- Przez wiele lat opiekowałam się niedołężnymi sąsiadami. Wtedy byłam dla ich dzieci kochana i niezastąpiona. Ale teraz, gdy ja potrzebuję wynająć mieszkanie dla rodziny głuchoniemego syna, niewdzięcznicy nabrali wody w usta – skarży się Krystyna Orlicz, mieszkanka mińskiego osiedla ZNTK na Zatorzu

Niema nadzieja

Sebastian urodził się w 1981 roku, tuż przed stanem wojennym. Orliczowie cieszyli się z pierwszego syna i nic nie wskazywało, że za rok przeżyją tragedię. Sebek zachorował wiosną ’82 na zapalenie płuc i to ropne, więc trzeba go było ratować końskimi dawkami streptomecyny. Lekarze ostrzegali rodziców, że w efekcie terapii może stracić słuch, ale musieli zdecydować – śmierć lub niepełnosprawność.

Tego poranka Krystyna nie zapomni do końca życia. Właśnie po długiej przerwie wybierała się do pracy w ZNTK. Przed chorobą synka też nastawiała sobie budzik, a Sebastian odwracał główkę w kierunku dzwonka. Tym razem nawet nie spojrzał. Wiedziała, że antybiotyk może odebrać mu słuch, ale dopiero teraz do niej dotarło, że ma głuche dziecko. Załamała się, odcięła od ludzi, ale jak długo można żyć w bólu i wstydzie? Tym bardziej, że Sebek rósł na mądrego chłopca. Odważyła się go wyprowadzić do dzieci na piaskownicę, a gdy chciał się za wszelką cenę nauczyć jeździć rowerem, nie płakała nad jego siniakami i rozbitym nosem. - A lekarz to nie mógł się nadziwić, że on tak w jeden dzień już potrafił jeździć, bo przecież głuchoniemi mają zaburzony zmysł równowagi – wspomina matka. Twierdzi też, że Sebka nie rozpieszczała, zmuszając go do mówienia. Celowo nie uczyła się języka migowego, by artykułował swoje potrzeby i rozumiał mowę ust. „Migać” nauczył się w szkole dla głuchoniemych przy ul. Łuckiej w Warszawie. Tam też poznał swoją dziewczynę Joasię. Jeździł do niej do Lublina i tak wyjeździł sobie żonę. Przed ośmioma miesiącami urodziła się im córeczka – Maja. Dali jej takie proste imię, by mogli ją oboje zawołać. Bo choć sami porozumiewają się głównie rękami, dwie sylaby potrafią powiedzieć. Mówią więc do córeczki Maja, a ona ich... słyszy. - To istny cud, o którym wiedzieliśmy zaraz po urodzeniu, gdy Mai zrobiono badanie przesiewowe słuchu – cieszy się babcia Krystyna. Maja więc nie tylko słyszy, ale i wymawia już pierwsze głoski, a nawet wyrazy jak – nie, tata, mama i baba. A nocą, by „usłyszeć” jej płacz, mama trzyma rękę przy jej ciele wyczuwając każdy ruch córeczki. Są szczęśliwi, ale nie do końca. I nie proszą Opatrzności o powrót słuchu, bo to niemożliwe, a o... mieszkanie. Po ślubie przyjęli ich pod dach rodzice, ale nie da się normalnie żyć w 6 osób w dwóch pokojach i kuchni. Tym bardziej, że jest jeszcze Kasia, której nauka w liceum i wiek wymaga odpowiednich warunków. Młodzi Orliczowie nie chcieli być uciążliwymi współmieszkańcami, więc wynajęli lokal. Potem drugi i trzeci, bo się nagle okazało, że nie mogą dalej mieszkać za wcześniej ustaloną cenę. A ich nie stać na płacenie za pokój z kuchnią po 800-900 złotych, gdy renty obojga to niecałe 1,2 tysiąca.
- Czyżby w Mińsku Mazowieckim nie było tańszych mieszkań? – dziwi się Krystyna. Twierdzi, że jej syn jest zaradny i pracowity, a czasami uda mu się parę groszy dorobić. Mógłby więc odrobić czynsz lub przynajmniej jego część. Poza tym nie mają wielkich wymagań – wystarczy im mały pokoik z łazienką, nawet w oficynie, nawet w burmistrzowskich barakach.
***
Cenę wynajmu mieszkań ustala wolny rynek, ale może ktoś z naszych czytelników ma jeszcze wolę czynienia dobra? Ta młoda rodzina potrzebuje dziś pomocy i potrafi się odwdzięczyć za okazane serce. Jeśli więc mają państwo mieszkanie do wynajęcia za 400-500 zł miesięcznie, prosimy o telefon do naszej redakcji (758 89 13). Pomóżmy głuchoniemym rodzicom, którzy chcą w godnych warunkach wychować swoją słyszącą córeczkę.
PS. Nazwisko bohaterów reportażu, na ich prośbę, zostało zmienione.

Numer: 2005 08





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *