważać, idąc chodnikiem po niewłaściwej stronie ulicy. Nie miał szczęścia młody mińszczanin, bo tuż obok Żabki przy ul. Warszawskiej spadły na niego z dachu zwały zlodzonego śniegu. Doniesiono nam, że chłopak zmarł, ale to nieprawda – został tylko poturbowany. Szczęście w nieszczęściu? Pewnie tak, jednak znowu mamy dowód, jak niezbadane są wyroki boskie czy ślepego losu – wybór należy do czytelników. W każdym razie trzeba patrzeć nie tylko pod nogi, ale też czasami za siebie i w górę. Niekiedy otrzymamy łaskę i w porę nas przeczucie ostrzeże, ale przeważnie musimy się sparzyć, by poczuć ból życia bez hamulców.
Rekolekcje wielkanocne są właśnie doskonałą porą, by choć na chwilę zmienić kąt patrzenia. W tym roku na pomoc księżom przyszli policjanci. Nie, nie jako ochrona duchownych, którzy jeszcze jakoś sobie radzą z rozbrykaną młodzieżą, ale w roli fachowego medium, które doskonale zna przyczyny i metody grzeszenia. No, może nie przeciw wszystkim przykazaniom boskim i kościelnym, ale gdyby nawet mówili tylko o szerzącym się jak plaga złodziejstwie, to i tak wiele. A po prelekcji wzmocnionej audiowizualnym pokazem – do spowiedzi, by nikt nie zapomniał przed chwilą przypomnianych win. Gdyby jeszcze ksiądz mógł wyjawić stróżom prawa kto, gdzie i jak grzeszył, mielibyśmy wreszcie czwartą RP prawą i sprawiedliwą. Niestety, nawet największy grzech musi zostać w konfesjonale i dlatego Kościół trwa ponad dwa tysiąclecia.
Taki sukces nie grozi miesięcznikowi „Sukces”, który wyciął (dosłownie, bo nożykiem z wydrukowanego już czasopisma) felieton Manueli Gretkowskiej o braciach Kaczyńskich. Pisarka twierdzi, że paranoja strachu przed bliźniakami sięgnęła dna. - To nie my, to autocenzura wydawcy – zaprzeczają Kaczyńscy. Samoograniczanie się jest trudne, ale może przynosić zaskakujące skutki. Jak psychoterapia na własnym mózgu i ciele. To rodzaj ascezy, o której dzisiaj nie pamiętamy albo mamy ją w jak najniższym poszanowaniu. Najważniejszym skutkiem autocenzury jest wolność sumienia i lekkość myśli, dzięki którym brudy świata są poza nami. Nie znaczy to wcale, że ich nie widzimy, że są nam obojętne lub nas nie bolą. Owszem, dotykają nas, ale umiejmy je z siebie wyrzucić (najszybciej jak możemy), by nie zatruwały serca i duszy. Jak świeże śmieci z domu, by zgnilizna nie popsuła powietrza. Jak natręta idei, który tylko swoje racje uważa za słuszne, a jeśli ktoś myśli, mówi lub pisze inaczej, staje się jego wrogiem.
Ojciec Rydzyk ma jednak rację, nawołując: - Alleluja i do przodu. Dodałbym tylko (przestrzegając naśladowców) – bez tratowania innych, a niewinnych. To też boże stworzenia, choć uboższe w pazury i ślinę. A może oni po prostu nie potrzebują pośredników w drodze do wiekuistego szczęścia? Może moherowe berety noszą bez względu na modę, a może mają na nie uczulenie?
Róbmy swoje – śpiewał nam jeszcze w PRL-u Wojciech Młynarski, któremu w ubiegłym tygodniu stuknęły złote gody twórczości. Idźmy więc do spowiedzi, do lasu podziwiać przebiśniegi, piszmy wiersze, heblujmy drewno, obżerajmy się nie bacząc na post, a nawet przybijmy się do krzyża, jeśli tylko będziemy w stanie znieść ból, ale - na miłość boską - nie wchodźmy w czyjeś życie ociekającymi złem buciorami! A jeśli nie potrafimy się powstrzymać, to trzeba – jak zmarły w poniedziałek Stanisław Lem – pisać o przyszłości bez Boga, ale za to pełnej wirtualnej nicości. Pisarz jeszcze tuż przed śmiercią twierdził, że jest niewierzący, ale nie potrafił udowodnić, jakim cudem zaczął pisać. Może to efekt zbuntowanego aminokwasu ze sznureczka DNA, a może niezbadana siła kosmosu. Niech i tak będzie, bo jakkolwiek byśmy jej nie nazwali, to przecież była, jest i nie ustanie. Obojętne czy przeżyjemy post w umartwianiu, czy na swawolnych hulankach. Może jednak warto choć raz w roku spojrzeć w siebie, by wiosenne kwiaty nie zakwitały w błocie.

Numer: 2006 14   Autor: J.Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *