Wiosnę zobaczymy dopiero w kwietniu. To pewne, jeśli popatrzy się na ulice w mieście. Na wieś kwietna panna może dotrze dopiero w maju, bo tyle śniegu (pokrywa sięga metra) dawno na polach nie widziano. Może to i lepiej, bo mróz usypia wirusy ptasiej grypy i póki co możemy spać spokojnie. Chyba, że bociany przyniosą z południa coś więcej oprócz noworodków
Diabły w szczegółach
Podczas piątkowej rowerowej przejażdżki w okolicach Kędzieraka natknąłem się na padłego ptaka. W związku ze wzmożoną czujnością postanowiłem ten fakt zgłosić do powiatowego inspektora weterynarii w Mińsku – pisze do mnie zirytowany czytelnik. Co go tak zdenerwowało? Ano fakt, iż mimo zapewnień, że ptakiem zajmie się lokalny weterynarz, wieczorem nie było ani jednego śladu jego działalności, a ptaszek leżał nienaruszony w tym samym miejscu.
– Czy w dobie zagrożenia epidemią tak daleko posunięta ignorancja i rutyniarstwo są na miejscu? – pyta czytelnik, załączając do e-maila zdjęcie padłego ptaka.
A ja się wcale inspektor Rechnio nie dziwię. Mieszka w Cegłowie, to co ją obchodzą mińskie ptaszki i to w Kędzieraku. No, chyba że byłoby to jakieś wielkie ptaszysko... A może po prostu główny weterynarz nie dał odpowiedniej instrukcji? Trudno dociec, jak w ogóle niemożliwe jest uzyskanie od szefowej PIW jakiejkolwiek informacji. Jaki pan – taki kram.
Każde przysłowie można odnieść do każdego szefa i każdej instytucji, gdyby nie diabły tkwiące w szczegółach. Na początku mojej działalności wydawniczej, tj. ponad 10 lat temu, bo w dziennikarstwo bawię się od 1977 roku (jeszcze w lubelskim „Kurierze” i chełmskiej „Kamenie”), jeden z autochtonów rzekł mi na stronie, że każdy przybysz, nawet gdyby nie wiem jak się starał, nie dorówna rdzennemu mińszczaninowi.
Fobia i nietolerancja są córami strachu. Strachu przed obcymi, którzy w nowym miejscu są bardziej energiczni, wręcz elektryzują pomysłami, bo nie mają nic do stracenia. Uda się, to dobrze, nie uda – pojadą gdzie indziej szukać przystani. Wielu przybyłych do Mińska i okolic miasta udało się nad wyraz, by wspomnieć tu tylko Zbigniewa Grzesiaka, Jana Wiśniewskiego, Stanisława Czajkę czy Czesława Mroczka, który wszakże tylko zza Kałuszyna, ale zaistniał jako mińszczanin. Są i inni, ale – co ciekawe – wielu nie ujawnia głośno swego pozamińskiego pochodzenia, by nie drażnić, nie prowokować autochtonów.
Ile trzeba czasu i jakich działań, by stać się prawdziwym synem miasta lub wybranej wsi? Ile poznać historii, do ilu zajrzeć zaułków, ile wypić wódki, by zostać zaakceptowanym? Według świeżych osiedleńców najlepiej nie robić nic i ponarzekać sobie na anonimowych forach. Zazwyczaj w formie puszczanych w miasto plotek, a nawet pomówień. Tak jest i będzie, dopóki miasto i wianuszek podmiejskich osiedli będzie tylko sypialnią Warszawy lub daczą na weekendowe balangi.
Nie łudźmy się - sypialniowcy nie będą klientami miejscowych sklepów, nie pójdą do mińskiego kina, nie przyjdą na najbardziej kulturalną imprezę w pałacu. Nie będą się też leczyć u mińskich lekarzy, bo sądzą, że w stolicy nawet wstydliwa choroba nie wyjdzie na jaw. Mylą się - tam pracują także ich znajomi, a może nawet sąsiedzi, o czym prowarszawscy bojaźliwcy nie mają pojęcia. Ale ja ich rozumiem, bo co innego wyciąć wyrostek czy wstawić zęby w warszawskiej klinice, a co innego u znajomego doktora, którego pamięta się jako zasmarkanego chłoptasia uganiającego się po osiedlu za piłką. To takie szczegóły, ale jakże ważne, by zrozumieć mentalność zagubionych w przeszłości starych elit i nie kochających nowego miejsca przybyszów.
Weźmy na przykład Laury – prestiżowe nagrody mińskiego starosty. Aż mnie korci, by sprawdzić, ilu tam nagrodzonych tubylców, a ilu pobytowców czy osiedleńców. Podobnie się dzieje z tytułami zasłużonych dla Mińska Mazowieckiego i jego honorowych obywateli.
A tak a’propos Laury tegorocznej czyli za 2005 rok, to jestem prawie pewny, że statuetki pójdą do... Nie, bez nazwisk, bo poznamy je już w środę podczas laurowej gali w auli ZS-1. Pozdrawiam wszystkich czytelników - wszystkich niezależnie od pochodzenia, rasy, wiary, etc... nawet tych z diabłem za skórą.
PS. Trwa sezon popularnych imienin. Wszystkim Krystynom, Bożenom, Grzegorzom, Józefom, a także moim imiennikom – Zbigniewom życzę spełnienia najskrytszych marzeń.
Numer: 2006 12 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ